–Eddie wrócił do szkoły!–zawołała Beverly, podbiegając do grupy. Wszyscy poderwali się z miejsc, chcąc usłyszeć szczegółowe informacje.
–Skąd w-wie-wiesz?–zapytał Bill z nadzieją na szybkie spotkanie przyjaciela.
–Nie zdradzam moich źródeł.–uśmiechnęła się tajemniczo.
–No to ja zdradzę, Betty Ripson widziała, jak wchodził do szkoły.–dodał Stan, uśmiechając się szeroko.
–No i co z tego?–odpowiedział Richie.
Jego urażona duma nie pozwalała mu przyznać, że tęsknił na chłopcem i odetchnąłby z ulgą, gdyby w końcu mógłby go zobaczyć.
–Dla twojego dobra, zignoruje to pytanie– powiedziała Beverly z nutą irytacji w głosie.
Rozmowę przerwał dzwonek. Przyjaciele rozeszli się do swoich klas poza Richiem, który nie śpieszył się na lekcje. Gdy korytarz był już mniej zatłoczony, ruszył przed siebie. Chłopiec prawie zderzył się z Eddiem, który wyszedł zza zakrętu.
–Przepraszam, nie chciałem...Eddie?–Richie nerwowo poprawił okulary, spadające z nosa.
Richie uśmiechnął się krzywo. Chłopiec go odwzajemnił, lecz nie dosięgnął jego zaszklonych oczu. Eddie wyglądał na o wiele bardziej zmęczonego niż zwykle.
–Naprawdę przepraszam, za to co wtedy powiedziałem.– Ciągnął dalej Richie. Zbliżył się do astmatyka, jednak ten gwałtownie się odsunął, podkurczając ręce.
–Tak, ja też. Musze iść.– Eddie nie zaszczycił Richiego kolejnym spojrzeniem. Ominął go szerokim łukiem i szybko udał się przed siebie.
***
–I wtedy po prostu odszedł.–Richie skończył swoją opowieść, upadając teatralnie na swoje krzesło. Przy okazji uderzając z impetem w Mike'a, który właśnie zabierał się do jedzenia.
–Eddie od kiedy wrócił zachowuje się naprawdę dziwnie– powiedziała Rebecca.
–Nie, wy-wydaje ci się– odpowiedział Bill, starając się przekonać samego siebie.
–Ona ma racje– zabrzmiał stanowczo Stan.
–Na serio? To znaczy...no jasne, że mam.– Rebecca zaczynała się coraz bardziej niepokoić o Eddiego, jeśli nawet Stan uważał, że nie dramatyzuje, to coś tu nie gra.
–Czemu tak myślisz, Stan?–zapytał Ben.
–Bo właśnie wchodzi na stołówkę, trzymając Lucy za rękę.– Opanowany ton Urisa podziałał na grupę, jak sygnał ostrzegawczy. Wszyscy jednocześnie odwrócili się w stronę wejścia.
Rzeczywiście, Eddie wszedł na salę ciągnięty przez wroga klubu frajerów numer jeden- Lucy. Po wymienieniu spojrzeń, przyjaciele udali się w stronę stolika, zajętego przez Eddiego i uczennice.
–Zanim cokolwiek powiecie, musicie wiedzieć, że Eddie już nie chce się z wami przyjaźnić. Macie na niego zły wpływ– zaczęła Lucy, unosząc dłoń uciszyła pozostałych.
–Znowu to samo. Przerabialiśmy to parę lat temu, gdy złamał rękę. Tak wiemy, mamy na niego zły wpływ bla bla bla udław się budyniem.– wypalił Richie, nie zwracając uwagi na zdezorientowane spojrzenia reszty.–Mam rację, prawda? Powiedz jej Eddie!
–Nie mów mu co ma robić! Eddie, powiedz im, żeby w końcu się od ciebie odczepili!–wrzasnęła dziewczyna, tupiąc nogą.
–Eddie, no powiedz jej!
–Eddie!
Po chwili krzyki Lucy i Richiego stały się nie do zniesienia. W stołówce zaczynało być coraz głośniej, a Eddiemu brakowało powietrza. Przed oczami pojawiły się czarne plamy. A serce zaczęło bić o wiele szybciej.
A co jeśli to stan przedzawałowy, pomyślał mimochodem. Pięknie, umrę na takiej brudnej podłodze.
Wybiegł z sali przeczuwając, że zaraz zemdleje. Na szczęście, gdy popchnął drzwi i znalazł się na korytarzu, odciął się od zgiełku rozmów. Chcąc pobyć sam, udał się do swojego bezpiecznego miejsca.
***
Eddie dotarł do sali teatralnej. Usiadł pod sceną i użył inhalatora. Odchylił głowę do góry starając się uspokoić, podziwiał rysunkowe imitacje gwiazd na suficie.
Następnie ruszył w kierunku kulis. Wszystkie dekoracje upchane w kąt, wyglądały dziwnie znajomo. Jakby sam był przy ich tworzeniu. Na ścianach widniały zdjęcia grup teatralnych z poprzednich lat. Na jednym z nich, chłopiec podobny do Eddiego roześmiany od ucha do ucha, machał do widzów ze sceny. Musiał być wtedy szczęśliwy, najszczęśliwszy w swoim życiu...Jednak, to nie mógł być Kaspbrak, normalni chłopcy nie chodzą w sukienkach. A już na pewno nie on.
Nieopodal, na manekinie, dumnie prezentowała się suknia z poprzedniej fotografii. Wyglądała o wiele ładniej na żywo. Chłopiec dotknął delikatnego materiału.
Ale z ciebie ładna księżniczka, Eds! Głos Toziera głośnym echem zabrzmiał w głowie Eddiego.
Wspomnienia hurtem zaczęły do niego wracać. Eddie czuł, jakby obudził się z długiego snu i rzeczywistość próbowała mu pokazać, co działo się, gdy nie było go wśród żywych.
Przypomniał sobie, jak kochał widok Richiego zasiadającego tuż obok na stołówce. Jak się czuł, gdy w dzień premiery Richie prawił mu komplementy. Wspomnienie szalejących motylków w brzuchu, gdy w końcu udało mu się pocałować chłopca.
Ja...ja lubię cię Eddie. Znaczy, tak lubię lubię. Nie lubię cię w stylu jesteś dobrym kumplem, ale lubię cię tak, że chciałbym trzymać twoją rękę, gdy oglądamy film lub...no wiesz...dzielić koktajl na spółkę tak, jak robią to inne pary. Eddie, tym razem usłyszał słowa Richiego tak wyraźnie, jakby chłopiec był przy nim.
Eddie uśmiechnął się na myśl o tym dniu, aby zaraz znów przeżywać na nowo chwilę z balu.
–You came out of nowhere and you cut through all the noise. I make sense to the madness when I listen to your voice–zaśpiewał Eddie.
Richie zawsze był tym, który pomagał mu się uspokoić, ale i tym, który wprowadzał najwięcej zamieszania w jego myślach. Chłopiec jednak nie żałował ani jednej chwili poświęconej jego piękności w okularach.
–Darling only you, can ease my mind–usłyszał za sobą Kaspbrak.
Odwrócił się gwałtownie, aby stanąć oko w oko z Tozierem. Ani myśląc oboje rzucili się sobie w objęcia, przepraszając za wszystko, oraz obiecując, że już nigdy nic ich nie rozdzieli.
((jeszcze tylko dwa rozdziały do końca yay!!)
CZYTASZ
Elastic heart {Reddie} √
FanfictionEddie jak większość nastolatków w liceum przeżywa swoje pierwsze zauroczenie. Problem polega na tym, że osoba, która skradła jego serce nazywa się Richie Tozier. ((książka zawiera oryginalną postać))