Rozdział 22

165 8 0
                                    

Rozdział 22

-Wstawaj leniu! Tata wrócił do domu!-szarpała mnie już poirytowana Ginny.

-Pozwól że my się tym zajmiemy.-Fred wyciągnął mnie za nogi z łóżka i przerzucił przez ramię.

-Fred...-ziewnęłam jeszcze trochę zaspana po czym chłopak postawił mnie na podłodze.-Pan Artur!-podbiegłam do mężczyzny i delikatnie go przytuliłam.

-Dziękuje, gdyby nie ty nie było by mnie dziś tu.-oderwałam się od Weasleya, a jedna łza spłynęła mi po policzku.

-Gdybym wcześniej powiedziała o tych moich wizjach to nic by się nie wydarzyło.-Artur chciał coś jeszcze powiedzieć, ale przerwała mu pani Molly.

-Skoro są już wszyscy zaśpiewamy naszemu jubilatowi sto lat.-w salonie był cały Zakon i każdy z nich był jakoś elegancko ubrany, oprócz mnie. Ja dalej miałam na sobie swoją piżamę, dlatego skinęłam głową a moje ubrania zmieniły się się w czarne bojówki z łańcuchem i jakiś ciemny, luźny sweter.

Usiadłam pomiędzy Blaise'm, a Hermioną.

-Czemu znowu nie ma Draco, martwię się o niego.-szepnęłam w stronę Diabła.

-Nie mam pojęcia, ostatnio ogólnie rzadko go widuje, a jak kiedyś "przyparłem" go do muru to powiedział "wieczysta przysięga" i na tym się skończyła nasza rozmowa.-Zabini też martwił się o blondyna.

-Będę za wami tęsknić.-mruknęłam to do siebie, ale chłopak i tak to usłyszał.

-Co? Gdzieś się wybierasz?-spojrzał na mnie zdziwiony.

-Można tak powiedzieć, ale dopiero za jakiś czas...Obiecasz mi coś?

-Zależy co?-patrzył na mnie nieodgadnionym wzrokiem.

-Pewnie nie będzie mnie jakiś czas, dlatego obiecaj że dopilnujesz żeby Draco się w nic nie wpakował.-mówiłam bardzo cicho.

-Ale gdzie jedziesz? Ile cię nie będzie?-dalej nie wiedział o co może mi chodzić.

-Nikt nie może się o tym dowiedzieć. NIKT.-patrzyłam prosto w oczy chłopaka.

-Dobra ale...-przerwała mu pani Weasley.

-Sto lat, sto lat(...) A kto? Artur!-pan Weasley zdmuchnął świeczki, a wszyscy zaczęli klaskać.

Później wszyscy zaczęli wręczać prezenty. Podeszłam do niego razem z Mioną z którą wspólnie kupiłyśmy prezent. Była to gumowa kaczka o którą mężczyzna często pytał i różne kupony do mugolskich sklepów, którymi był szczerze zafascynowany.

Usiadłam pod ścianą i włożyłam głowę w dłonie, bo byłam jeszcze trochę zasapana.

-Wiem!-wrzasnęłam na cały głos zwracając tym samym uwagę wszystkich członków zakonu.

Podeszłam do Krystiana i aportowałam się z nim na łąkę.

-Co my tu robimy?-chłopak rozejrzał się dookoła gdzie nie było niczego oprócz dziesiątek hektarów łąki.

-Tu jest rzecz, którą zniszczymy pierścień.-moje oczy zrobiły się przekrwione, a przed moimi oczami pojawiła się "wizja".

"Voldemort jest na tej łące, stoi na samym środku, bez ruchu. Nagle się zapada"

-Miejmy nadzieje że mam rację. Daj rękę.-chłopak podał mi rękę, a ja zaprowadziłam go do miejsca obok wielkiej wierzby.-To chyba tu.-momentalnie wpadliśmy pod ziemie.

-Gdzie my jesteśmy? I czemu mamy ze 30* w lutym?-wpadliśmy w jedną z alejek.

-Cholera.-powiedziałam trochę przestraszona.

Zaginiona siostraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz