Motto przewodnie:
Boże, chroń mnie przed przyjaciómi,
Z wroogami daję sobie doskonale radę sam
[*autor nieznany*]
Tylko podły człowiek czerpie radość z cudzego cierpienia
Remus Lupin powoli odzyskiwał przytomność, i wcale mu się to nie podobało. Bolało go wszystko, nawet mózg, który boleć nie może. W pierwszej chwili po przebudzeniu nie mógł nawet otworzyć oczu, czuł się tak, jakby ktoś go skopał.
Biedak nie wiedział, że tak było w rzeczywistości. W momencie gdy rzucono na niego czar i gdy stracił przytomność Crabbe i Goyle postanowili się na nim trochę powyżywać.
Kiedy wreszcie z trudem otworzył swe duże, brązowe oczy, z niepokojem rozejrzał się po celi.
Ostatnie, co pamiętał to to, jak Severus prowadził go do Wrzeszczącej Chaty na przemianę, a teraz budził się w jakiś mokrych lochach. Próbował wstać, ale po pierwsze nie mógł ustać na nogach, a po drugie poczuł, że na szyi ma obrożę i łańcuch. Nagle do jego uszu dotarł czyjś głos. Echo przeszłych lat.
- Co głupi wilku? Wreszcie jesteś tam gdzie twoje miejsce. Na smyczy - odezwał się jego dawny przyjaciel, Glizdogon.
Pettigrew pociągnął za stalową "smycz" co wywołało kaskady bólu we wszystkich kręgach szyjnych wilkołaka, i Lupin dosłownie zawył, przytłoczony fizycznym i psychicznym cierpieniem. To wywołało salwę okrutnego śmiechu jego szczurowatego towarzysza.
- Wyjesz jak prawdziwa bestia, ale w końcu nią jesteś... - powiedział Glizdogon, uśmiechając się parszywie.
- Ty, Peter, nie znalazłbyś sobie miejsca nawet wśród bestii - głos Lupina był nienaturalnie zachrypnięty, a sam Remus wymawiał każde słowo z niemałym trudem. - One potrafią chociaż być lojalne...
Kolejne szarpnięcie za łańcuch omal nie pozbawiło Remusa przytomności.
Jego wycie było tym razem urywane i żałosne, a z oczu Lupina popłynęły obfite łzy.
- Gdybym mógł, to bym cię zabił, Peter! Ty sukinsynu. – Wielkie, brązowe oczy wilkołaka wpatrywały się w oprawcę nie tylko z nienawiścią, ale i z żalem.
- Ale nie możesz, zwierzaku, bo teraz jesteś niczym! Gdy tylko Lord wyrazi zgodę będziesz moją własnością, i jeśli ci rozkaże, będziesz mi lizał buty.
- Nie, Peter, to nie ja jestem nikim, to ty zawsze byłeś, jesteś i będziesz nikim - powiedział Remus, za co oberwał kilka mocnych kopniaków w brzuch.
Jego oprawca bił z sadystycznym uśmiechem na twarzy, i gdyby nie to, że do jego uszu doleciało skrzypnięcie otwieranych drzwi pewnie zakatowałby związanego. Odwrócił się, by zobaczyć kto wszedł do komnaty i natychmiast klęknął na kolana. Lord był jedynym człowiekiem, którego bał się naprawdę.
- Co tu się dzieje? - spytał Marvolo chłodno.
- Nic panie - odrzekł służalczo Glizdogon, chyląc się niemal do samej ziemi.
Tom spojrzał na niego z obrzydzeniem.
- Nic? A ja myślałem, że bijesz Lupina...
- Ja go tylko karze za bezczelność... on obraził cię panie...
- Glizdogon - wzrok czerwonych oczu wlepionych w korpulentnego, niepozornego człowieczka i zimny ton głosu Voldemorta przywołał Petera do porządku. - Przecież wiesz, że mi się nie kłamie...
- Ależ panie - Glizdogon próbował się tłumaczyć, co było w istocie bardzo głupie, nawet bardziej niż bardzo.
Marvolo, który już od jakiegoś czasu chodził podenerwowany, postanowił powrócić do swych dawnych zasad. Zanim jeszcze przebrzmiały ostatnie słowa mężczyzny wyciągnął różdżkę i powiedział tylko jedno, aczkolwiek bardo bolesne słowo.
- Crucio - czerwony płomień uderzył w ciało sługi i zmusił go do długiego krzyku.
Gdy tylko Lord cofnął zaklęcie, Peter padł z płaczem na posadzkę. Marvolo ominął go szerokim łukiem i ukucnął koło zakutego wilkołaka.
- Pamiętasz, jak kilkanaście lat temu proponowałem ci przejście na moją stronę? Wtedy tego nie przyjąłeś. Dziś też daje ci wybór, albo staniesz się moim sługą, albo jego. Innego wyjścia nie ma... bo ja nie zamierzam cię zabijać, Remusie.
***
O tym, kim jesteśmy,
decyduje jakość naszych związków z innymi
[Wacław Hrynkiewicz]
Remus czuł się naprawdę dziwnie, człowiek, którego nienawidził, przez większość swojego życia, z którym walczył i z rąk którego zginęli jego najbliżsi przyjaciele, teraz niósł go delikatnie na własnych rękach. Po kilku minutach znalazł się w wielkiej sypialni i został położony na ogromnym łóżku, a Marvolo skierował się po środki opatrunkowe.
- Dlaczego to robisz? Czyżby to miałby być wstęp no nowej rundy wyrafinowanych tortur?
- A co ty Lupin myślałeś, przecież nie zabrałem cię z łap Glizdogona tylko dlatego, że mi się spodobałeś i mam na ciebie ochotę. Nie wyobrażaj sobie za dużo, pewnie, że zaraz zacznę cię torturować - odpowiedział Marvolo śmiejąc się złośliwie.
- Zabawne - mruknął brązowooki i pozwolił sobie na lekkie odprężenie.
- Wcale nie staram się być zabawny i to, co mówiłem tam w lochu było jak najbardziej poważne. Albo służysz jako niewolnik Pettigrewowi, albo jesteś mój, ale traktuję cię raczej jak podopiecznego, niż swoją własność i nieoficjalnie pozwolę ci nawet sobie mówić po imieniu i będę słuchał twoich rad, co do strategii wojennej przy wieczornych partiach szachów.
Lupin był tak zdziwiony, że na chwilę odebrało mu mowę.
- Skąd ta zmiana nastroju i poczynań? Kiedyś byłeś tak bezwzględny, że zabiłbyś mnie nie zastanawiając się ani sekundy, albo bez mrugnięcia okiem oddałbyś mnie tej ludzko podobnej kreaturze o fizjonomii szczura... panie - ostatni wyraz był silnie zabarwiony ironią.
- Nie sil się na drwinę, jesteś zbyt zmęczony - zgrabnie odbił piłeczkę Voldemort. - A co do odpowiedzi na twoje pytanie, cóż.. wiele przeżyłem, wiele widziałem i tak... bardzo zmieniłem się przez ostatni rok. Ale to nie powinno cię obchodzić, wilkołaku - dodał ostrym i chłodnym tonem Marvolo.
- Po co ci ja? - Remus nie dawał za wygraną, zawsze był dociekliwym człowiekiem i nie zadowalały go pół odpowiedzi. - Przecież masz tylu ludzi, więc taki, jak go nazwałeś wilkołak, raczej nie jest ci potrzebny. Możesz mnie zabić od razu, w końcu co to dla ciebie jeden pchlarz mniej, czy więcej.
- Masz racje - mogę cię zabić, poddać torturom, lub oddać twemu... szkolnemu towarzyszowi. Wybieraj, Ja czy on - Marvolo gdy mówił cały czas kontynuował opatrywanie wilkołaka i robił to bardzo delikatnie, nie chcąc zadawać mu dodatkowych cierpień.
- Chyba już wiesz co wybrałem... bo raczej na śmierć nie mam co liczyć, to by było zbyt wielkoduszne z twojej strony.
- Masz racje, wielkodusznie nie zabiłem tez młodego Pottera, chociaż powinienem, ani jego towarzyszy: młodej Weasley'ówny i Granger. Wielkodusznie oszczędziłem życie również innym ludziom, a teraz wielkodusznie każe ci się zamknąć.
Lupin wolał nie dyskutować z Lordem i poddać się jego woli.
Czarnowłosy mężczyzna skończył go opatrywać w przeciągu kwadransa i podał mu eliksir na bezsenny sen.
- Prześpij się Remusie. Do jutra masz czas na przemyślenia. Albo zostajesz ze mną, albo będziesz zabawką tego pokręconego i nieobliczalnego sadysty, Glizdogona. Wybór należy do ciebie.
Po tych słowach spokojnie wyszedł i zamknął za sobą drzwi, pozostawiając Lupina samemu sobie i własnym przemyśleniom.
Remus Lupin przez następne dwadzieścia cztery godziny musiał bardzo dużo przemyśleć. Jedzenie przynosiły mu skrzaty i one również zmieniały opatrunki.
Wiedział, że Marvolo go nie zabije, ten człowiek uległ jakiejś dziwnej przemianie, widocznie zabijanie straciło już dla niego sens, ale w każdej chwili mógł go oddać w ręce Petera, a to by było gorsze niż śmierć. O wiele gorsze. Te rozmyślania zostały bardzo nagle przerwane. Ktoś trzasnął drzwiami do jego tymczasowej sypialni, a do łóżka podbiegła bardzo wrzeszcząca kobieta.
- Marvolo ty cholerny dupku, co to ma znaczyć, że...Remus!
- Sybilla? Co ty tu robisz?
- O to samo mogłabym zapytać ciebie? Co ty tu robisz, co robisz w tej komnacie, w tym łóżku i w ogóle wśród żywych?
- Leżę, odpoczywam i myślę, Sybillo.
- Ty myślisz Remusie? - zapytała przekornie i się roześmiała.
- Sybillo - chłodno powiedział Lord, który w momencie, gdy Sybilla pojawiła się w pokoju teleportował się tam. - Po pierwsze jak ty się do mnie odzywasz? A po drugie, racz wyjść i zostawić nas na kilka minut samych. Mamy do omówienia poważną kwestię.
- Chwila, muszę się z nim przywitać.
- Ale nie musisz łamać mi kości - wychrypiał Lupin przytulony z całej siły przez Trelawney.
- Przeprasza, Remi, to z tej radości, że wreszcie widzę jakiegoś porządnego człowieka, bo na tych tutaj to nie ma nawet co patrzeć – powiedziała, patrząc się wymownie na Lorda.
Marvolo tylko skrzywił się, ale nic na to nie odpowiedział. Wiedział doskonale, że Sybilli nic nie jest w stanie zmienić i wcale tego nie chciał. Po około piętnastu minutach wyszła z pokoju, zostawiając ich samych.
- I co, wilku, przemyślałeś już moją propozycje?
- Skoro nie ma innego wyjścia, to chyba znasz moją decyzję... zgadzam się zostać... twoim niewolnikiem...
- Jakże się cieszę, że podjąłeś tak odpowiedzialną i mądrą decyzję, Lupin. Szczerze martwiłbym się, gdybym musiał cię oddać temu głąbowi, Pettigrew. To kretyn i sadysta z niskim poczuciem własnej wartości, tacy są najgorsi.
- Och, nie wątpię, że ty, Panie, masz odpowiednio wysokie poczucie własnej wartości... - w głosie Remusa dało się wyczuć nutkę ironii i sarkazmu.
- Lupin, jak to się stało, że z taką przypadłością i z takim poczuciem humoru nie trafiłeś do Slytherinu? - Lord wydawał się szczerze rozbawiony.
- Bo nie chciałem. Chociaż Tiara czuła ogromną ochotę, aby mnie tam wysłać.
- Ale ty oczywiście byłeś zbyt szlachetny by pójść do domu węża.
- Może nie zbyt szlachetny, ile zbyt wystraszony, w Gryffindorze byli już moi przyjaciele, a ja nie chciałem czuć się samotnym.
- Nie powiem, wspaniałych masz tych przyjaciół...
- Skoro Peter cię tak mierzi, więc dlaczego jeszcze go trzymasz?
- Zawsze potrzebny jest jakiś szczur... zawsze.
- Skoro tak mówisz, panie - Lupin uśmiechnął się ironicznie.
- Poza zasięgiem wzroku i słuchu ciekawskich możesz mi mówić po imieniu, Remusie. To chyba dobra propozycja.... A co do szczurów, skończmy ten nieprzyjemny temat. Powiedz mi lepiej jak twoje biedne, skopane przez moich odważnych ludzi żebra.
- Mogą być, Tom... Tak lepiej? - Lupin spojrzał ze szczerym zaciekawieniem na swojego pana.
- Lepiej, ale wolę moje drugie imię, Marvolo. Jest ładniejsze i nie przypomina mi tego sukinsyna, mojego ojca.
- Wedle życzenia. Tylko trochę mi głupio mówić ci na ty, nawet nieoficjalnie. W końcu jestem twoim niewolnikiem.
- Owszem, ale cię cenię i nie wytatuuję ci moich inicjałów na tej zgrabnej dupie, Lupin. Ufam, że nie zwiejesz, bo jesteś naprawdę wartościowym człowiekiem i dotrzymujesz słowa. Mam rację?
Remus poczuł się właśnie tak, jakby go ktoś uderzył. Przez całą rozmowę z Lordem, właściwie to od wczorajszego wieczora, kiedy zorientował się w swej sytuacji zastanawiał się jak tu zwiać, zabierając ze sobą dzieciaki. Ale teraz, jeśli da słowo nie będzie mógł go złamać, nie będzie potrafił. Jeśli się nie zgodzi Lord go napiętnuje i przy ewentualnym ściąganiu piętna umrze - wilkołaki były o wiele bardziej wrażliwe niż ludzie, jeśli chodzi o magiczne piętna, a jeśli się zgodzi, nie będzie mógł złamać obietnicy. Mężczyzna z ciężkim sercem spojrzał się na Marvolo
- Dobrze... daje ci moje słowo...
Marvolo uśmiechnął się tylko i nachylił nad Lupinem, przez chwile wpatrywał się w jego brązowe oczy aż wreszcie pocałował go w usta.
Remus był zbyt zaskoczony, by w jakikolwiek sposób zareagować, jeszcze nigdy w życiu nie całował go żaden mężczyzna, a przynajmniej nie w taki sposób. czyżby to co wcześniej mówił Lord było prawdą, czyżby on naprawdę chciał go uczynić swoim kochankiem. Popatrzył niepewnie na swojego pana i władcę (może nie do końca władcę, ale pana na pewno). Lord miał lekko rozbawioną minę.
- Co jest Remus? Taki duży chłopiec i nigdy się nie całowałeś? - zażartował.
- Owszem, ale nie z mężczyzną - odrzekł skonsternowany Lupin i się zarumienił.
- Zawsze jest ten pierwszy raz, wilku. A teraz dawaj, zmienię ci opatrunek na żebrach.
Kiedy czarnowłosy delikatnie opatrywał swojego "pacjenta", Lupin zastanawiał się czy bycie kochankiem Lorda będzie jego nieodłącznym obowiązkiem. Co najdziwniejsze nie czuł ani krztyny obrzydzenia, ale ciekawość. Mężczyzna całował wprawnie i delikatnie.
W odpowiedzi na jego myśli doskonały Oklumenta, jakim był Marvolo, powiedział.
- Jeśli chodzi o seks, to nie zamierzam cię do niczego zmuszać, chociaż nie wykluczam, że kiedyś mogę ci zaproponować taki układ... Sybilla jest dosyć gorącą kobietą i jeżeli będziesz kiedykolwiek chciał skorzystać z jej wdzięków, proszę bardzo. Nie zamierzam ci zabraniać. A z tego, co widzę ona nie miałaby nic przeciwko temu, Remusie.
Lupin był cholernie wdzięczny swojemu opiekunowi za ten wywód.
***
Pewnego ciepłego wieczora, gdy przechodził się po błoniach podbiegła do niego Sybilla. Chyba jako jedyna z nich wszystkich akceptowała swą sytuację bez zastrzeżeń, ewentualnie nie okazywała ich nikomu.
- Remus, ja wiem, że to może dziwnie brzmieć... ale.. mam do ciebie taką małą prośbę - przy słowach prośba jej oczy zaświeciły jasnym blaskiem.
- Słucham cię.
- Ja wiem, że Marvolo grywa z tobą co wieczór w szachy, jedna partyjka i dobranoc...ale czy nie mógłbyś.... czy...
- Czy co?
- Ja nie mogę...
- Kobieto co nie możesz?
- Dostałam miesiączki i nie mogę się z nim kochać.... a on przychodzi do mnie co noc i ...
- I niby co? Mam go zaciągnąć do łóżka?
- Byłabym ci bardzo wdzięczna - odpowiedziała z taką prostotą jakby poprosiła go o podanie solniczki, a nie utratę w pewnym sensie dziewictwa.
- Dobra, Syb, nie panikuj! - Lupin podniósł dłonie w geście pod tytułem "będzie dobrze"
- Nie panikuj, nie panikuj! On jest jurny jak nastolatek, co mam go wyprosić?!
- Kobieto, może i jest jurny, ale z tego co zdążyłem zauważyć jest też wyrozumiały. Jeżeli mu powiesz tuż po kolacji, że jesteś niedysponowana, to przecież ci odpuści i... - mężczyzna nagle zrozumiał co powinno pojawić się po tym "i".
- I zajmie się tobą, Remusie - usłużnie dokończyła Sybilla. - Widzisz? Na jedno wychodzi - podpuszczała dalej Trelawney.
Za Chiny ludowe nie chciała sprzeciwić się Lordowi. To znaczy - sprzeciwianie się miała we krwi - nie chciała się sprzeciwiać w ten sposób.
A po za tym wiedziała, że Marvolo ma ogromną ochotę zaciągnąć Remusa do łóżka i naprawdę nie wiedziała dlaczego jeszcze tego nie zrobił. Z nią jakoś takich oporów nie miał. Postanowiła więc mu trochę pomóc, a że nawet matka natura przyszła jej w sukurs, to należało to wykorzystać.
***
Remus z uwagą przyglądał się szachownicy, właśnie przegrał kolejną partię, ale wcale się tym nie przejmował. Przegrana z takim znakomitym graczem, jak Marvolo nie była żadnym dyshonorem.
Lord był naprawdę doskonałym strategiem i wszędzie potrafił wykorzystać te umiejętności.
Lupin zauważył, że jego pan dopił wino i zaczyna podnosić się z fotela, był to niewątpliwy znak, że wspólny wieczór dobiegł końca i on zamierza się udać do Sybilli. Mężczyzna jeszcze przez chwile zastanawiał się nad tym co ma zamiar zrobić, wreszcie zaczerpnął powietrza i cichym głosem powiedział.
- Czy mógłbyś zostać na noc?
- Na noc? - Lord nie był naiwny i czuł, że coś jest nie tak. - I mam uwierzyć, że po prosu tego chcesz?
- Oczywiście - kłamał jak z nut Lupin, chociaż wiedział, że to absolutnie bez sensu.
- Nie potrafisz łgać, a nawet gdybyś potrafił to i tak bym cię przejrzał, niestety. Czasami uważam, że ta umiejętność jest przekleństwem. Tak jak teraz. Wolałbym wierzyć, że po prostu tego chcesz, a nie że ma to jakieś głębsze przyczyny.
Lupin spiekł pokazowego raka i odwrócił wzrok.
"Kur*wa" – pomyślał, bo nic innego mu do głowy nie przychodziło. - Ale masz brzydkie myśli – skomentował Voldemort i zacmokał. – Dowiem się w końcu co jest powodem twojej zajmującej propozycji, Remusie? I wiesz, że najlepszym wyjściem z sytuacji jest mówienie prawdy.
Czarnowłosy mężczyzna uniósł do góry jedną brew usiadł na brzegu stołu i w geście oczekiwania splótł ramiona na piersi.
- Panie –zaczął wilkołak, ale kiedy jego rozmówca ostentacyjnie prychnął od razu się poprawił. – Marvolo – rozpoczął jeszcze raz – to dosyć delikatna sprawa. Nie mógłbyś tego wyczytać z moich myśli, tak jak tej nieszczęsnej kur*wy? – zapytał z irytacją i zażenowaniem, ale ku swemu rozdrażnieniu usłyszał następującą odpowiedź.
- Nie, mój drogi Remusie... Chcę usłyszeć prawdę z twoich ust. Co w tym trudnego? Zawsze uważałem cię za uczciwego i kiedyś nawet nienawidziłem cię za tą uczciwość i lojalność.
- No dobrze. Syb ma miesiączkę, jest niedysponowana i w związku z tym prosiła, żebym na kilka dni przejął jej sypialniane obowiązki – wypalił i zrobił się czerwony jak cegła budowlana.
Czarny Pan wybuchł serdecznym śmiechem.
- Wybacz, ale czy ona sama nie mogła mi o tym powiedzieć? Przecież to normalne... – mężczyzna był jednocześnie serdecznie zdziwiony i rozbawiony.
- To samo jej mówiłem, ale ona bała się, że cię urazi, czy coś i dlatego nalegała, żebym jej pomógł i sam rozwiązał ten problem.
- A nie wzięła pod uwagę tego, że mogę odmówić tobie i udać się do niej i co wtedy by mi powiedziała, hę? O tym już ta przerośnięta ważka nie raczyła pomyśleć. Traktuję ją lepiej, niż mogłaby sobie wyobrazić, wybaczam jej takie zniewagi, których żaden z moich żołnierzy nie zdzierżyłby u swojego niewolnika, kładąc to na karb jej wybuchowego charakteru, a ona strzela fochy i boi się powiedzieć, że dostała okres. Czuję się niedoceniony. – Wyglądało na to, że naprawdę się tak czuł. Jego czoło lekko się nachmurzyło a brwi zmarszczyły niemal gniewnie.
- Widocznie wzbudzasz respekt.
- Nie sądziłem tylko, że tak duży. – Lord uśmiechnął się cynicznie. – Jeśli naprawdę chcesz zostać, to poczekaj. Za parę minut jestem z powrotem.... jeśli sobie pójdziesz nie będę miał ci za złe Remusie. – dodał łagodnie. To powiedziawszy wstał i udał się prosto do panny Trelawney.
Zamierzał ją troszkę nastraszyć a później opieprzyć za brak wiary w jego wyrozumiałość.
***
Aby opływać w łaski wystarczy tylko być bezwstydnym.
[Brat Roger]
Sybilla leżała na łożu i jęczała z bólu. Nie znosiła miesiączek, wszystko ją wtedy bolało i czuła się okropnie. Miała nadzieje, że Remusowi uda zatrzymać się Marvolo, ale gdy do jej uszu doleciało skrzypnięcie otwieranych drzwi i znajome kroki w kierunku łóżka, straciła nadzieje.
- Witam, słyszałem, ze chciałeś się wymigać od obowiązków niewolnicy... - głos mężczyzny był beznamiętny. - Co tak jęczysz? - dodał obojętnie Marvolo i usiadł na wyrku.
- Boli mnie brzuch - wyjęczała Sybilla.
- Naprawdę? No cóż, a co mnie to obchodzi że się tak wyrażę... Rozbieraj się - Marvolo miał nieprzenikniony wyraz twarzy.
- Ale panie, ja...
- Tak wiem masz miesiączkę i co z tego? Mi to nie przeszkadza.
Chciała zaprotestować, ale mina jej pana wyrażała czysty gniew, więc pokornie zaczęła rozpinać granatową bluzkę, kiedy zabrała się za stanik, Tom kazał jej przesta i się ubrać.
Zdezorientowana kobieta wypełniła polecenie.
- Ty, kretynko! - zaczął Voldemort - Co ci do łba strzeliło, co?! Dlaczego sama mi nie powiedziałaś w jakim jesteś stanie, kobieto?! Jestem takim potworem, że nie mogłaś? I co nawet nie zamierzasz mnie poprosić o coś przeciwbólowego?! Rzeczywiście muszę być wyjątkowo okrutnym panem!! - Darł się urażony Tom, a Sybilla patrzyła na niego oczyma jak galeony. Nagle zrobiło jej się wstyd.
- To nie dlatego, że jesteś okrutny, ty wcale taki nie jesteś - kobieta rozpłakała się zarówno z bólu jak i z zażenowania.
- No wiec dlaczego? Może łaskawie odpowiesz mi na to pytanie, czy jest ono dla ciebie za trudne? - dodał ironicznie.
- Bo ty tego nie zrozumiesz, jesteś mężczyzną, a wy nie rozumiecie takich spraw, a poza tym...
- Co poza tym...
- Wiem, ze chciałeś iść z Remusem do łóżka i pomyślałam, że... byłam głupia...
- Rzeczywiście, prze grzeczność nie zaprzeczę, było to głupie z twojej strony. - Mężczyzna badawczo patrzył na zapłakaną Trelawney.
- No już, nie becz - dodał łagodnie. - W porządku. I tak wiem, że trochę bałaś się mi o tym powiedzieć. Nie szkodzi, inne motywy były szlachetne.
- Idiotka ze mnie, wiem... - Sybilla zaczęła wycierać łzy wierzchem dłoni.
- Już dobrze, Syb - czarnowłosy podał jej chusteczkę. - Po prostu my, faceci, nie zawsze potrafimy was zrozumieć. Pamiętaj, że Remus nie jest do końca moim niewolnikiem, raczej podopiecznym i jeżeli sam kiedyś zechce może iść ze mną do łóżka, ale nie musi... No chyba, że za jakiś czas sam złożę mu propozycję nie do odrzucenia - Marvolo uśmiechnął się złośliwe. - Ale wtedy jego zgoda i tak będzie należała raczej do wymogów dobrego wychowania i zachowania ogłady wobec swojego pana, a nie posłuszeństwa. On o tym dobrze wie. Ty teraz już także.
Jeszcze przez kilka minut posiedział z obolałą kobietą i wrócił do swojej Sypialni w której być może czekał Remus. I rzeczywiście, Remus czekał na niego i widać było, że jest bardzo zaniepokojony obecną sytuacją. Niepokoił się o to, co wydarzyło się w sypialni Sybilli oraz o to, co teraz nastąpi.
Marvolo cicho zamknął drzwi i spojrzał się uważnie na swego podopiecznego.
- Jesteś tutaj... nie sądziłem, że zostaniesz..
- Panie.. znaczy Marvolo, co u Sybilli?
- Nie żyje – spokojnie odpowiedział Lord a na widok zdegustowanej miny wilczka uśmiechnął się tylko i powiedział. – A co mylisz, dałem jej coś na ból brzucha i kazałem iść spać. A co do ciebie, to...
Remus niepewnie patrzył się na Marvolo, nie wiedział co powiedzieć, jak się zachować. Wiedział, że prędzej czy później Marvolo postawi w go sytuacji w której nie będzie mógł odmówić. Miał świadomość, że dzisiejszej nocy mógł spokojnie wyjść z pokoju, ale coś go przed tym powstrzymało.
- Wiesz, że spokojnie możesz iść do siebie Remusie? - spytał łagodnie Czarny Pan.
- Owszem, wiem - lakonicznie odrzekł zapytany i zarumienił się jak dziewica orleańska.
- Ale zostałeś... - tak naprawdę Riddle nie wiedział co powiedzieć i czuł się trochę dziwnie.
- Aha... - wyglądało na to, że z jego rozmówcą jest tak samo a nawet gorzej.
"O żesz kur*wa! - pomyślał wesoło Marvolo – jak ja mam z nim postąpić?"
- Rozumiem prze to że zaakceptujesz wszystko co będzie się dziś działo w tej sypialni.
Remus tylko skinął głową, na nic więcej nie było go w tym momencie stać, słowo "wszystko" wywołało u niego jakiś dziwny lek. On się po prostu bał i to chol*ernie. Wszystko, co się działo było sprzeczne z jego naturą, a mimo tego godził się na to, by w spokoju móc planować ucieczkę. Pomimo obietnicy cały czas o tym myślał. Jeśli nie o swojej, to przynajmniej dzieciaków, a w szczególności Hermiony, która musiała opuścić Malofoyowskie piekło.
- Napijesz się czegoś? Proponuję Martini.
- Tak, dziękuję – z ulgą odrzekł Lupin. Potrzebował odrobiny alkoholu.
Lord spokojnie podszedł do dobrze wyposażonego barku i nalał dwie lampki pół wytrawnego białego wina.
- Proszę - powiedział kurtuazyjnie.
- Dzięki. A tak w ogóle, to gdzie ty byłeś? U Sybilli? - spytał z zaciekawieniem Remus, gdy upił już łyk wina.
- Tak, u niej, ale chyba o tym nie będziemy rozmawiać, choć ja wiem że ty byś wolał.
Remus uśmiechnął się nieśmiało i z zażenowaniem popatrzył na wielkie łoże.
- Masz ostatnią szansę, jeśli teraz nie wyjdziesz... chyba sam się domyślasz...
- Domyślam się... a mogę dostać jeszcze wina? - zapytał nieśmiało brązowooki wilkołak.
- Możesz, tylko że ja nie zamierzam cię spijać. Więc za dużo nie dostaniesz.
- Mam mocny łeb - żachnął się "drapieżca".
- Nie wątpię... Remusie, jak nie chcesz zostawać naprawdę nie musisz. Lepiej idź, pókim grzeczny, miły i dobry.
Remus tylko parsknął śmiechem.
- Proszę nie obrażaj resztek mojej inteligencji, przecież ty nie nigdy nie byłeś grzeczny, miły i dobry.
Marvolo nic na to nie odpowiedział, tylko usiadł w fotelu i obrzucił wilka uważnym spojrzeniem wilka.
- Usiądź Remusie - odezwał się nad wyraz spokojnym głosem.
Lupin chciał usiąść na kanapie ale Lord pokiwał tylko głową i znacząco poklepał swoje kolana. Remus w pierwszym momencie zdębiał, od lat nie siedział komuś na kolanach, ale cóż było robić w końcu Pan każe, sługa musi.
Lupin podszedł niepewnie do mężczyzny i usadowił mu się na kolanach. Był dorosłym facetem i czuł się idiotycznie.
- Może i nie byłem nigdy miły, grzeczny i dobry, ale radziłbym ci wierzyć, że tak jest. Przynajmniej się staram. - Marvolo zrobił minę skruszonego człowieka i brązowooki nie mógł nie uśmiechnąć się z przekąsem.
- Powiedzmy, że ci wierzę, a czy mógłbym ci zejść z kolan, trochę dziwnie się czuje.
- Mi to nie przeszkadza, zresztą długo siedzieć nie będziesz - to powiedziawszy odstawił kieliszek z winem i pocałował Remusa w rozchylone usta. Jego język niespiesznie wdarł się pomiędzy wargi mężczyzny i pieścił jego podniebienie
Lupin niepewnie odpowiedział na pieszczoty czarnowłosego. Marvolo niespiesznie zaczął rozpinać jedwabną koszulę wilkołaka i Remus zesztywniał na chwile. To jednak był szok i chociaż tego oczekiwał nic nie mógł poradzić na swoją reakcję - nigdy wcześniej nie rozbierał go facet. A najzabawniejsze w tym wszystkim, że wszystko co robił z nim Lord zaczynało mu się podobać. Marvolo widząc niepewną minę Remusa uśmiechnął się przyjaźnie i spokojnym głosem zaczął do niego mówić.
- Uspokój się, nic strasznego ci nie zrobię, teraz położysz się na łóżku, a ja powoli będę cię rozbierał. Następnie ściągnę z ciebie koszulę, a później dłońmi będę pieścił całe twoje ciało.
Marvolo rozebrał Remusa z koszuli, nie przestając go delikatnie całować.
Wilkołak był zdziwiony tym, że cała sytuacja bardzo go podnieca. Pieszczoty Lorda były czułe i sprawiały drugiemu mężczyźnie dużą przyjemność. Marvolo po chwili odsunął się od mężczyzny i kazał mu się położyć na łóżku. Lupin uśmiechnął się i zapytał.
- A co by było jakbym teraz powiedział, że chcę wyjść?
- Nie doszedłbyś nawet do drzwi - spokojnie odpowiedział Lord i pchnął go na łóżko.
- Ostry jesteś.
- Owszem, a czemu się pytałeś? Chcesz wyjść? - Marvolo uśmiechnął się złośliwie i wrócił do przerwanych pieszczot.
- Tak tylko pytałem, z ciekawości - Lupin wolał nie wdawać się w dyskusję.
- To nie pytaj, bo może się to dla ciebie źle skończyć - powiedział Marvolo i bezczelnie położył mu rękę na kroczu.
Remusa przeszedł dreszcz podniecenia, a rumieniec na jego twarzy jeszcze się powiększył. I nie było to spowodowane tym, że Lord trzymał swą dłoń tam gdzie trzymał, tylko tym, że mógł doskonale poczuć podniecenie wilkołaka. Lupin był bardzo zażenowany swoim podnieceniem, ale nie mógł nic na to poradzić. Bo, po pierwsze: Lord był silniejszy, po drugie: był delikatny, a po trzecie: Remusowi podobało się wszystko, co robił jego pan, a ponieważ był to jego pan, nie wypadało nawet protestować. Marvolo uśmiechnął się zalotnie i ściągnął spodnie wilkołakowi. Kiedy jego dłonie znalazły się na Remusowskiej bieliźnie, ten jednak zaczął ostro protestować.
- Mówiłeś, że najpierw będziesz mnie całował, a nie....
- Coś ci się nie podoba? - Marvolo był wyraźnie rozbawiony.
- Tak, oszukujesz!
- No cóż, mówi się trudno, a teraz albo się uspokoisz, albo zrobię z tobą to samo co w czasie pierwszej nocy z Sybillą - powiedział Lord i bezczelnie ściągnął jego bokserki.
- A co z nią zrobiłeś? - Zapytał Lupin, próbując jednocześnie odzyskać swoją własność,
- Związałem- mruknął Marvolo ze słodkim uśmiechem i bezceremonialnie pchnął osłupiałego mężczyznę na łóżko, po czym schylił głowę i polizał jego nabrzmiała męskość, Lupin jęknął z rozkoszy, ale za chwile bezczelnie odepchnął Marvolo i zaczął nieporadnie wciągać z powrotem bokserki, które miał już prawie na kostkach.
- Boże, przestań do cholery - Lupin uznał, że tak nie może być, a Tom Riddle jedynie się zaśmiał.
- Tak wysoko awansowałem, na Boga? Przystopuj bo się zarumienię i skończ się zachowywać, jak durny nastolatek.
Czarnowłosy jednym, szybkim ruchem ściągnął gatki podwładnego i bezceremonialnie rozsunął jego uda. Remus chciał jeszcze protestować, ale w momencie gdy poczuł usta Toma wokół swego członka tylko jęknął, Dłonie mężczyzny głaskały jego pośladki, a język ślizgał się po całej długości penisa. Lupin opadł na łóżko, zamknął oczy i zacisnął dłonie na pościeli, na nic więcej nie było go stać. Z jego gardła wydobywały się ciche jęki, nie potrafił przerwać tego co się działo. Marvolo nie przestawał pieścić w ten sposób swojego kochanka, aż mężczyzna zaczął jęczeć dużo głośniej i błagać swojego pana, żeby nie przestawał. Ślizgońska natura Toma kazała mu właśnie przestać i zapytać ze złośliwym uśmiechem.
- To mam w końcu przestać, czy jednak kontynuować, Remusie?
- Sadysta - mruknął Lupin i zanurzył dłonie we włosach Lorda przyciskając jego głowę do swego krocza.
Marvolo uśmiechnął się pod nosem i ponownie powrócił do przerwanych pieszczot. W momencie, gdy jego usta zacisnęły się na nabrzmiałym członku wsunął dwa palce do ciasnego wnętrza mężczyzny. Lupin jęknął głośno. Lord doskonale wiedział co robić i jak robić, żeby sprawić drugiej osobie jak największą rozkosz. Jego pieszczoty stały się bardziej intensywne. W pewnym momencie przestał ssać swojego kochanka i delikatnie polizał jądra Remusa.
- Proszę - jęknął mężczyzna i nacisnął głowę kochanka. Chciał jeszcze, pragnął, by Lord kontynuował swe pieszczoty.
- A o co prosisz mój wilku?- Tom bynajmniej nie zamierzał ułatwiać mu sprawy, chciał by Remus pozbył się wstydu i wyznał wszystkie swoje pragnienia.
Remus jęknął z rozpaczy. Kazano mu myśleć i artykułować własne pragnienia w momencie kiedy absolutnie nie miał na to ani ochoty, ani nie był w stanie tego robić.
- Proszę, nie przestawaj - szepnął ponownie.
- Czego mam nie przestawać Remusie? - Voldemort naprawdę potrafił być sadystą.
- Chcę cię poczuć - jęknął wilkołak i próbował przyciągnąć mężczyznę do siebie, ale Marvolo nie był z tych, co dawali sobą tak łatwo kierować.
- Gdzie chcesz mnie poczuć?- Zapytał odsuwając się od mężczyzny.
- Proszę weź mnie...
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że będzie cię bolało? - spytał łagodnie starszy mężczyzna.
- Tak, wiem, ale błagam cię, weź mnie. Pragnę cię - Remus sam był zaszokowany swoimi słowami, ale właśnie tego chciał.
Marvolo przez chwile patrzył na niego bardzo spokojnie, jakby zastanawiając się, czy na pewno ma spełnić tą prośbę. Wreszcie, po dłuższej chwili milczenia przewrócił Remusa na plecy i zaczął go całować po kręgosłupie. Ustami schodził coraz niżej a z ust mężczyzny wydobywały się ciche jęki uniesienia. Marvolo przesunął językiem wzdłuż kręgosłupa Remusa, od kości krzyżowej, aż po sam kark.
- Jesteś pewien, że tego chcesz? - spytał jeszcze raz szepcząc mężczyźnie do prosto do ucha.
- Tak - jasnowłosy nie mógł już opanować swojego pożądania. - Proszę, weź mnie.
Lord nie czekał już na nic innego, skoro Remus był pewien, to kim on był, żeby mu odmawiać? Bardzo powoli i bardzo delikatnie zaczął się w niego wbijać, nie chciał sprawić mu zbyt wiele bólu, pragnął, by oboje czerpali z tego jak najwięcej satysfakcji. Lupin pomimo początkowego dyskomfortu nie chciał, by jego pan przestał, pragnął pełnego stosunku. Lord delikatnie pieścił ustami kark kochanka a dłońmi masował pośladki rozluźniając w ten sposób mężczyznę. Po chwili objął palcami jego nabrzmiałą męskość i zaczął delikatnie pieścić. Remus jęczał głośno z rozkoszy. Ból powoli ustępował cudownej, niesamowitej przyjemności. Po kilku minutach czarnowłosy zsunął się z ciała swojego podwładnego.
- Odwróć się Remusie - wymruczał mu prosto w kark.
Lupin posłusznie odwrócił się twarzą do swojego pana. Marvolo bez słowa przygarnął go mocno do siebie i złożył jego głowę na swojej piersi. Przez chwile leżeli w całkowitym milczeniu, wreszcie Remus niepewnie podniósł głowę i spojrzał się w oczy Lorda. Dopiero teraz dotarło do niego w pełni to, co zrobił i poczuł się naprawdę dziwnie. Był zawstydzony, zaspokojony i czuł się bardzo winny. Oddał się człowiekowi, przez którego wielu niewinnych ludzi zginęło. To przez niego stracił najbliższych przyjaciół, a teraz oddał mu się. Więcej, on go nawet o to prosił.
Marvolo, który bezczelnie czytał w jego myślach pogłaskał go po policzku i odezwał się poważnie.
- Nie czuj się winny tego, co się stało, prędzej czy później i tak byś wylądował w moim łóżku. I zapewniam cię, że było by to prędzej, Ja aż tak się nie zmieniłem, dalej potrafię być okrutny, nieprzewidywalny i potrafię zmuszać ludzi do tego, by spełniali moje życzenia, nawet wbrew sobie. Po prostu dokonałem chwilowego wyboru, tak samo jak ty. Zawsze uważałem, że jesteś najmądrzejszy z całej waszej czwórki i teraz to udowodniłeś.
- Dlatego, że poszedłem dobrowolnie z tobą do łóżka.
- Och, nie, zresztą dobrowolnie... przecież miałeś świadomość, że kiedyś i tak by to nastąpiło. Chodziło mi bardziej o to, że potrafiłeś dostosować się do obecnej sytuacji, a nie wydaje mi się, żeby któryś z twoich przyjaciół to potrafił. A teraz spij, chyba, że masz ochotę na powtórkę...
- Ale ty będziesz pod spodem - powiedział bezczelnie Remus i zsunął rękę pomiędzy uda mężczyzny.
Marvolo zdziwił się trochę takim obrotem sprawy, ale należało korzystać, co prawda on wolał być na górze i bardzo próbował zmienić pozycje. Ale nie tym razem. Okazało się, że Remus jest naprawdę silnym i upartym mężczyzną. Co prawda, gdyby Czarny Pan użył przemocy na pewno by sobie poradził nawet z tym upartym wilkołakiem. Problem polegał na tym, że Marvolo nie chciał używać wobec niego siły. Remus powoli i delikatnie zaczął pieścić dłońmi tors i plecy swojego pana.
Jego pieszczoty były naprawdę subtelne i delikatne. Marvolo, który był przyzwyczajony do o wiele ostrzejszych i gwałtownych pieszczot bardzo mile się zdziwił i zaczął odprężać. Postanowił pozwolić Remusowi na wszystko.
Lupin całował kark i barki starszego mężczyzny, a jego palce delikatnie pieściły sutki Toma. Czarnowłosy zamruczał cicho z rozkoszy i zamknął oczy.
- Remusie jesteś wspaniały - szepnął w poduszkę.
- Wiem - odparł skromnie wilkołak i zaczął całować plecy kochanka wzdłuż kręgosłupa schodząc ustami bardzo wolno coraz niżej.
Marvolo jęknął cicho, kiedy Remus zaczął pieścić ustami jego jędrne pośladki.
Po chwili mężczyzna wbił się w swego pana. Poruszał się w nim bardo powoli, i choć Tom w pewnym momencie zaczął błagać, by ten przyspieszył swe ruchy, Remus bynajmniej nie zamierzał tego robić. Tym razem to on był górą i zamierzał to wykorzystać. I wykorzystał. Tom Marvolo Riddle musiał przyznać, że Gryfoni to również złośliwe i podstępne bestie, które potrafią bardzo człowieka wymęczyć, ale robią to też bardzo subtelnie i w cudowny sposób.
Lupin całował kark swojego pana. Ujął w dłoń jego twardy członek i delikatnie zaczął go pieścić. Masował delikatnie główkę, aby za chwilę zejść palcami niżej i muskać jedynie samymi opuszkami jądra mężczyzny. Marvolo jęczał z rozkoszy, wijąc się w miękkiej pościeli. A Remus bawił się doskonale, to przyspieszał, to zwalniał, torturując biednego Lorda. Na szczęście dla czerwonookiego wilkołak nie mógł zbyt długo wytrzymać i po kilku minutach obaj pogrążyli się w falach rozkoszy.
Po wszystkim Remus próbował wyjść z łóżka, ale Lord mu na to nie pozwolił, jego sługa miał z nim spać.
- Mam zostać? - spytał Lupin, chociaż intencje Czarnego Pana były całkowicie wyraźne.
- Oczywiście, Remusie - starszy mężczyzna obrzucił go wiele mówiącym spojrzeniem. - Chyba po tym wszystkim tak po prostu mnie nie zostawisz - Tom uniósł brew, by za chwile zrobić minę wyrażającą szczerość i niewinność. Lupin całkowicie się odprężył i nawet roześmiał.
- Jesteś niemożliwy, Marvolo - powiedział rozbawionym tonem.
Lord tylko się uśmiechnął i przewrócił na brzuch, była to jedna pozycja w jakiej zasypiał, chwile później spał już jak niemowlę. Lupin przez moment przyglądał się swemu panu, by wreszcie podążyć w jego ślady.
Gdy obudził się rano, łóżko było puste, ale na fotelu siedziała uśmiechnięta Sybilla i wróżyła z kart Tarota.
- Co wywróżyłaś, Syb - zapytał sennie Remus.
- Ewidentnie mi wyszło, że tu w nocy było ostre bzykano, drogi wilku - Trelawney uśmiechnęła się szeroko i puściła mu oczko.
- Wyrażaj się droga koleżanko - Lupin odpowiedział półuśmiechem.
- Przecież się wyrażam - Sybilla zrobiła minę urażonej niewinności i oboje wybuchli śmiechem.
- Wiesz, nigdy bym nie pomyślał, że potrafisz być taka... taka...
- Powiedz po prostu, że wcześniej robiłam za rozhisteryzowaną wariatkę - podpowiedziała z uśmiechem Sybilla i dalej układała karty.
- No to też - Remus nagle zaczerwienił się, jak dojrzały pomidorek - Sybillo, czy mogłabyś wyjść, ja jestem... nagi...
- Jaki skromniś... A wiesz co? - Sybilla uniosła wzrok na swojego byłego kumpla po fachu. - Chciałabym cię zobaczyć na golasa. Jesteś całkiem przystojny.
- Oj, daj spokój, Syb - zirytował się Lupin, a jego policzki jeszcze pociemniały. Wyglądał uroczo i Sybilla zachichotała jak nastolatka.
- Ty daj spokój - powiedziała po chwili. - teraz jesteśmy niemal jak rodzina, czego się wstydzisz. Poza tym mam okres i wcale nie mam zamiaru rzucać się na ciebie, Remmy.
- Syb, zjeżdżaj - Remus pomimo miłego uśmiechu był nieugięty.
- A jeśli tego nie zrobię?
- To ja widzę, że w niedługim czasie obaj weźmiemy się za uczenie cię dobrych manier - rozległ się męski głos dobiegający spod drzwi.
- Dobra, już wychodzę.... Obrońca niewinności się znalazł.
Sybilla wyglądała na niepocieszoną w momencie opuszczania jednej z sypialni Lorda. Czarnowłosy odprowadził ją rozbawionym spojrzeniem całkowicie ignorując niewybredne pomruki swojej niewolnicy pod jego adresem.
- Ty jesteś dla niej naprawdę pobłażliwy - skomentował Lupin, gdy do jego wrażliwych uszu doszedł pozostający bez odzewu ze strony budzącego grozę Czarnego Pana cichy tekst dotyczący "zarozumiałych, pewnych siebie bubków z ponadnaturalnym przerostem ambicji".
- Bawi mnie - odpowiedział z prostotą Marvolo, po czym usiadł na łóżku.
- Jak się czujesz?
- Dobrze - odpowiedział szybko Remus. Za szybko.
- Dobrze? - uniesiona brew.
- Aha... no tak, naprawdę - rumieniec i pospiesznie odwrócony wzrok
- Rozumiem. To ja wyjdę, a ty się spokojnie ubierz nie chcę cię krępować - głos Lorda był łagodny i cichy.
Zanim Remus zdążył cokolwiek powiedzieć został opuszczony przez Lorda i mógł spokojnie wstać z łóżka. W zamyśleniu patrzył się na łóżko, wcale nie czuł do siebie obrzydzenia, choć tego obawiał się najbardziej. Ku własnemu zaskoczeniu bardzo zaciekawił go pomysł dawania razem z Marvolo lekcji Sybilii.
Pomyślał nad ukaraniem Syb i nawet uśmiechnął się przy tym do siebie. Podrapał się za uchem i postanowił skorzystać z prysznica zanim się ubierze. Miał jeszcze trochę czasu do śniadania. Gdy pokonał te kilka kroków dzielących go od łazienki doszedł do wniosku, że pupa będzie go bolała, przeszedł jednak nad tym do porządku dziennego. Poboli i przestanie. Odkręcił bardzo ciepłą wodę - na tyle gorącą ile mógł tylko wytrzymać - i wszedł pod obfity strumień.
"Bajecznie"- pomyślał.
Zastanawiał się znowu nad karą dla Sybilli, przyszło mu też do głowy pytanie, jakby to było przespać się z Trelawney? Znowu uśmiechnął się sam do siebie.
"Robię się wyuzdany na stare lata" - pomyślał, chociaż nie miał nawet czterdziestu lat.
I tak powoli mijał dzień za dniem. Remus prawie w ogóle nie korzystał już z pokoju, który mu przydzielono. I choć na początku, tego dziwnego układu, miał wiele wątpliwości to z czasem i one minęły. Zaakceptował to, co się z nim działo i nawet zdobył wiele swobody, a pomniejsi generałowie okazywali mu szacunek. Zresztą nie mieli innego wyjścia, jeśli nie chcieli by Lord osobiście się nimi zajął.
Słuszny, nawet bezsilny gniew jest lepszy
od cichego przyzwolenia na zło
Tego feralnego dnia gdy młody Malfoy popisał się podczas obiadu swoją pomysłowością, Lupin siedział w obszernym gabinecie przy bibliotece, konsumował jabłko i czytał po raz enty "Mistrza i Małgorzatę" Bułhakowa. Na szczęście to arcydzieło znajdowało się w kolekcji Lorda. Jedynie ta książka mogła mu poprawić humor po tym, jak wyszedł wkurzony z sali jadalnej.
Nadal zżerała go wściekłość na tego blond kretyna, ale powoli mu przechodziła pod wpływem ulubionej lektury.
Ponownie zagłębił się w ciekawą książka, gdy nagle drzwi do gabinetu otworzyły się z wielkim hukiem i stanęła w nich rozłoszczona Sybilla.
- Ja bym najchętniej wykastrowała tego gówniarza - warknęła w stronę Remusa i pchnęła drzwi tak, że o mało nie walnęły Voldemorta, który stał tuż za nią,
- Nie sądzę, żeby Lucjuszowi się to spodobało, chyba chciałby mieć wnuki.
- Wnuki?! Takie jak jego popieprzony synalek? Dobre sobie! - Sybilla w ogóle nie lubiła być pokorna i grzeczna, a teraz była tak wściekła, że nie raczyła nawet zastanawiać się co i do kogo mówi. - Tylko imbecyl może tak sądzić, drogi Lordzie! Mina Lucjusza wyrażała jedno. Było mu wstyd za tego gnojka! - Niemal opluła swojego pana przy ostatnim zdaniu i Marvolo skrzywił się z dezaprobatą zatykając uszy.
- Syb, możesz się uciszyć - powiedział Remus wstając z fotela. Przy tej kobiecie nie dało się spokojnie poczytać.
- Nie, nie mogę, ty przy tym nie byłeś i nie widziałeś co on jej zrobił.
- Bo gdybym tam był, to bym go zabił. Musiałem wyjść, przepraszam panie - Remus skłonił głowę w kierunku Lorda.
- W porządku - Marvolo westchnął i usiadł w jednym z wygodnych foteli. - sam miałem ochotę zrobić mu krzywdę.
- No i trzeba było! - Sybilla nie kryła złości i rozżalenia.
- Uspokój się Syb - łagodnie powiedział Czarny Pan. - To nie jest takie proste, jak ci się wydaje. Lucjusz, Severus i ja mamy zbyt wielki dług u Młodego, aby robić mu tak po prostu krzywdę. Musiałby naprawdę nieźle zawinić. Zwłaszcza Lucjusz i Severus mają się czego wstydzić, ale ja też... Napijecie się ze mną czegoś mocniejszego, prawda?
- Oczywiście - odpowiedział Remus, a Sybilla spiorunowała ich obu morderczym spojrzeniem i wybiegła z gabinetu.
- Ognista kobieta - mruknął Marvolo i uśmiechnął się do Remusa.
- Bardzo ognista i bardzo niebezpieczna. Na twoim miejscu uważałbym na nią, jeszcze zrobi coś głupiego.
- O to się jakoś nie martwię... szczególnie, że jest pod twoją opieką - powiedział Tom i o mało nie roześmiał się na widok zdziwionej i trochę przerażonej miny wilkołaka. - Tak Remusie od dzisiaj będziesz opiekował się Sybillą, gdy mnie przy niej nie będzie.
- Nie, ja nie chcę... - wyrwało się Remusowi niechcący i popatrzył na swojego pana z zaniepokojeniem.
Marvolo tylko się radośnie wyszczerzył.
- A co mnie to obchodzi? Jesteś moim sługą. A po za tym sam się mam z tą heterą użerać? Kiedy będę nieobecny, a gwarantuję ci, że to nie będzie zbyt często, na twoje szczęście, będziesz za nią odpowiedzialny... Oczywiście w granicach rozsądku - dodał zobaczywszy przerażenie na twarzy Lupina. Wiedział jaka nieopanowana potrafi być Sybilla.
- Jakiego rozsądku - wyjęczał Lupin - przecież przy niej nie można zachować zdrowego rozsądku.
- Nie będzie tak źle - Marvolo bawił się coraz lepiej. Ta tak różna dwójka potrafiła go wprowadzić w doskonały nastrój.
Niestety nastrój ten zniknął w momencie, gdy w drzwiach jego gabinetu stanął Glizdogon i z dziwną miną zaczął lustrować Remusa.
- O co chodzi, Pettigrew? - spytał zimno Czarny Pan, zmuszając Petera tonem swojego głosu do tego, by sługa na niego spojrzał. Wodniste oczka Glizdogona spoczęły z niechęcią na Tomie.
- O co chodzi? - spytał ponownie Marvolo zniecierpliwionym tonem, a niecierpliwy ton u Voldemorta nie wróżył nic dobrego. Rozdrażnienie widoczne w jego zachowaniu też.
"Co za dzień" - pomyślał Lord. – "Najpierw Młody, a teraz ta gnida... ja mu dam... Żeby takie spojrzenia rzucać Remusowi." - Czerwonooki zaczynał być oburzony.
- Panie nie chciałbym ci przeszkadzać, gdyż wiem jak bardzo jesteś zajęty, ale mam pytanie, o ile oczywiście nie będzie zbyt wielkim zuchwalstwem, jeśli je zadam - gdyby wazeliniarstwo miało jakieś kategorie to ten człowiek byłby w niej mistrzem.
- O co ci chodzi?
- Czy nie uważasz, że najwyższy czas napiętnować twoją nową zabaweczkę?
- To, co uważam, Pettigrew to absolutnie moja sprawa. Jeżeli jeszcze nie napiętnowałem Lupina, to też jest moja sprawa. A poza tym nie jesteś ze mną na ty Glizdogonie - czarnowłosy mężczyzna mówił niebezpiecznie cicho i spokojnie, a jego oczy zwęziły się mocno. - Remus nie będzie naznaczony. Taka jest moja ostateczna decyzja. Jeszcze coś?
- Ale panie...
I to było za dużo. Marvolo nie życzył sobie, by ktoś ingerował w jego życie, a już szczególnie taki śmieć, jak Glizdogon. Mężczyzna nie zastawiając się długo rzucił w niego jedno, celne zaklęcie.
- Crucio.
Klątwa nie była ani długa, ani nie została rzucona z tak dużą mocą, żeby zrobić mężczyźnie jakąś realną krzywdę. Mimo to, Glizdogon wydarł się jakby go ze skóry obdzierano.
- Zejdź mi z oczu, szczurze - spokojnie oznajmił Lord, kiedy Peter podniósł się z podłogi.
Pobladły mężczyzna wyszedł z gabinetu Lorda, ale nie mógł się powstrzymać, by przy drzwiach nie rzucić oskarżycielskiego spojrzenia w stronę wilkołaka. Wydawało mu się, że to zwierze zajęło jego miejsce przy boku Voldemorta, choć to oczywiście były nierealne rojenia.
Lupin niepewnie spojrzał się na zdenerwowanego mężczyznę, nie wiedział jak się zachować.
- Jesteś pewien, że postąpiłeś właściwie? - Zapytał cichym głosem.
- On sobie ostatnio za dużo pozwala, Remusie. Zasłużył na to - starszy mężczyzna ściągnął brwi i posłał młodszemu spojrzenie z serii "skończmy ten temat, dobrze?" i wilkołak lekko skinął głową.
- Nie ma w tym ani odrobiny twojej winy - dodał jeszcze Lord uspokajająco widząc minę Moony'ego.
Remus nic na to nie odpowiedział, tylko skłonił się lekko i wyszedł z pokoju. Chciał pobyć sam, przemyśleć kilka rzeczy, a w szczególności zastanowić się, jak pomóc w ucieczce swoim byłym uczniom, a przede wszystkim Hermionie.
***
Wszyscy ludzie rodzą się równi i
całe życie walczą przeciwko temu.
[Thomas Jefferson]
Przez pewien czas w zamku panował spokój. Nic ciekawego nie działo się, no może poza momentem, gdy Lupin, ku swemu zdziwieniu, przeżył przygodę erotyczną z Mistrzem Eliksirów.
Ta przygoda sama w sobie nie miała jakiegoś większego wpływu na jego samopoczucie. Zmartwiła go natomiast zupełnie inna rzecz. Gdy jego pan oddalił się z Severusem poczuł coś na kształt zazdrości. I chociaż starał się wmawiać sobie, że to nie możliwe, wiedział, że odczuwa zazdrość. To, że Marvolo nie pojawił się aż do rana wzmogło tylko jego negatywne uczucia, które zwalczał jak mógł. Przez całą noc nie mógł zasnąć, a w wyobraźni ukazywały mu się najróżniejsze obrazy, i na pewno nie były to grzeczne obrazki. Przez chwile myślał nawet o tym, by pójść do Sybilli, ale niestety w tym dniu była niedysponowana i sam męczył się z silną frustracją. Gdy Lord wrócił z samego rana do swych komnat został powitany w bardzo chłodny sposób.
- Wstawaj Remusie, niedługo śniadanie - oznajmił wesoło.
- Nie jestem głodny - odpyskował Remus. - Idź z Sybillą - spojrzenie wilkołaka było zimne, jak lodowiec górski.
Marvolo spojrzał się na niego z dziwną miną.
- Czyżby coś się stało, masz humor jak...
- A czy to ważne jaki mam humor, wybacz Lordzie, ale nie zamierzam na każde twoje skinienie machać ogonem - warknął Lupin i próbował wyminąć oniemiałego Toma.
- A ty gdzie się mój wilczku wybierasz w samych li tylko nota bene seksownych bokserkach, co? Prysznic jest na lewo nie na prawo - głos Lorda nasycony był ironią, sarkazmem i lekkim rozbawieniem. - Poza tym przecież wiesz, że musisz uczestniczyć przy śniadaniu.
- Nie jestem głodny - warknął "wilczek" i ponownie spróbował wyjść.
"Cholera, co się ze mną dzieje" - pomyślał przy okazji blondyn.
"Zazdrosny, czy jak?" - w głowie Toma zaczęły narastać różne przypuszczenia. – "No chyba raczej nie..."
Nie zdążył jednak nic odpowiedzieć na tą impertynencję, gdyż Remus wyszedł z jego komnaty i w samej bieliźnie przedefiladował przez długi korytarz. Za załomem natknął się na zamyślonego Lucjusza, który na jego widok parsknął śmiechem.
- Lupin, a ty co, nową modę wprowadzasz?
- Och, odwal się Malfoy - poirytowany Remus nie zawrzał na to, że teraz nie wypada mu tak mówić do wysokiego blondyna. Ba - jemu nawet myśleć tak nie wolno. Stan psychiczny wilkołaka powodował jednak, że miał on to absolutnie w dupie.
Lucjusz nie zamierzał się przesadnie pogniewać, bo widok Lupina wywarł nań dobroczynny wpływ, to znaczy - poprawił mu humor.
- Spokojnie wilku, bo się na mnie jeszcze rzucisz, a tego to byś raczej nie przeżył.
- A co, zabili by mnie?
- Nie, Malfoyowie po prostu są toksyczni, nie zauważyłeś tego dotąd? A teraz zjeżdżaj z korytarza, bo Lord się zdenerwuje jak mu zachorujesz.
- Martw się o swoje choroby. A poza tym skąd ta autoironia u takiego snoba jak ty?
- Po pierwsze nie jestem twoim kumplem, a po drugie, jeśli chodzi o ironię, o autoironię też, to jedna z cech rozpoznawczych wychowanków Domu Węża, nieprawdaż?
- Dobra, dobra... Przepraszam, sir. Już będę kulturalny - w głosie Lupina nie było sarkazmu, naprawdę przepraszał. Może dlatego, że Lucjusz zwrócił mu uwagę życzliwym tonem i nie potraktował go protekcjonalnie.
- Ty nie przepraszaj, tylko spadaj się ubrać, bo Marvolo się naprawdę wścieknie - powiedział Lucjusz i ruszył w stronę swych komnat.
No cóż, przepowiednie Lucjusza sprawdziły się co do joty, już wczesnym popołudniem u Remusa pojawiły się pierwsze objawy przeziębienia. Dreszcze, gorączka i potężny ból głowy sprawiły, że nie pokazał się na obiedzie, co było dosyć dziwne bo nikogo o tym nie uprzedził.
- Gdzie twoja zabaweczka, Lordzie? - drwiącym tonem spytał młody Malfoy dając popis taktu i wyrobienia towarzyskiego prawdziwego arystokraty.
- Draco! - skarcił go Lucjusz i zaróżowił się po czubek głowy. czy ten kretyn wiecznie musiał mu robić obciach i pokazywać jak jest ważny?
Miał ochotę przylać mu przy wszystkich na goły tyłek. Zwłaszcza przy tej wiecznie spłoszonej Granger, może by się dziewczyna lepiej poczuła.
Marvolo nawet nie zareagował na bezczelność młodzieńca tylko ostrym tonem zwrócił się do Petera, który właśnie przyniósł mu raport z Azkabanu.
- Masz natychmiast pójść i poszukać Lupina, a jak go znajdziesz to przyjdziesz i powiesz mi gdzie jest.
- Panie, to by nie było potrzebne, gdybyś w odpowiednim czasie naznaczył tego zwierzaka - zapiszczał Glizdogon, który na swoje nieszczęście nie wiedział kiedy ma się zamknąć.
Lord miał już tego dosyć, wstał z fotela i podszedł do niskiego blondyna, następnie złapał go za koszule i podciągnął do góry, tak, że ich oczy znajdowały się naprzeciwko.
- A teraz posłuchaj śmieciu, nikogo w tym pomieszczaniu nie interesuje co masz do powiedzenia. Masz tylko wykonywać rozkazy, bo jak nie to ja powrócę do swoich starych zwyczajów. Zrozumiałeś?
Draco patrzył z pogardą na Glizdogona, który wyglądał zupełnie tak, jakby miał się popłakać ze strachu. Przerażony Peter nie mógł nic odpowiedzieć, bo chwyt Lorda blokował jego krtań.
Czarnowłosy mężczyzna postawił sługę na ziemi. Pettigrew zaczął się krztusić i kasłać, ale w końcu wybąkał:
- Zrozumiałem, sir - zarówno Severus, jak i Lucjusz zauważyli błysk nienawiści w oczach szczurowatego człeczyny, Marvolo jednak był zbyt zdenerwowany, żeby to zarejestrować.
- Zejdź mi z oczu i wykonaj rozkaz - powiedział spokojnie i usiadł z powrotem przy stole.
Glizdogon natychmiast wybiegł z sali i udał się na poszukiwanie mężczyzny. Wcale mu się to nie podobało. Nienawidził każdego, kto oddzielał go od ukochanego mistrza, a już w szczególności tych z którymi Lord miał jakieś kontakty.
Jego Mistrz nigdy nawet nie objął, kilka razy go tylko poklepał z uznaniem, i to na samym początku. A teraz dzieli łóżko z tym wilkołakiem, jakby on mu się czymś zasłużył.
Glizdogon skierował się prosto do kwater Lorda i jego podanych. Tak, osobiści poddani Czarnego Pana mieli swoje wygodne pokoje a nawet niewielkie, przytulne sypialnie. Lupin miał nawet sporą sypialnię, nie był bowiem niewolnikiem, a Marvolo trzymał go "na słowo honoru". To też wkurzało Glizdogona. Wilkołak uznany za honorowego i nie poddany napiętnowaniu.
Peter nienawidził Remusa. Sam nie wiedział dlaczego, ale od dziecka się go obawiał i go nie lubił. Nie dlatego, że Remus był wilkołakiem. On po prostu nigdy nie miał zaufania do Pettigrew. Ani James, ani Syriusz nie zauważali tego, co potrafiły dostrzec mądre, i tak często smutne, oczy wilkołaka. Że Glizdogon jest dwulicowym sukinsynem.
Peter udał się prosto do sypialni Lupina, jego obowiązkiem było wiedzieć, kto gdzie posiada swoją kwaterę czy pokój. Wpadł bez pukania i brutalnie ściągnął niemal nieprzytomnego i zaspanego mężczyznę z łóżka. Remus może by i nawet zdążył oprzytomnieć, ale za kilka dni miała być pełnia i był bardzo osłabiony, a to, że Peter złapał go swoją metalową "rączką" wcale mu nie pomagało. Był uczulony na pewien rodzaj metalu i to jeszcze bardziej pozbawiło go sił.
W przeciągu niecałych pięciu minut został zaciągnięty do jadalni i mocno pchnięty, tak że upadł na marmurową posadzkę.
Coś takiego bynajmniej nie zadowoliło Marvolo. Zanim Lupin zdołał się podnieść on już przy nim był i delikatnie wziął go na ręce, a następnie posadził na swoim miejscu. Kiedy tylko dotknął Remusa poczuł, że mężczyzna ma podwyższoną temperaturę.
- Glizdogon, czy ja ci go kazałem przyprowadzić czy znaleźć? Jest chyba jakaś różnica miedzy tymi dwoma pojęciami.
- Ale...
- Czy ja pozwoliłem żebyś mi przerywał? Chyba nie. Draco zaprezentuj naszemu nierozgarniętemu szczurowi jaka jest różnica miedzy Cruciatus a Tormento... tylko tak żeby zapamiętał - dodał już obojętnym tonem.
- Tak jest, sir - wypranym z emocji głosem powiedział Draco.
Wstał i wyjął różdżkę z tylnej kieszeni spodni. To, co czuł do tego szczurowatego wypłosza nie dało się nawet nazwać nienawiścią. Było raczej bliskie obrzydzeniu i pogardzie.
Ku swemu niezadowoleniu nie zdążył jednak wypróbować swych zdolności nauczycielskich na Glizdogonie, gdyż Lupin zaniósł się potężnym kaszlem i wszyscy na nim skupili swą uwagę.
Marvolo od razu wziął postawnego mężczyznę na ręce i chociaż ten próbował się wyrwać, bez zbytnich trudności wyniósł go z sali. Za nim szybko pobiegła Sybilla, a chwilę później z sali wyszedł Severus, który jako medyk mógł się na coś przydać, i Harry. W jadalni zostali tylko Malfoyowie z Ginny i Hermioną oraz roztrzęsiony Glizdogon.
Peter widząc, że znalazł się w bardzo niekorzystnej dla siebie sytuacji postanowił wziąć przykład z większości i po prostu wyjść. Kiedy jednak odwrócił się w stronę drzwi zatrzymał go zimny głos Malfoy seniora.
- Nie tak szybko, Pettigrew. Myślę, że musimy sobie wytłumaczyć kilka rzeczy.... A raczej ja tobie powinienem coś wyjaśnić skoro jesteś tak głupi, że nie wiesz jakie prawo obowiązuje w stosunku do cudzej własności, także niewolników. Nie masz też pojęcia o podstawowych zasadach współżycia i lojalności.
Glizdogon spojrzał się na Lucjusza z przerażeniem w oczach, ale zaraz próbował zbagatelizować całą sytuacje.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi stary przyjacielu. Przecież, ja nic nie robiłem, to wszystko wina Weasleya... zresztą ona nas prowokowała.
- Prowokowała cię? No to ciekawe...
- Tak, bardzo prowokowała - sarkastycznie wszedł ojcu w słowo Draco. - A Potter też cię prowokował? Pamiętasz to zdarzenie? Kogo ty czarujesz, Pettigrew?
- Przecież wam na nich nie zale.... - szczurzasty nie zdążył dokończyć, bo Lucjusz posłał w jego stronę dosyć potężne zaklęcie torturujące.
Mężczyzna zaczął się drzeć jak małe dziecko, a Draco patrzył na niego z odrazą. W momencie, gdy jego ojciec zdjął zaklęcie i wyszedł wraz z Ginny z salonu Młody podszedł do niego i z pogardą odezwał się.
- To już Granger jest cichsza od ciebie, śmieciu.
Hermiona wzdrygnęła się na te słowa, ale musiała w duchu przyznać swemu panu rację. Ona nie darła się nawet w połowie tak głośno, jak Glizdogon, mimo że Malfoy junior aplikował jej czasem bardzo duże dawki fizycznego cierpienia. O tym psychicznym wolała nawet nie myśleć.
Draco popatrzył się na swoją niewolnice i kazał jej udać się do sypialni, sam chciał się pobawić ze szczurzastym. Gdy tylko za dziewczyną zamknęły się drzwi dał starszemu mężczyźnie kilka lekcji. Dotkliwych lekcji.
***
Kobiety nie widzą tego, co dla nich robimy,
One widzą to, czego nie robimy
[Georges Courteline]
Lupin leżał pod kołdrą opatulony szczelnie i troskliwie przez swojego pana. Lord podał mu Eliksir Pieprzowy, ale Remus miał zbyt silne objawy jakiegoś paskudnego przeziębienia, żeby pomógł mu tak prosty specyfik, dlatego Marvolo musiał go łagodnie przekonać do wypicia wzmacniającego wywaru na korze wierzbowej.
- Leż spokojnie dziś i jutro, i niech nikt ci nie będzie przeszkadzał, wilku. Musisz wypocząć i nabrać sił - powiedział z autentyczną troską w głosie Tom.
- Jak można się doprowadzić do takiego stanu? - Dodał po chwili z naganą i pokręcił głową z dezaprobatą.
- Przepraszam- mruknął mężczyzna, ale wcale nie było mu przykro, wręcz przeciwnie, był dalej zły na Lorda. Niestety, nie mógł tej złości nijak okazać, gdyż zaniósł się głośnym kaszlem.
- No i na co ci była ta bieganina w samej bieliźnie, tylko się przeziębiłeś. I co ja z wami mam.
- Jak ci się coś nie podoba to możesz mnie oddać - warknął wilczek i naciągnął na siebie kołdrę.
- Remus, przecież ty do mnie nie należysz, jesteś wolnym człowiekiem... no prawie wolnym... zresztą komu miałbym cię oddać? Glizdogonowi?
Mężczyzna nic nie odpowiedział tylko zbladł i naciągnął na twarz kołdrę, wolał nie rozmyślać nawet o takiej opcji. To by się równało ze śmiercią, a on był za młody by umierać. Wcale go nie ciągnęło na tamą stronę.
- Nie chowaj się tak pod kołdrę, Remusie - Lord był lekko rozbawiony reakcją poddanego. - Przecież wiesz, że nie oddam cię temu nieprzewidywalnemu popaprańcowi.
Lupin wyściubił nos i z wyrzutem oznajmił.
- Ale on mnie może skrzywdzić kiedy zechce. W końcu dostał od ciebie tą chol*erną srebrną rękę!
- On doskonale wie, że jeżeli podniesie na ciebie swoją srebrną dłoń czeka go adekwatna kara - zimno orzekł Marvolo. - Nie obawiaj się, wilku. Glizdogon jest zbyt tchórzliwy, aby skrzywdzić cię wbrew mojej woli.
Remus wolał się nie zastanawiać, co może zrobić jego były, zdradliwy przyjaciel, gdy Marvolo postanowi jednak zmienić zdanie i znudzi mu się opieka nad kłopotliwą zabawką. Te czarne myśli przerwało pojawienie się Sybilli, która przysiadła na jego łóżku, pogłaskała go po zmierzwionych włosach i wróżebnym tonem powiedziała.
- Wiedziałam, że to kiedyś nastąpi.
- Błagam tylko znowu tego nie zaczynaj...
- No, co to było przecież oczywiste, jak się biega nago po zamku to prędzej czy później się to musi tak skończ.
- Bardzo zabawne - powiedział urażony wilkołak, kiedy po słowach wróżki nastąpił cichy chichot Voldemorta.
- Nie zabawne, Remusie, a żałosne - Sybilla była szczera aż do bólu.. - Zachowałeś się jak mały rozwydrzony chłopiec, który postanowił na złość mamie odmrozić sobie uszy... Słodki jesteś jak patrzysz z taką furią na człowieka, aż gorąco się robi - kobieta wyszczerzyła zęby w radosnym uśmiechu i figlarnie puściła Lupinowi perskie oko.
- Sybillo Trelawney ja ci pokaże furię jak wyzdrowieje, ty się wtedy z łóżka nie podniesiesz.
- Lordzie ty to słyszysz... jemu się wydaje, że ja go do siebie wpuszczę...
- Jemu się nie wydaje... on to wie - Marvolo uśmiechnął się do Sybilli, która z niedowierzaniem wpatrywała się w obu mężczyzn.
- Jak to?! - Sybilla była wyprowadzona z równowagi. – NO, JAK TO?!
- Tak to - spokojnie odrzekł uśmiechnięty od ucha do ucha Lord, a Lupin wzruszył ramionami. - Udzielimy ci z Remusem małej lekcji dobrego wychowania... Oczywiście, jak wilczek wyzdrowieje, a ty nie będziesz już niedysponowana... Coś ci się nie podoba, Syb?
- Tak wszystko! Jeśli wam się wydaje, że... że.... a zresztą co ja z wami będę rozmawiać... banda imbecyli - zdenerwowana kobieta wypadła na korytarz, a odprowadziły ją dwa męskie radosne śmiechy.
Zdenerwowała się jeszcze bardziej i coraz głośniej przeklinała, była tak wściekła, że nie zauważyła, jak wpadła na swego byłego ucznia Aresa Notta.
Mężczyzna złapał ją za rękę i bez żadnego wyjaśnienia zaczął ciągnąc do sypialni skąd dochodziły męskie śmiechy.
- Panie wybacz, że ci przeszkadzam, ale ta kobieta publicznie cię obrażała.
- Obrażała mnie? - Lord popatrzył na Aresa z zaciekawieniem i szczerym rozbawieniem, co trochę zdziwiło młodzieńca.
Był jednym z lepszych ludzi Lorda. Dowódca niewielkiego, za to doskonałego batalionu. Słynął z tego, że trzymał wojowników żelazną ręką, ale był sprawiedliwy. Gorzej z jego poddanymi, wobec których bywał nad wyraz okrutny. Lojalność u niego bywała czasem, aż za wysoka i zbyt mocno miłował się w przemocy, Marvolo zwracał na niego ostatnimi czasy baczną uwagę.
- Tak, panie - dodał spokojnie - nazywała cię między innymi, wybacz, że powtórzę dupkiem żołędnym, kutasem i ciulem, czy jakoś tak.
- A już myślałem, że coś gorszego. Puść ją, ja już do tego przywykłem.
Sybilla nie czekając ,aż zaskoczony chłopak zwolni uścisk sama wyrwała się z jego uchwytu i wybiegła głośno klnąc na wścibskich chłoptasiów, którzy bawią się w donosicieli.
- Widzisz Ares, teraz tobie się dostało - Lord uśmiechał się pobłażliwie. - Ona tak ma i nie należy się tym przejmować - dodał widząc zaszokowaną i zdegustowaną minę młodego żołnierza.
- Sybilla jest trochę postrzelona - powiedział od siebie Lupin. - Na nią trzeba brać poprawkę i spuścić zasłonę miłosierdzia na to co robi i mówi, przynajmniej czasami.
Mężczyzna spojrzał się jeszcze raz na swego pana i jego... gościa, skłonił siei wyszedł z pokoju.
Nie wiedział jak ma nazywać Lupina, nie był ani poddanym, ani niewolnikiem. Był wilkołakiem, a przecież te zwierzęta były niebezpieczne. Chłopak nie rozumiał dlaczego Lord trzyma go przy sobie, i do tego jeszcze ta postrzelona wariatka, której wszystko wolno.
Ktoś powinien dać jej nauczkę...
- Był nieźle zdziwiony - Lupin uśmiechnął się do Lorda po wyjściu młodego Notta.
- No... był - Marvolo usiadł na brzegu łóżka i sprawdził wierzchem dłoni, czy gorączka Remusa nieco zelżała. - Dam ci eliksir na bezsenny sen. Prześpisz się trochę, a później zobaczymy, czy dasz radę iść na kolacje, czy trzeba będzie ci przynieść tacę do łóżka.
Lupin zrobił oczy okrągłe i duże, jak dwa złote galeony. Jego pan chciał mu usługiwać, świat się kończył.
I tak też się stało. Wieczorem Marvolo i Sybilla zjedli posiłek w towarzystwie zaskoczonego i troszkę zawstydzonego Remusa.
Mężczyzna czuł się dziwnie, gdyż jego pan karmił go.
Próbował nawet protestować, ale na nic się to nie zdało.
- Lupin, zwierzu niewdzięczny - oznajmił po setnym proteście Marvolo. - To ja tu do ciebie z sercem, próbuje karmić chorego wilczka, a ten się boczy, strzela fochy jak małe, niedopieszczone przez mamusię dziecko. Sybilla miała rację, zachowujesz się niedorzecznie, jak rozwydrzony bachor, Remusie. Jedz, to chole*rne udka kurczęcia, przecież je lubisz.
- Ale teraz nie jestem głodny...
- Oj, marudzisz Lupiniątko, zupełnie jak kobieta w ciąży - wesoło powiedziała Sybilla i usiadła na łóżku chorego.
- Uważaj żebyś ty czasami nie zaszła, droga koleżanko.
- Wiesz, co, Remus? Jesteś po prostu bezczelnym wilkiem, o! - Sybilla wyglądała na urażoną.
- O, tak, Sybillo - Lord uśmiechnął się szeroko. - Bezczelnym i nad wyraz namiętnym wilczkiem. Na pewno ci się spodoba i rzeczywiście uważaj, bo możesz zajść....
- A idźcie obaj do diabła - wykrzyknęła kobieta i gniewnie się na nich spojrzała. - Żaden z was nie nadaje się na ojca mojego dziecka.
- A niby jaki powinien być ten potencjalny ojciec tego potencjalnego dziecka? - Marvolo dosyć gwałtownie zainteresował się tą kwestią, zresztą Remus zrobił dokładnie to samo.
- Powinien być przystojny, inteligentny, ale nie za bardzo, żebym mogła nim rządzić, wrażliwy, oczytany, władczy....
- No to my, tacy jesteśmy, prawda Remusie?
- Nie prawda! Wy jesteście brzydcy, uparci, głupi, i wrażliwi jak troll górski.
- Nooo - przeciągnął z zadowoleniem głoskę "o" Voldemort. - Syb, ale sobie u nas grabisz.
- Poczekaj, aż się lepiej poczuję, Trelawney - dorzucił swoje trzy grosze Lupin.
- Masz przerąbane - Marvolo patrzył z rozbawieniem na kobietę.
- Już się boję - Sybilla pokazała obydwu mężczyznom język.
- To ja ci radzę na poważnie zacząć się bać - powiedział Remus i obrzucił jej ciało sugestywnym spojrzeniem.
- I co się gapisz i tak mnie nie dotkniesz - mruknęła wróżka, ale już nie tak pewnie jak przed chwilą.
Powoli zaczynała się obawiać tych dwóch, niestety, przystojnych mężczyzn.
Nie powiedziała już nic. Obserwowała tylko jak Lupin bierze się w garść i sam wcina spore udko, pieczone z ziołami i czosnkiem.
- No widzisz, Remus, jaki potrafisz być grzeczny - Marvolo patrzył łaskawym okiem na poddanego. - Grzeczny, miły chłopczyk. Jesz bardzo ładnie, tylko tak dalej. A teraz napij się kompociku.
Sybilla nie wytrzymała i wybuchła niepohamowanym rechotem. Scena była komiczna i rozbrajająca.
- Niewiasto, opuść tę komnatę póki jeszcze możesz - z godnością powiedział Remus zabierając się do gorącej szarlotki.
Sybilla roześmiała się jeszcze głośniej, a Marvolo widząc w kącikach ust wilkołaka okruszki oblizał jego wargi i uśmiechnął się do niego znacząco.
Remus w pierwszym momencie zarumienił się, ale widząc zszokowaną minę Sybilli posłał jej znaczący uśmiech i sugestywnie uniósł brwi.
Sybilla zarumieniła się lekko obserwując obydwu mężczyzn.
- Co, moja droga niewolnico? Już się nie śmiejesz? Przecież było ci tak wesoło, pamiętasz? - ironizował Lord.
Kobieta nic nie odpowiedziała, tylko zwróciła wzrok na Lupina, który pomimo gorączki patrzył na nią w wiele mówiący sposób i powoli oblizał usta.
- Szarlotka jest przepyszna - powiedział wbijając wzrok prosto w oczy Sybilli. - Powinnaś spróbować.
- Nie, dzięki - bąknęła.
- Ależ, Sybillo... nalegam - Marvolo zaczął bawić się wprost doskonale. - spróbuj szarlotki i pokarm trochę naszego kochanego wilka... Nie ma to jak delikatna ręka kobiety. Sybilla zarumieniła się jeszcze bardziej, ale postanowiła się im nie dać i zajęła miejsce Lorda . Przez chwile wpatrywała się w oczy Remusa i wreszcie podała mu kawałek ciasta. Mężczyzna delikatnie polizał jej palce co spowodowało, że jej oddech natychmiast przyspieszył. - Zachowuj się, Lupin - syknęła zdegustowana i ponownie się zarumieniła. - Coś ty taka delikatna, Syb, co? - Marvolo usiadł za nią i delikatnie gładził plecy kobiety, szepcząc prosto do jej ucha. - To taki mały wstęp do tego, co szykujemy ci za jakieś pięć dni, powiedzmy w sobotę, skarbie. Przyzwyczajaj się. - Zapomnijcie - krzyknęła kobieta i szybko zeskoczyła z łóżka. Wściekłym spojrzeniem obrzuciła śmiejących się mężczyzn i wypadła z pokoju. - Chyba się boi - mruknął Marvolo i zaczął się rozbierać. - Co ty robisz? - No przecież ktoś musi dopilnować byś się w nocy nie odkrywał, chyba chcesz szybko wyzdrowieć. Marvolo ułożył się wygodnie przy swoim poddanym i mocno go objął. - Ej, ale przecież czeka cię jeszcze dużo pracy, na pewno masz sporo zajęć i ty już się kładziesz? - Zaprotestował Lupin. - Znam cię. Chcę mieć pewność, że będziesz grzecznie spał. - Dałeś mi eliksir! - Ale ty jesteś wilkołakiem i bardzo niepoprawnym chłopcem i nie wiem, czy ten eliksir wystarczy. Poza tym i tak możesz się odkrywać, a nie powinieneś - Lord przykrył siebie i Remusa kołdrą. - Śpij, wilku - dodał łagodnie. Remus przez chwile zastanawiał się czy nie protestować, ale darował to sobie i wtulił się w swego dobroczyńcę. Po dwóch dniach Lupin był już całkowicie zdrowy, ale mimo tego w sobotę ani on, ani Marvolo nie zajmowali się Sybillą. Tego dnia nastąpił przełomowy moment w życiu młodego Malfoya. Miała miejsce jego publiczna kara. *** Sybilla siedziała i patrzyła jak Hermiona rozmawia z Marvolo. Doskonale pamiętała tą dziewczynę ze szkoły, jako osobę pewną siebie i o ciętym języku. Teraz panna Granger prosiła pokornym głosem, żeby Lord pozwolił jej opiekować się Draco Malfoyem, jej panem. Tym samym facetem, który poniżał ją i katował na każdym kroku od kiedy została jego niewolnicą. Ale Sybilla potrafiła ją zrozumieć. Po tym, co dziś zobaczyła i czego dowiedziała się od Lorda potrafiła zrozumieć tą młodziutką, nieszczęśliwą kobietę. Hermiona otrzymała zgodę i w jej ciemnych oczach zaszkliły się łzy radości. - No już mi nie dziękuj, mała - Lord przytulił o wiele niższą od siebie, szczuplutką dziewczynę. - Uciekaj, dziecino...
CZYTASZ
Ostatni Bastion |Harry Potter| [REUPLOAD]
Fanfic[NIE JESTEM AUTORKĄ OPOWIEŚCI] Autorstwa dwóch nimfomanek i miłośniczek przemocy... Co staje się, gdy twój odwieczny wróg przejmie nad tobą władze i uczyni cię swoją własnością? [+18 CONTENT]