Prolog

245 5 3
                                    

Temperatura na dworze wynosiła około trzydziestu stopni, przy lekkim wietrze.
Tego właśnie dnia cztery dziewczyny stały na korytarzu w głównym budynku szkoły średniej i z niecierpliwością czekały na rozpoczęcie ceremonii zakończenia roku szkolnego.

Res Foster nerwowo zerkała na wyświetlacz komórki, spodziewając się SMS-a od swojego, nadal nieobecnego na terenie szkoły, chłopaka.
Czarne włosy dziewczyny były rozpuszczone i delikatnie pofalowane, a ona sama ubrana była w zwiewną, białą sukienkę i tego samego koloru trampki.

Stojąca tuż obok niej Jeni Hatterson, właśnie wygładzała materiał na kołnierzyku wyprasowanej, śnieżnobiałej koszuli. W tym dniu chciała wyglądać schludniej niż kiedykolwiek.
Proste blond włosy spięła w starannego kłosa, opadającego jej na prawe ramię. Czarna spódniczka przed kolano została poprawiona już około dziesięciu razy, choć jak zawsze leżała na niej niemal idealnie. Czarne baleriny z ozdobnymi, małymi diamencikami zdecydowanie nie zburzały jej nienagannego wyglądu.

Kawałek za starszą Hatterson, stała jej, młodsza o kilka minut, bliźniaczka - Kati.
Dziewczyna rozmawiała przez telefon z mamą, która podświadomie przeczuwała, że jej córka nie wytrwa nawet do połowy apelu i będzie próbowała potajemnie wymknąć się z sali, więc zadzwoniła, aby poinformować ją o późniejszych konsekwencjach z tym związanych.
Brązowowłosa ubrana była w białe, przylegające do ciała spodnie, oraz białą bluzkę na naramkach i białe buty na niewysokiej platformie.

Mara Rave jako jedyna wydawała się w tej grupie wyciszona. Oparta o ścianę słuchała, relaksacyjnej dla jej uszu, muzyki, nie zważając na nic dookoła.
Szatynka miała na sobie krótkie, niebieskie spodenki, oraz białą koszulę na krótki rękaw i szare buty, za kostkę.

Ceremonia miała rozpocząć się już za kilka chwil, a na horyzoncie nadal nie było widać męskiej części ich grupki.

W chwili, gdy Res po raz kolejny zerknęła na wyświetlacz telefonu komórkowego, drzwi szkoły zostały otworzone ze słyszalnym i nieprzyjemnym dla uszu, hukiem.

Kilkanaście osób znajdujących się najbliżej wejścia, spojrzało w tamtą stronę z niemałym zainteresowaniem.

Do budynku weszło czterech dość wysokich i z pewnością zwracających na siebie uwagę, chłopaków.

Teriw Chester poprawił starannie ułożone włosy i delikatnie podciągnął długie rękawy białej koszuli. Zauważając przypatrujących mu się ludzi, lekko poczerwieniał, zdając sobie sprawę, jakie spektakuralne wejście zrobił razem z kolegami.

Matt Hawkins zmroził wszystkich spojrzeniem swoich oczu, w które jeszcze tego ranka wkładał czarne soczewki. Prawą ręką, rozpiął do połowy białą koszulę, spod której wystawał tego samego koloru podkoszulek.

Tires Lawrence poprawił zsuwające mu się z nosa okulary w czarnych oprawkach, a następnie mocniej zacisnął supeł bluzy, przewiązanej przez jego biodra. Siwe włosy opadły mu na prawą stronę twarzy, ale szybko odgarnął je, niedbałym ruchem ręki.

James Collins sięgnął ręką do kolczyka nad lewą brwią, a gdy upewnił się, że metal napewno nie odpadł, skrzyżował ramiona na piersi. Opinająca jego ciało czarna koszula, lekko pomarszczyła się, gdy to zrobił.

Każdy z chłopaków przez chwilę głęboko i łapczywie oddychał. Byli zmęczeni biegiem i spoceni przez gorąc, jaki odczuwali przez całą drogę.
Wiedzieli, że jeśli nie zaczną biec od domu Tiresa, to skończy się to dla nich spóźnieniem i wejściem na salę praktycznie w środku apelu.

Co prawda Matt biegł za nimi tylko dlatego, że nie chciał zostać sam i dlatego, że James obiecał zaraz po apelu, wyjść z nim na papierosa.

- Gdzie byliście, do cholery? - syknęła cicho Jeni, kiedy tylko do nich podeszli.

Klucz do prawdy I - Res Foster ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz