Rozdział 31

109 5 0
                                    

-Nie, nie ma mowy.-powiedział Harry.

-Wiedziałam że się nie zgodzi.-powiedziała Hermiona.

-Jak myślicie że pozwolę żebyście dla mnie ryzykowali to...-nie dokończył bo wyrmałam mu kilka włosów.

-Oj, nie jęcz.-przewróciłam oczami po czym wrzuciłam je do buteleczki.

-Wszyscy tu są pełnoletni Potter i każdy chce zaryzykować.

-Zaraz. Nie każdy, mnie to tam zmusili.-powiedział niski mężczyzna.-Zawsze pana podziwiałem panie Potter, panią też.-odwrócił się w moją stronę.

-Flecher nie podlizuj się!-warknął Moody.

-Tych, którzy nie pili wcześniej eliksiru wielosokowego, ostrzegam, gorsze niż siki goblina.-podał butelkę Fredowi.

-No widzę że z ciebie nie zły znawca.-zaśmiał się po czym wypił łyk eliksiru, tak samo jak Fluer, George, Hermiona, Ron i jeszcze kilka osób.

-Ty też powinnaś to wypić-mruknął Moody.

-Nie ma nawet takiej opcji.-powiedziałam.

-Masz szczęście że nie masz nic do powiedzenia w tej sprawie.-uśmiechnął się cynicznie po czym podał mi butelkę, którą z niechęcią wypiłam.

-I po co mi to było.-mruknęłam ironicznie przebierając się w ubrania Harrego.

-Dobra, teraz każdy Potter leci z kimś do ochrony. Flecher leci z Arturem, ktoś musi mieć na niego oko. Veronica ze mną. Za to Harry.-gdy to powiedział odezwał się każdy, kto wypił eliksir.-Ten prawdziwy Harry sprostował.-Polecisz z Hagridem.

-Przyniosłem cię tu szesnaście lat temu, i tam sobie pomyślałem że ja cię muszę stąd zabrać.-powiedział Hadrid.

-Uważaj bo się wzruszę.-warknął Moody.-W drogę!-rozkazał, po czym każdy jak na zawołanie wyszedł z domu i ustawił się w parach na chodniku.

-Kierunek Nora! Tam się spotkamy!-rozkazał Moody po czym jako jedyna z osób na eliksirze wsiadłam na własną miotłę-Liczę do trzech! Raz, Dwa, Trzy, po czym wszyscy wzbili się w powietrze.

Po chwili rozpętała się rzeź. Różne zaklęcia leciały na wszystkie strony. Nie mogłam namierzyć nikogo od nas. 

Rzucałam zaklęciami na lewo i prawo, próbując jak najbardziej zwrócić na siebie uwagę. Tak by inni mogli wrócić do Nory.

 Po dłuższym czasie oberwałam septumsemprą i ostatkami sił udało mi się dolecieć do Nory, gdzie wszyscy już byli.

Opadłam bez sił na ziemie zachłannie próbując nabrać powietrza.

Od razu podbiegł do mnie Blaise i zaniósł mnie do Nory i położył na łóżku.

-Co się stało?-spytała przerażona pani Molly, gdy moje rany same zaczęły się goić.

-Jak to co? Obudziła się w niej bohaterka i wzięła prawie wszystkich na siebie.-powiedział George.

-Lepiej mówcie czy wszyscy są cali.-zignorowałam poprzednią wypowiedź chłopka.

-Fred stracił ucho, ale tak po dłuższym zastanowieniu to mu zazdroszczę, bo przynajmniej chodź w połowie nie będzie musiał cię słuchać.-zaśmiał się George.

Chciałam już wstać, ale zatrzymała mnie pani Molly.

-Ty chyba zwariowałaś, musisz leżeć, w końcu straciłaś bardzo dużo krwi.

-Czyli przeżyje.-powiedziałam po czym po woli wstałam, po czym rozejrzałam się po pomieszczeniu-Gdzie Moody?-spytałam chcąc powiedzieć mu kilka swoich kąśliwych uwag na temat jego planu.

Zaginiona siostraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz