IDŹ DO DIABŁA

2.4K 28 0
                                    

Zgoda na własną śmierć pozwala odnaleźć główny nurt życia.
[Brat Roger]

Przez kilka dni w zamku panowała nienaturalna cisza, jakby każdy na coś czekał. I rzeczywiście tak było.
Późnym wieczorem w gabinecie Marvolo zebrało się czterech wyraźne zdenerwowanych czymś mężczyzn.
- On ma cierpieć! Rozumiecie? - Lucjusz Malfoy obrzucił wściekłym spojrzeniem swoich trzech towarzyszy.
- Spokojnie Archaniele Piekieł on będzie cierpiał.
- To, co zrobił było ohydne - powiedział Severus. - Każdy honorowy człowiek zrezygnowałby w takim przypadku z prawa do kary, zadawalając się jedynie odgórną karą, której dokonujesz ty, Panie - tu skłonił głowę z szacunkiem i spojrzał na Marvolo, który skinął dłonią, pozwalając mu tym samym mówić dalej. - Syn Goyle'a i on sam doskonale zdawali sobie sprawę, że nie można bezkarnie tknąć w jakikolwiek sposób własności swojego przełożonego, bez jego zgody. Zwłaszcza niewolnika. Winą Dracze było to, że w afekcie sam dokonał zemsty, nie czekając na Twój wyrok. Ale zgodzicie się ze mną chyba, że w takiej sytuacji mało kto zachowałby zimną krew i czekał na sąd.- Snape zrobił efektowną pauzę. - Dlatego podkreślam jeszcze raz, że zachowanie ojca Gregory'ego było ze wszech miar niegodne i małostkowe, a także okrutne, podłe i pełne bezeceństwa. Żaden, powtarzam, żaden żołnierz szanujący prawo i posiadający minimum honoru nie skorzystałby w takich okolicznościach z przysługującego mu prawa do ukarania zabójcy syna!
- Severusie, rozumiem, że ta kwiecista przemowa ma nas na coś naprowadzić - Remus, który do tej pory siedział skulony przy kominku odezwał się cichym głosem. Za kilka dni miała być pełnia i czuł się paskudnie.
- Tak. Zabijemy go, a przedtem...
- Wykastrujemy, żywcem - spokojnie dodał Marvolo.
- Wykastrować? Na żywca? - Moony wyglądał na zaszokowanego.
- Są zbrodnie i Zbrodnie przez duże Z - powiedział spokojnie Marvolo. - On dopuścił się tej drugiej zbrodni, doskonale wiedział, że kodeks honorowy nie jest ponad prawem, ale jest na tyle ważny, że należy się do niego odwoływać. Goyle wie, że jego zachowanie było poniżej wszelkiej krytyki, jest jednak zbyt pewny siebie, żeby liczyć się z tym, że zostanie ukarany. Wiem, że to okrutne, Remusie, ale czasem nic innego nie da się zrobić. Goyle jest coraz gorszy i zachowuje się bestialsko wobec swoich ludzi i niewolników. Nikt nie będzie po nim płakał.
- Ale myślałem, że wystarczy jak go tylko pogryzę - mruknął Lupin, a w pokoju zapanowała kompletna cisza.
Nikt z zebranych, oprócz Lucjusza, nie słyszał o tym, że Remus zaproponował mu coś takiego. Każdy kto znał Lupina wiedział, że ten nigdy by nikogo nie ugryzł, przynajmniej nie dobrowolnie, a tu coś takiego.
- Ty chcesz go pogryźć - Snape spojrzał się na Lupina, jak na gadającego hipogryfa.
- Owszem, chcę go pogryźć, w końcu jestem wilkołakiem. Co w tym dziwnego?
- To, że przecież jesteś tak uczciwym człowiekiem, że do głowy nam by nie przyszło, że go pogryziesz - po dłuższej chwili milczenia oznajmił Snape.
- Może i jestem, ale jestem też chwilami dziką bestią i mógłbym to wykorzystać w pożytecznym celu, prawda Lucjuszu? Zresztą zarówno ty, jak i Severus nieraz nazywaliście mnie bestią i zwierzakiem.
Po tych słowach w gabinecie zapadła nienaturalna cisza, obaj mężczyźni przypomnieli sobie jak traktowali Lupina, gdy ten przez krótki czas uczył w szkole i nawet zrobiło im się trochę głupio. Ale tylko trochę.
- Remusie - łagodnie zaczął Marvolo. - Posłuchaj... Może gdybyś go pogryzł to byłby dobry pomysł. Tylko, że ja osobiście mam go już serdecznie dosyć. Najchętniej ukarałbym go albo banicją, albo karą śmierci, ale zwykła kara śmierci nie wystarcza Lucjuszowi. On chce zemsty i jakoś się nie dziwię. Goyle nie miał żadnych podstaw, by tak potraktować człowieka, który raz w życiu postąpił szlachetnie, a syna mu zamordował nie z zimną krwią tylko w chwili słusznej furii...
- Więc ja nie widzę żadnego problemu, gryzę go i tyle - powiedział Remus pewnym głosem, zbyt pewnym.
- A ja widzę - Lucjusz, który do tej pory prawie że milczał odezwał się cichym głosem. - My trochę Goyla potorturujemy, a Remus go ugryzie i to coś przeżyje, będzie mógł wtedy złożyć słuszne roszczenia, że został pogryziony i...
- Lucjuszu, on niczego nie złoży bo będzie trupem - Marvolo przerwał swemu generałowi i uśmiechnął się do niego chłodno.
- Może po prostu zostanie przeprowadzona zwykła, proceduralne egzekucja - zastanowił się na głos Snape.
- Osobiście uważam, że powinniśmy przedyskutować to z Draconem... - Marvolo przerwał na chwilę, widząc zachmurzone czoło wysokiego, postawnego blondyna. -Tak, Lucjuszu, on też powinien mieć coś do powiedzenia.
- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł - Lucjusz z rezerwą popatrzył się na współspiskowców, ale nie dane mu było dokończyć, gdyż do pokoju wszedł jego syn.
Na widok czterech mężczyzn rozejrzał się niepewnie, wreszcie skłonił przed Lordem.
- Wybaczcie, że przeszkadzam, ale przyniosłem raport dotyczący ataku na York.
- Dziękuje Draco, a teraz usiądź. Musimy z tobą o czymś porozmawiać.

"Usiądź - pomyślał Draco – bardzo zabawne".

Od dwóch dni, czyli od pamiętnego wydarzenia, kiedy ten porąbany sadysta Goyle go zgwałcił, dosyć ciężko było mu siadać, chociaż opieka Granger działała cuda i czuł się coraz lepiej.
Dziewczyna była dla niego tak dobra, że czuł się jak ostatnia świnia. Czuł się winny i było mu wstyd, że tak podle traktował tę w gruncie rzeczy uroczą, cudowną młodą kobietę. Przez to wszystko nie potrafił okazać Hermionie wdzięczności. Był mrukliwy i gderliwy, a najczęściej nie odzywał się wcale do swojej niewolnicy. A im bardziej on był opryskliwy, tym bardziej ona była dla niego delikatna i dobra. Draco żył w ciągłym napięciu psychicznym i nie radził sobie w ogóle z własnymi odczuciami.
Teraz usiadł i wbił wzrok w swojego ojca, a później w Severusa. Zaszczycił spojrzeniem Lupina i zmarszczył czoło.
- Co on tu robi? - zapytał zdziwiony. - Przecież jest niewolnikiem.... a nie przepraszam, niewolnikiem nie jest, ale nie jest też w twojej gwardii i chyba nie powinien mieć...
- Nie omawiamy żadnych planów taktycznych Draconie –Marvolo przerwał mu zawczasu i łagodnie się do niego uśmiechnąwszy zapytał.
- Czy mógłbyś nam odpowiedzieć jak się czujesz.
- Dobrze - odpowiedział zbyt szybko i na pewno zbyt głośno.
Nie chciał się przed nikim przyznać, że w momencie, gdy zasypia znowu jest gwałcony, nie potrafi przestać myśleć o tym co się stało, a ilekroć widzi starego Goyla po prostu się boi. Nie chciał się również przyznać, do tego, że wyrzuty sumienia względem Hermiony nie dają mu spokoju.
- Jeżeli mówisz, że dobrze, to pewnie tak jest, Młody, ale jakoś ci nie wierzę - Marvolo popatrzył na osiemnastolatka z mieszaniną troski i ciekawości. - Możesz mnie oświecić, skąd biorą się te wątpliwości, Draco? Może coś źle interpretuję.
Młodzieniec się zarumienił po tych słowach i już miał coś odpowiedzieć, kiedy Czarny Pan dodał uspokajającym tonem.
- Dobrze, już, dobrze, nie wezwaliśmy cię tutaj, żeby dyskutować nad twoim samopoczuciem, zresztą panna Granger jest mądrą dziewczyną i na pewno poradziła sobie doskonale z opatrywaniem twoich ran.
- A propos Granger - powiedział zimnym i jak najbardziej obojętnym tonem Draco, chociaż głos mu drżał. - Ja na nią nie zasługuję, powinien dostać ją ktoś inny...
- Zamilcz! - Marvolo zachmurzył się i spojrzał z wyrzutem na Malfoya juniora. - Twoje słowa dobitnie świadczą o tym, że owszem zasługujesz, i że jeszcze będą z ciebie ludzie. Poza tym, ona teraz źle by przeżyła jakąkolwiek zmianę. Koniec tematu.
Draco nic nie powiedział, tylko jeszcze raz obrzucił wszystkich zebranych uważnym spojrzeniem.
- Mogę się dowiedzieć czego chcecie, bo raczej nie chodzi wam tylko o moje zdrowie.
- Właśnie o nie nam chodzi, synu... i... zamierzamy się zemścić na Goyle'u i chcemy wiedzieć czy też chcesz w tym uczestniczyć.
Draco poderwał się z fotela i wlepił wzrok w ojca.
- Co wy do diabła zamierzacie?
- Uspokój się, Draco - Lucjusz popatrzył na syna z troską.
- Właśnie - Severus niepewnie się rozejrzał i zamrugał. Był lekko skonsternowany.
- Zaraz ci wyjaśnimy - pewność siebie stracił nawet Marvolo. Zastanawiał się jak najdelikatniej wytłumaczyć Draconowi ich plan, aby nie sprawić mu przy tym przykrości.
- Czy ja mógłbym zobaczyć się dzisiaj wieczorem z Hermioną? - zapytał nagle Lupin wyprowadzając wszystkich z równowagi. Miał ochotę z nią porozmawiać i trochę ją pocieszyć.
- Eee... - zaczął z powalającą elokwencją młodzieniec, gdy dotarł do niego sens pytania. - Ależ tak, oczywiście, możesz Lupin - dodał za chwilę niepewnym głosem.
- To ja do niej teraz pójdę, a wy sobie spokojnie porozmawiajcie - Lupin nie czekając na zgodę wyszedł z pokoju. Prawdę powiedziawszy to włosy mu dęba stawały, jak pomyślał, że miałby być obecny przy tej rozmowie, dlatego wolał po prostu zwiać.
- No to mówicie o co wam chodzi.
- On nie miał prawa...
- On miał prawo, to zrobić, i zrobił to. Koniec rozmowy.
- Niby miał - zaczął Severus.
- No właśnie - warknął młodszy Malfoy.
- Tak, synu - podjął temat Lucjusz - ale zrozum, że on zachował się bardzo niehonorowo i....
- Daj spokój, ojcze! - Młodzieniec uniósł się gniewem. - Zaszlachtowałem mu jedynego syna!
- I co z tego, sam bym to zrobił - Marvolo wydarł się na Dracona, tak, że aż szyby w oknach zadzwoniły.
- Goyle to stary zboczeniec, którego należy się pozbyć i zrobimy to. Draco, czy ty myślisz, że jemu wystarczy ta jednorazowa kara? Znając jego, to pewnie już myśli jak się ciebie pozbyć.
Blond włosy chłopak wyraźnie pobladł, też się tego obawiał, i to bardzo.
- Ale miał prawo - wymruczał niepewnie Draco.
- Miał prawo, miał prawo - zirytował się Marvolo. - Owszem, miał! Tylko, że istnieje jeszcze coś takiego jak honor i okoliczności... Okoliczności w jakich zabiłeś jego syna, przemawiają na twoją korzyść, a stary Goyle nie ma za grosz honoru, więc nie zdziwię się, jak któregoś dnia znajdę twoje zmasakrowane ciało, Draco.
- Ja potrafię o siebie zadbać.
- Nie wątpimy w to... ale to nie ma tym razem znaczenia, Goyle musi zginąć - Marvolo był nieugięty. - Nie zamierzam czekać, aż to on wykona pierwszy ruch. Ty jesteś dla nas zbyt cenny, a on jest tylko śmieciem.
- Jak możesz tak mówić? - Spytał zimno Draco. - W czym ja jestem od niego lepszy?! Ach, zapomniałbym, jestem bardziej wyrafinowanym sadystą od niego. Nie ma to jak dobry i okrutny podwładny bez skrupułów, prawda?
- Draco, przestań - Lucjusz był bliski płaczu, bo obok ironii i sarkazmu dosłyszał w głosie syna gorycz, smutek i ból
- Dlaczego mam przestać? Przecież to prawda, ja...
- Ty potrafiłeś uczyć się na błędach a on nic nie umie, więc z łaski swojej idź do swoich sypialni i zajmij się sobą, a za tydzień jesteś zaproszony na pokera.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale, ty wychodzisz masz kilka spraw do omówienia z Lucjuszem, prawda moi drodzy? - To był bardziej rozkaz niż pytanie.
Draco wstał i podszedł do drzwi.
- Tak jest, Panie - wymruczał pokornie.
- No widzisz? Jesteś grzeczny i uprzejmy, a Goyle? - Marvolo uśmiechnął się do młodzieńca.
- Bardzo zabawne, Panie! - Chłopak wyglądał na rozzłoszczonego.
Voldemort spoważniał.
- Może to i głupi żart, Młody, ale ty jak się okazało potrafisz spojrzeć na siebie krytycznie, a on nigdy tego nie osiągnie.

Draco chciał jeszcze coś powiedzieć, ale widząc zacięte miny trzech starszych mężczyzn po prostu bez słowa wyszedł z gabinetu Mistrza. Choć w obecnej sytuacji trudno mu było się do tego przyznać to jednak był zadowolony z tego, że z jego życia już wkrótce zniknie przyczyna jego nocnych koszmarów.
Kiedy młody mężczyzna wyszedł z pokoju Marvolo Lucjusz i Severus byli już pewni tego, że ktoś w niedługim czasie zginie.

Ostatni Bastion |Harry Potter| [REUPLOAD]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz