Rozdział XI

236 12 0
                                    

Gdy Dawid wyszedł na zewnątrz ujrzał niesamowicie piękny las który odbijał światło słoneczne od wszystkiego co było pokryte wodą po masywnej ulewie. Ewa znowu zaczerpnęła świeżego powietrza i pewnym krokiem ruszyła przed siebie. Dawid stał jak posąg gapiąc się w niesamowite piękno lasu , myślał że takie widoki to tylko w animowanych filmach pokazują. Ewa popatrzyła się na niego kątem oka po czym zatrzymała się i rzuciła w niego pierwszym lepszym malutkim patykiem jaki podniosła z ziemi. Dawid od razu się ocknął. Popatrzył się na nią podnosząc jedną brew. Ewa wzdychając odwróciła się do niego całkowicie.
- Nie mów że zapomniałeś po co teraz zmierzamy do lasu ? - Zapytała Ewa oczekując natychmiastowej odpowiedzi.
-  No idziemy po drewno - Odpowiedział Dawid. Po czym ruszył w jej kierunku.
- No , to się ruszaj , piękno tego lasu może nieźle Cię oślepić. Ale wśród drzew sam wiesz kto może się kryć - 
- Domyślam się - Odpowiedział Dawid marszcząc przy tym brwi. W tedy do jego głowy uderzyło jedno ważne pytanie które od razu zadał Ewie.
- Dlaczego po prostu nie pozbieramy malutkich patyków dookoła domu ? - Zapytał po czym podniósł jedną brew.
- Dlaczego? Bo zajęło by to nam godzinami. Po za tym około 300 metrów stąd jest taki gąszcz w którym jest tyle grubych i długich patyków że jak ich pozbieramy w chusteczkę dużo to będzie nam starczyć na cały tydzień. Po co pracować długo i mieć słaby rezultat , jak można pójść na całego i mieć pewność że rezultat będzie epicki ? - Zapytała Ewa patrząc się na niego z tym samym wyrazem twarzy. Dawid po tym nie udzielił jej odpowiedzi gdyż po prostu wiedział że dalsze zadawanie zbędnych pytań typu: Gdzie , jak , dlaczego , po co? Po prostu nie ma sensu. Byli już tak z 100 metrów od domu , Dawid powoli zaczynał żałować tego że zgodził się na takie wyjście, nawet nie zjadł śniadania i co chwile mu burczał brzuch. Ponadto dalej lekko był wykończony tymi wszystkimi koszmarami które męczyły go ostatniej nocy. Powoli zaczynał zapominać o swoim mieście i swojej rodzinie... Czuł się jakby mieszkał tu od zawsze i niczego do teraz się nie nauczył. Po 10 minutach byli już na miejscu i gdy wyszli zza pagórka , im oczom ukazał się totalny gąszcz w którym jedyne co było widać to ogromne patyki wystające z ziemi.
bez zbędnego zastanawiania się obydwoje wzięli się za ucinanie jak największych ilości. Podczas ścinania jednego z takowych patyków Dawid zauważył w ziemi kompletnie nie pasujący do otoczenia kolor. Bez zastanowienia zaczął grzebać w tym miejscu po czym z ziemi wyciągnął na chama zakrwawioną do połowy torbę... po czym nastąpiła idealna cisza...

Siren Head || opowieść PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz