PRZEZNACZENIE

2.5K 52 5
                                    

Ta armia już się czołga do twych brwi,
Do twojej krwi
Perfect, I żywy stąd nie wyjdzie nikt

Powoli ruszyli w stronę zamku, na spotkanie ze śmiercią. Harry był przekonany, że w niedługim czasie zakończy swą egzystencje. Kilka rund tortur, poniżeń, męczarni i śmierć. Było mu to obojętne, na własnym życiu mu już nie zależało, ale liczyły się jeszcze one – kobiety, za które czuł się odpowiedzialny.
Po piętnastu minutach dotarli wreszcie do celu. Znaleźli się w Wielkiej Sali. Kiedyś było to miejsce tętniące życiem, a teraz... Krew na posadzce, popękane mury, połamane stoły, zdarte sztandary... Zdarte, oprócz jednego. Nad samym stołem nauczycielskim widniał sztandar Slytherinu – węże wreszcie zwyciężyły. Gdy tylko trójka zbiegów znalazła się w środku ciche rozmowy umilkły, a śmierciożercy, których twarze nie były już przysłonięte białymi, anonimowymi maskami uśmiechali się z pogarda na ich widok.
- Widzę, że dobry pasterz wyruszył na poszukiwanie zaginionych owieczek – białowłosy minister magii z ironią skwitował osiągnięcie przyjaciela.
- Skoro nikomu innemu nie chciało się ruszyć dupy, to sam musiałem to zrobić – Severus podszedł do stołu i nalał sobie kielich czerwonego wina. Musiał uczcić zwycięstwo.
- Wybacz, ale byliśmy zajęci czymś ważniejszym niż uganianie się za mości Potterem i jego haremem po tym ciemnym zadupiu – odrzekł Draco Malfoy wchodząc do sali. Chłopak przedstawiał sobą dość dziwny widok. Miał zmierzwione włosy, rozpiętą koszule, która ukazywała jego umięśnioną klatkę i bardzo podkrążone oczy. Zupełnie tak jakby nie spał od kilku dni. – Udało mi się zmienić miejsce aportacji. Teraz już nikt bez naszej wiedzy nie aportuje się w Zakazanym. Aurorzy nie maja tutaj wstępu, zresztą żaden się nie odważy.
- Czyli ja ganiałem tą trojkę – Severus różdżka wskazał na Harrego i Hermione, którzy z niepokojem wpatrywali się w nieprzytomną twarz Ginny – ty zabezpieczałeś zamek, a co w takim razie robiłeś ty Lucjuszu? – Zapytał się przyjaciela, choć na dziewięćdziesiąt procent był pewien odpowiedzi.
- Przekonywałem nauczycielkę O.P.C.M, że wygodniej jej będzie bez odzienia.
- Powiedz po prostu, że się z nią pieprzyłeś – skwitował jego syn – przecież to twoja siostrzenica, jak mogłeś?
- Draco, Nymphadora nie była moją siostrzenica. Ona była siostrzenicą twej świętej pamięci matki, ze mną nic jej nie łączyło, zresztą ona też już nie żyje, była za głośna.
- Jak mogłeś to zrobić, przecież to ja miałem ją zabić! – Severus udał obrażonego, choć tak naprawdę panna Nymphadora Tonks nic go nigdy nie obchodziła, on wolała kogoś innego.
- Przepraszam – cichy kobiecy głos przerwał ich wzajemne przekomarzania – z Ginny jest coraz gorzej, ona zemdlała, proszę pomóżcie jej. – Hermiona nienawidziła siebie za każde wypowiedziane, takim uniżonym tonem słowo, ale w tym momencie nie miała innego wyjścia. Życie przyjaciółki było ważniejsze niż głupia duma.
- Och, Granger, jakie to smutne – Draco uśmiechnął się złośliwie, ty nas o coś prosisz, kto by pomyślał...

Nie uciekniesz mi
Nie uciekniesz mi stąd dziś,
Nie uciekniesz mi stąd nigdy
[Perfect, I żywy stąd nie wyjdzie nikt]

- Ona jest umierająca...
Dziewczyna nie wiedziała jak poruszyć zatwardziałe serca obecnych.
- Umierająca mówisz? A co mnie to obchodzi?– Draco podszedł do stołu, otworzył wódkę i napił się prosto z gwinta. – Tego było mi trzeba – otarł dłonią usta – Nawet nie wiesz Granger, jak się cieszę, że przeżyłaś.
Potter zbladł, a Hermiona poszła w jego ślady, widziała w oczach Draco sadystyczną radość ze swojej obecności i wcale jej się to nie podobało.
- Niech jej ktoś pomoże – poprosiła patrząc z nadzieją po twarzach obecnych.
- Nie patrz tak na nas – powiedział chłodno jej były nauczyciel eliksirów.- Jesteś w nieco lepszej sytuacji od twoich przyjaciół Granger.
Popatrzyła na niego nic nie rozumiejąc
- Jesteś... jakby ci to powiedzieć... w nieco bardziej uprzywilejowanej pozycji od twoich przyjaciół – Teraz mina Hermiony wyrażała totalny szok, a Draco zaśmiał się paskudnie i posłał jej bardzo wieloznaczne spojrzenie.
- Nie rozumiem. – Ośmieliła się wtrącić wątpliwość.
- Ty masz już swojego właściciela, skarbie, reszta czeka jeszcze na wybór.
- Słucham?!
- Jesteście naszą własnością i zrobimy z wami, co zechcemy, ty masz na tyle szczęścia, że młody pan Malfoy, zastrzegł sobie, iż bierze ciebie, jeżeli przeżyjesz, że tak to nazwę... do swojej prywatnej służby - Pod Hermioną ugięły się kolana i omal nie osunęła się na posadzkę.- Jeszcze czeka cię tylko publiczne napiętnowanie, ale to już formalność...
- Nie pozwolę na to! – protest Harrego bardzo szybko został zakończony kilkoma sugestywnymi spojrzeniami.
- Granger ty naprawdę się ciesz. Nawet nie wiesz, co spotkało inne szlamy... – Ciągnął Severus – Niektóre zostały wydane do zabawy olbrzymom, inne rozszarpane przez wściekłe psy, ja nie gustuje w takich przedstawieniach, ale są wśród nas nieliczni, których bawi ten rodzaj przemocy...
Hermionie zrobiło się słabo.
„Boże” – pomyślał Harry
- Wracając do tematu, Granger. Chodzi o to, że teraz ze swoimi prośbami możesz zgłaszać się jedynie do Dracona Malfoya a wszelkie inne zachowanie z twojej strony, będzie uznane za zniewagę wobec twego pana i władcy.
Harry i Hermiona wyglądali jakby ktoś im ogłosił nowinę o ich własnym pogrzebie.
„Świetnie – pomyślał Harry – znowu nie posłuchałem Hermiony i znowu porażka...” – w oczach chłopaka zalśniły łzy bezsilnego gniewu i złości.
Teraz patrzył z innej perspektywy na rozwiązanie sugerowane przez Granger. Trzeba było jednak spreparować tą truciznę, rozlać do trzech fiolek i wypić jak tylko na horyzoncie ukazały się czarne płaszcze i białe maski... a tak dopadło ich przeznaczenie...

Ostatni Bastion |Harry Potter| [REUPLOAD]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz