Lepsza złamana obietnica niż żadna
[Mark Twain]
Równo o godzinie osiemnastej do Wielkiej Sali wprowadzono piątkę uciekinierów. Cała grupa wyglądała jak nieboskie stworzenia. Byli bladzi, smutni i bardzo przestraszeni. Wszyscy, którzy znajdowali się w sali, spodziewali się dobrej zabawy; w końcu, jakby nie było, oni musieli ponieść surową karę.
Lord, który siedział na dawnym miejscu Dumbledore'a, powoli odsunął fotel i wstał. Gdy się odezwał, jego głos brzmiał zimno.
- Cała wasza piątka powinna zostać ukarana publiczną chłostą, powinniście zostać poddani magicznym torturom, a wasi właściciele powinni założyć wam obroże naprowadzające. Nie moglibyście się wtedy oddalić dalej niż na sto metrów od swego pana. Znajcie jednak naszą litość. Nie będzie żadnej publicznej kary, oprócz jednego napiętnowania. Wasi właściciele ukażą was tak, jak sami będą tego chcieli. Lupin, rozbieraj się.
Remus posłusznie ściągnął z siebie wszystkie ciuchy jakie miał i popatrzył na Lorda przepraszająco.
- Ty mnie tutaj nie bierz na piękne oczy, wilczku - syknął mu do ucha Tom i klepnął go w tyłek.
- Odwróć się i oprzyj dłonie o ścianę - oznajmił. - Uprzedzam, że będzie bolało, Remmi.
- Wiem, panie, i chcę ci powiedzieć, że mi wstyd - oznajmił Lupin, a Lord doskonale wiedział, że wilkołak jest zupełnie szczery.
- Chcę wiedzieć jedno. Czyj to był pomysł?
- Mój...
- Tak, jak myślałem... A tak ładnie przysięgałeś, że mogę ci zaufać.
- Prze....
Remusowi nie dano było skończyć, gdyż Lord wyciągnął swą różdżkę i zaczął mu wypalać na pośladku swe inicjały. Najmocniej jak potrafił. Gdyby chciał, mógł to zrobić delikatnie, nawet tak, by sprawić mu przyjemność, ewentualnie lekki ból, ale nie chciał. Chciał usłyszeć krzyk tego idioty. I usłyszał. Zresztą, co się dziwić? Lord wypalał znamię jeszcze z większą siłą, niż Draco Hermionie. Był naprawdę wściekły. Kiedy skończył, nachylił się nad Remusem, który upadł na ziemię i wysyczał mu prosto do ucha:
- To dopiero początek.
Remus czuł się winny i sprawiedliwie ukarany, dlatego pisnął tylko "oj" . Z jego oczu potoczyły się perliste łzy wstydu, bólu i upokorzenia. Wiedział, że oberwie podwójnie, bo przecież Sybilla jest w ciąży i karać jej nie można... Nie, potrójnie, bo to on był pomysłodawcą i głównym organizatorem Najdurniejszej Ucieczki Tysiąclecia. Zachciało mu się gorzko śmiać na myśl o takim porównaniu. Ból jednak skutecznie uniemożliwiał jego chęci uzewnętrznienia wewnętrznej wesołości i tylko cicho syknął.
Kiedy jesteśmy zazdrośni, przekonujemy się, że kochamy, tak jak przekonujemy się, że żyjemy, kiedy nas coś zaboli.
[Sidonie Gabrielle Colette]
Remus bardzo powoli i niezręcznie podnosił się z podłogi. Wiedział, że nikt nie może mu pomóc. Kiedy wreszcie zdołał się ubrać, cała grupa została wyprowadzona do swych komnat, by tam oczekiwać na resztę kary. Na samym końcu wychodził Lupin i zdołał zauważyć jak Marvolo podchodzi do jednej z młodziutkich Śmierciożerczyń i mówi jej, że wieczorem odwiedzi ją w komnacie. Serce wilka zaczęło bić jak oszalałe. Dopiero teraz zaczął naprawdę mocno żałować tego, co się stało. Do tej pory Lord z nikim ich nie „zdradził" (to znaczy nie byłaby to zdrada, po prostu mógł sobie na to pozwolić, ale zadawalał się nimi- Syb i Remmim, poza jednym, jedynym razem, gdy poszedł do Severusa i Harry'ego na prośbę tego pierwszego; ale NIE TAK). A teraz.... Cholera, i po co oni uciekali?
Myśli pozostałych uciekinierów także były niewesołe. Ciekawiło ich, jak zostaną ukarani. Każde czuło się winne, ale każde bało się też konfrontacji ze swoim właścicielem. Zwłaszcza nieszczęsna Hermiona; Draco bowiem miał nieobecny, zacięty wyraz twarzy i unikał jej wzroku. W ogóle jej unikał. Starał się ją omijać z daleka. Dziewczynie nie przyszło do głowy, że czuł się po prostu odtrącony, a poza tym był piekielnie zły za to, że musiał się o nią tak martwić. A martwił się naprawdę mocno.
Kiedy tylko Draco wrócił do komnaty, Hermiona natychmiast podbiegła w jego stronę i zaczęła go przepraszać.
- Zamknij się!
- Ale..
- Granger, czy do ciebie dociera?! Powiedziałem, zamknij się!
- Ta...
- Do ciężkiej cholery, bądź wreszcie cicho, nie odzywaj się i nie rycz!
Hermiona skuliła się wewnętrznie i popatrzyła z ogromnym strachem na Dracona. Nie raczył nawet spojrzeć w jej stronę.
- Dobrze, panie - szepnęła cichutko.
- Tak lepiej. Trzymaj się z daleka ode mnie i nie waż się nawet do mnie odzywać, przynajmniej nie dziś... I nie jutro. Aha i śpisz dzisiaj w naszym łóżku z Kusicielem... Na pewno znajdzie się jakaś atrakcyjna kobieta, która dotrzyma mi towarzystwa! - Wiedział, że zranił ją najmocniej jak potrafił i wiedział, że od kiedy zbliżył się do niej i zaczął odczuwać prawdziwą czułość i przywiązanie, nie będzie potrafił się zbliżyć do żadnej kobiety. Każdą będzie porównywał z nią i każda wypadnie blado. Ale chciał, żeby cierpiała tak jak on, gdy dowiedział się, że uciekła i grozi jej niebezpieczeństwo.
- Tak, panie.
- A teraz się przebierz, bo za godzinę odbędzie się kolacja. Po kolacji możesz robić, co chcesz, nic mnie to nie obchodzi. Tylko masz mi nie wchodzić w drogę, bo cię zabiję, jasne?
Hermiona nie była w stanie odpowiedzieć, tylko skinęła głową. W głębi serca była zdania, że śmierć byłaby o wiele lepsza od tej całkowitej ignorancji.
- A właśnie, jutro przenosisz się do innego pokoju.
Po tych słowach Hermiona nie mogła już wytrzymać i się rozszlochała.
- Przepraszam za wszystko, panie - powiedziała przez łzy. - Tak mi wstyd.
- Histeryczka - syknął Draco, chociaż poczuł, jak serce mu się roztapia od jej szczerego żalu. Nie chciał jednak okazać litości, nie chciał się zawieść. W każdej chwili mogła spróbować mu ponownie zwiać, a wtedy być może umarłby z tęsknoty, gdyby jej się udało. Musiał uporządkować własne uczucia, a ona wzbudzała w nim stanowczo zbyt wiele różnych emocji.
Spojrzał na nią z pogardą i żalem i wyszedł z sypialni, efektownie trzaskając drzwiami.
Hermiona przez chwilę wpatrywała się w zamknięte drzwi, wreszcie opadła na podłogę i zamiast się rozpłakać, zaklęła wściekle. Ostatnio zaiskrzył się w niej płomyczek buntu, który teraz zapalił pochodnię.
- Do ciężkiej cholery, a ciekawe czy on by nie próbował uciekać! Kretyn, dureń... Boże, dlaczego ja musiałam właśnie jego pokochać? Dlaczego właśnie jego? Nie będę przez niego płakać... Nie będę... - I właśnie wtedy rozryczała się na dobre.
******
Jeśli mężczyzna robi coś bardzo głupiego, to zawsze z motywów najszlachetniejszych.
[Oscar Wilde]
Harry Potter siedział na parapecie okiennym i zastanawiał się, co takiego zrobi z nim Severus Snape. Bo że coś zrobi, wiedział doskonale. W końcu Severus sam powiedział, że w domu mu się dostanie. Harry miał tylko nadzieję, że w porywie złości Mistrz Eliksirów nie odda go nikomu. Chociaż znając Severusa... No właśnie - znając. Harry nie był do końca pewien, czy zna tego mężczyznę. Bo przecież kochać, wcale nie znaczy znać...
- Zaraz... zaraz... Potter, jakie kochać, przecież ja go nie... Nie kocham go? A może..? Ale przecież to Snape... I co z tego, że Snape, a o kim myślałeś podczas tej całej kretyńskiej ucieczki, właśnie o nim...
Westchnął z głębi serca i otarł pojedynczą łzę. To było pewne. Był na sto procent przekonany, że zakochał się w znienawidzonym Mistrzu Eliksirów.
"Jak to możliwe?" - pomyślał i pokręcił z niedowierzaniem głową.
Kochał go, a jednocześnie bał się mocno swojego pana. W końcu dokonał niewyobrażalnej głupoty i Snape był na niego wściekły. Ba, miał prawo zionąć słusznym gniewem, który rozsadzał jego trzewia.
Nagle drzwi otworzyły się z hukiem i wparował do sypialni rozjuszony Severus.
- Potter - powiedział bez ogródek. - Zasuwaj do sypialni, w której zwykłeś spać sam. I lepiej mnie unikaj, jeśli nie chcesz zginąć śmiercią tragiczną.
- Ale ja chciałem wyjaśnić...
Wszelkie wyjaśnienia Harry'ego przerwała lecąca w jego stronę, ciężka, mosiężna statuetka, i gdyby nie szybki refleks chłopaka, pewnie rozbiłaby mu głowę. Severus najwidoczniej miał słabość do rzucania przedmiotami...
- Potter, wynoś się, albo cię zabiję!
- Naprawdę mam odejść?
Trzytomowe wydanie „Eliksirów Trujących", w grubej, skórzanej oprawie, rozbiło się na drzwiach i była to jedyna severusowa odpowiedź.
Harry wybiegł z jego pokoju, ale nie skierował się do swojej sypialni. Skoro ten gbur kazał mu odejść to on to zamierzał zrobić, choćby go przy tym miano zabić. Wściekły ruszył w kierunku drzwi wyjściowych.
Severus popatrzył za nim ze złością.
- A ty gdzie, gówniarzu? - krzyknął przez cały korytarz. Był po prostu wściekły na chłopaka. Wściekły za jego głupotę. Mógł się założyć o wszystko, co miał, że Lupin nie uciekłby z nimi, gdyby oni tego nie chcieli, a ponieważ Harry chciał, Snape czuł ogromny żal i złość; czuł też gniew, bo martwił się o tego idiotę, tylko dlatego, że Potter znowu logicznie nie pomyślał.
- Idę sobie gdzieś w świat! - odwarknął Harry. Nie miał różdżki, nie miał peleryny niewidki ani mapy i było mu wszystko jedno.
- To idź i krzyżyk na drogę, tym razem nie będę cię ratował! - Wściekłość odebrała Severusowi całkowicie trzeźwość myślenia. Wrócił do siebie i trzasnął drzwiami tak, że omal nie wypadły z zawiasów.
Harry biegł do wyjścia. Nic nie widział przez łzy spływające po jego policzkach, biegł na oślep. Nagle wpadł na kogoś. Wytarł oczy i popatrzył na człowieka ubranego w strój do jazdy konnej. Człowiek był mniej więcej w jego wieku, trzymał w dłoni szpicrutę, a jego szare oczy z zaciekawieniem i irytacją wpatrywały się w uciekiniera.
- A ty dokąd, Potter? - syknął Draco
- Nie twoja sprawa - odpowiedział Harry ocierając łzy.
- Jak ty się do.. - zaczął młody arystokrata, ale gdy zobaczył, że Harry zaraz nie wytrzyma i rozryczy się na dobre, ugryzł się w język. - A zresztą nie ważne. Idziemy.
- Nigdzie z tobą nie pójdę.
- A ja ci mówię, że pójdziesz - warknął Draco i pociągnął Harryego do pierwszej wolnej komnaty.
- Dobra, a teraz mi powiesz, co się dzieje.
- Nie!
- Nie? Jak ty nie będziesz grzeczny, to Granger oberwie.
Harry gwałtownie uniósł głowę i spojrzał prosto w oczy Ślizgona. Przez krótką, ulotną chwilę myślał, że Draco mówi na serio i nawet zimne źrenice mężczyzny to potwierdzały, ale mu nie uwierzył.
- Nie zrobisz tego - powiedział pewnym głosem.
- A skąd wiesz?
- Bo nie po to się dla niej poświęcałeś, nie po to ją leczyłeś, nie po to ją ratowałeś, by teraz zostać jej katem.
- Tak, robiłem to po to, by ode nie uciekała! – odwarknął z sarkazmem Malfoy.
- A co, do diabła, mamy robić?! Jesteśmy zabawkami w waszych rękach, nie jesteśmy pewni, kiedy się nami znudzicie, jaki będzie nasz los, czy znowu nas komuś nie oddacie, bo możecie. Nie jesteśmy pewni następnych pięciu minut. Nasze życie zależne jest od waszych humorów. A skąd możemy wiedzieć, czy za chwilę nie znajdzie się ktoś lepszy, ktoś, kto wam się bardziej spodoba. Skąd Ginny ma wiedzieć, czy twój ojciec nie odbierze jej dziecka? Skąd Sybilla ma mieć pewność, czy jak dziecko, które się urodzi, okaże się dzieckiem Remusa, on nie zginie? Skąd Hermiona ma wiedzieć czy znów nie zaczniesz jej katować, skąd Remus ma wiedzieć, że nie zostanie kiedyś stracony, w końcu jest zwierzęciem. I skąd ja... Zresztą nie ważne.
- Potter, to co mówisz jest wzruszające, ale nie zamierzam ronić nad twoją przemową łez.
Harry zrobił urażoną minę:
- Bo zawsze byłeś i jesteś nadal zimnym sukinsynem - oznajmił cicho. Chciał, żeby młody Malfoy przywalił mu w twarz, wtedy może - chociaż na chwilę - zapomniałby o bólu emocjonalnym. Draco jednak go nie uderzył. Wpatrywał się tylko z zaciekawieniem w Chłopca Który Przeżył.
- Może i masz rację, ale pomyśl chociaż przez jedną sekundę, jak my się czuliśmy, gdy Lord dowiedział się, że zwialiście. Miejsce aportacji jest zmienione. Marvolo musiał mentalnie zawiadomić swoich ludzi, że nie mają prawa was tknąć, tylko odtransportować nienaruszonych do Hogwartu. Mogliście trafić na handlarzy - i właśnie to się stało - lub zabłądzić w Zakazanym z dwiema kobietami w ciąży, szukając miejsca aportacji i zginąć z głodu, bądź w wyniku starcia z dzikimi zwierzętami. Nie dziw się więc, matole, że jesteśmy na was maksymalnie wkur*wieni, że mamy w oczach żądzę mordu i wolimy was unikać, niż na miejscu ukatrupić. Za głupotę...
Harry przygryzł dolną wargę i spuścił wzrok. Wiedział, że ten "pieprzony Malfoy" ma sto procent racji, ale odrzucenie przez Severusa i tak nie bolało dzięki temu mniej.
- Przełknij swoją chorą dumę, Potter, i zamiast się boczyć, bądź grzeczny i słuchaj Severusa. Może kiedyś ci wybaczy, bo na pewno nie dziś, ani nie jutro... Jazda do swojej komnaty, bo dam ci kopa... Gdyby mu na tobie nie zależało, nie obgryzłby wszystkich paznokci na wieść o ucieczce - dodał jeszcze widząc minę chłopaka. - Wracaj i zachowuj się jak facet. Przyjmij karę z honorem, Potter, przecież potrafisz. - Po tych słowach ruszył w kierunku wyjścia; musiał jeszcze potrenować Rastabana.
Harry gapił się w milczeniu na oddalające się plecy Malfoya juniora. Jego ostatnie słowa były tak dziwne, że omal nie zachłysnął się powietrzem. Nigdy nie przypuszczałby, że Draco może mu powiedzieć, że uznaje go za człowieka z honorem. Zawstydził się i poczłapał do komnaty, którą wcześniej przygotował dla niego Severus.
********
Remus niepewnie patrzył na swego pana. Był z nim sam w jego gabinecie. Marvolo od ponad godziny nic nie mówił, tylko się w niego wpatrywał. Nawet nie sondował jego umysłu. Po prostu się patrzył. I to chyba było najgorsze. Gorsze nawet od bólu po piętnowaniu.
- Ufałem ci - Marvolo wreszcie zdecydował się odezwać. - Bardzo ci ufałem. Większości swoich ludzi nie obdarzyłem takim zaufaniem, jakie pokładałem w tobie. A ty...
- Pa...
- Wyjdź i nie pokazuj mi się na oczy.
I Remus wyszedł, skłoniwszy wcześniej głowę przed swym panem.
- Tak jest, sir - powiedział w progu i poczłapał w kierunku komnaty przygotowanej dla niego i dla Sybilli. Pocieszał się, że będzie miał przy sobie chociaż ją, ale to i tak była mało podnosząca na duchu perspektywa. Remus doskonale zdawał sobie sprawę, że Lord musiał się nieźle nadenerwować po ich ucieczce. Teraz, gdy o niej pomyślał, widział jak na dłoni głupotę i krótkowzroczność swojego "wielkiego planu".
- Cześć Syb - szepnął do kobiety, która siedziała ze smutną miną na skórze pantery i przyglądała się płomieniom buzującym w kominku. Podszedł do niej i mocno ją przytulił.
- Co teraz z nami będzie, Remusie?
- Mam skłamać?
- Czyli sam nie wiesz? Boję się...
- Chciałbym powiedzieć, że ja nie...
- Ale to jest niemożliwe... Wiesz, nigdy nie sądziłam, że zakocham się na raz w dwóch mężczyznach. A tak się stało... Kocham cię - wyszeptała cichutko, a z oczu popłynęły jej łzy. Remus natychmiast ją przytulił i odpowiedział.
- Ja też cię kocham... Jego też.
- Tak, wiem, że mnie kochasz. - Sybilla przytuliła się do Lupina. - Masz wielkie, pojemne serducho, chociaż groźna z ciebie bestyjka...
******
- Idź do komnaty obok - głos Malfoya seniora był lodowaty.
- Panie, ale ja zawsze spałam z tobą - grzecznie i żałośnie odrzekła Ginny.
- Od dziś to się zmieni, albo zostań - zawiesił głos - i licz na to, że nie zrobię ci krzywdy. Ja bym nie był takim optymistą - zimno i sarkastycznie się uśmiechnął.
- WYNOCHA! - krzyknął po minucie, widząc, że jeszcze nie wyszła i dziewczyna wybiegła, tłumiąc wzbierający w piersi szloch.
CZYTASZ
Ostatni Bastion |Harry Potter| [REUPLOAD]
Fanfiction[NIE JESTEM AUTORKĄ OPOWIEŚCI] Autorstwa dwóch nimfomanek i miłośniczek przemocy... Co staje się, gdy twój odwieczny wróg przejmie nad tobą władze i uczyni cię swoją własnością? [+18 CONTENT]