Słońce leniwie przedzierało się przez zasłony, oświetlając twarz Eddiego. Zmarszczył nos, na którym już pod wpływem światła, pojawiły się blade piegi. Chłopiec po raz pierwszy od dawna, obudził się z uśmiechem na twarzy. Przez całą noc nie nawiedziły go koszmary.
Eddie był szczęśliwy. Jak mógłby nie być? Wczoraj pocałował Richiego!
A jeszcze nie tak dawno, wierzył, że nigdy się nie zakocha. Nie, wróć, poprawka. Nigdy nie sądził, że będzie na tyle odważny, aby się do tego przyznać, przed samym sobą.
Gdy do Eddiego w końcu dotarło, że widzi w Richiem kogoś więcej niż przyjaciela, wpadł w panikę. Zakochanie, w jego przypadku nie wyglądało, jak w bajkach Disneya, gdzie księżniczki śpiewają o swoich książętach z bajki.
Eddie nie chciał śpiewać o kolorowych koszulach Richiego, oraz o tym, że, gdy chłopiec starał się skupić nad instrukcjami Stana, dotyczącymi składania origami, przygryzał język. A przy tym wyglądał, jak dziecko, próbujące rozwikłać najtrudniejszą łamigłówkę (koniec końców, papierowa kulka, z której miał się wyłonić żuraw, przeleciała przez całą klasę, trafiając Mike'a w głowę).
***
Eddie lekkim krokiem zszedł na dół. Z wielką ulgą przyjął fakt, że jest sam w domu. Niestety, nie napawał się ciszą zbyt długo. Usłyszał dźwięk przekręcania kluczy w zamku. Do mieszkania weszła Sonia, obładowana torbami z namalowanym logiem apteki w Derry.
–Dzień dobry, kochanie. Jak się spało?–zawołała Sonia.
Wyglądało na to, że kobieta również ma dobry humor. Nie często widywał matkę podśpiewującą wesoło. Przywykł do ponurej Sonii, która zaraz po zamknięciu drzwi narzekała na ceny leków, dzisiejszą młodzież i za długie kolejki.
–Dobrze– odpowiedział, badając kobietę wzrokiem.
Sonia postawiła torby na blacie w kuchni. Zanurkowała w jednej z nich, zachłannie wyjmując wszystkie specyfiki, aby znaleźć ten, o którym myślała. W końcu, ogłosiła zwycięstwo nad poszukiwanym opakowaniem, triumfalnym okrzykiem mam cię! Pani K. potrząsnęła małą, zieloną buteleczką, tuż przed oczami Eddiego.
–Popatrz, co dla ciebie mam.– zawołała, podrzucając opakowanie, niczym ukochaną zabawkę.
–Mamo, przecież nie miałem ataku astmy, od dłuższego czasu. Poza tym, pan Keene mówił, że...
–Nie chce znowu słyszeć o placebo! Woda zamiast lekarstwa, co za nonsens!
Kobieta wyszła z pomieszczenia, kręcąc głową z niedowierzaniem. Doskonale pamiętała dzień, w którym jej syn poinformował ją, o fałszywych tabletkach. Gdy leżał w szpitalu, ze złamaną ręką mogła sobie to tłumaczyć mocnym wpływem środków przeciwbólowych, ale potem stawało się coraz gorzej. Eddie odmawiał brania leków i choć sama zauważyła zanik objawów astmy, nadal będąc w aptece sięgała po formoterol.
***
Chłopiec usłyszał włączanie telewizora, którego dźwięk od śmierci Franka idealnie wypełniał ciszę, pozostawioną przez rodzinne rozmowy przy stole.
Sonia bez drgnięcia powieki pochowała męża, co dla mieszkańców Derry, było nie do pomyślenia. Po pochówku nie nosiła czarnych ubrań, wiodła -na pozór- zwykłe życie. Nawet nieraz można było usłyszeć jej śmiech, szczególnie, gdy poznawała świeżutką plotkę na temat młodych mieszkanek miasta. Karma w końcu o sobie przypomniała. Ludzie zaczęli szeptać za jej plecami twierdząc, że podczas spuszczania trumny jej męża do dołu, odetchnęła z ulgą. Oczywiście, nie było to prawdą.

CZYTASZ
Elastic heart {Reddie} √
FanfictionEddie jak większość nastolatków w liceum przeżywa swoje pierwsze zauroczenie. Problem polega na tym, że osoba, która skradła jego serce nazywa się Richie Tozier. ((książka zawiera oryginalną postać))