Rozdział 15.

177 9 15
                                    

Szlaban u Lathandisa był koszmarny, w dodatku stosował tę samą metodę, co Umbridge. Gdy wreszcie skończyła pisać, szybko weszła do dziury w Bijącej Wierzbie i już po chwili znalazła się przy sali pojedynków. Bellatrix obróciła się do niej jednocześnie rozbrajając jakiegoś Krukona. Gryfonka jedynie mruknęła:

-Przepraszam za spóźnienie.
-Ależ nic się nie stało, Hermiono.- uśmiechnęła się ciepło.- weź różdżkę i chodź na środek.- Hermiona podniosła drewienko i cicho syknęła. Jej ręka była cała we krwi. Starała się nie okazywać bólu, jednak wszyscy już się wokół niej zgromadzili, a Bellatrix szybko się przepchnęła przez tłumy wołając:
-Z drogi! Nie stójcie tu tak jak słupy soli.- dotarła do Hermiony, a po dokładych oględzinach dłoni, mruknęła:
-Co za bestialstwo! Krwawe Pióro? To za moich czasów tego już nie było.
-Kto to mówi? Kto mówi, że Krwawe Pióro to bestialstwo, skoro sama używałaś takich tortur, że przy nich Krwawe Pióro to łaskotki.
-Dzięki za miłą uwagę, Longbottom. Po co w ogóle przyłazisz na te zajęcia? Żeby mnie tylko denerwować i wypominać zbrodnie, których w gruncie rzeczy nie popełniłam?- jej głos stał się zimny jak lód.- przestań robić chaos i zamieszanie na moich zajęciach! Tylko przyczynisz się do naszej śmierci!- warknęła, machając jednocześnie różdżką i mrucząc inkantację zaklęcia Episkey. Jej rany zaczęły się goić po czym zmieniły się w blizny. Pytająco spojrzała na Hermionę, która nieznacznie się skrzywiła na widok śladów na dłoni.

- Boli... bardzo.
-Jaki ból to przypomina?- spytała starsza kobieta, dokładnie obserwując i delikatnie unosząc rękę.
-Jakbym miała szpilkę pod skórą.
-Skutki uboczne zakażenia. Czy przemywałaś czymś rękę?
-Tak, wodą z łazienki.- mruknęła. Nagle wrzasnęła, a jej rany natychmiast się otworzyły. Bella gwizdnęła.
-No, nieźle. Idę po Ognistą, muszę ci to przemyć.
-Zawsze masz alkohol w zanadrzu?
-Dlaczego nie? Przydaje się.- uśmiechnęła się pijacko dla żartów i szybkim krokiem pobiegła po butelkę Ognstej i gazik. Polała alkoholem opatrunek i uprzednio ostrzegając o pieczeniu, przyłożyła wacik do ran.
-Skąd ty się znasz na mugolskim opatrywaniu ran?- zapytał Harry.
-Musiałam sobie jakoś radzić bez rodziców.-  wzruszyła ramionami.- A ty, Harry?
-Wujostwo mnie biło i znęcało się nade mną, więc w nocy wykradałem się po gaziki i wodę utlenioną.- wszyscy spojrzeli na niego, jak na wariata.- Bili cię, tak?- obruszyła się Bellatrix.-Czym?
-Biczem, ręką, pasem, pchali na odłamki szkła, głodzili, kazali sprzątać cały dom w mniej niż godzinę, cięli nożem, uderzali kijem i tym podobne.-Pokazał plecy, które wyglądały, jakby należały do konającego Jezusa. Bella wytrzeszczyła oczy i mruknęła:
-Chyba sobie ich odwiedzę.- mówiąc to szybko zmieniła się w smugę szarego dymu i wzbiła się do góry.
♤♤♤♤♤♤♤♤♤♤♤♤♤♤♤♤♤♤♤♤♤♤
-Witam, przyszłam z powrotem.- powiedziała z początku spokojnie, jednak po zobaczeniu zaciętego wyrazu twarzy Petunii i morderczego wzroku Vernona, zawrzała w niej wściekłość. Gruby facet poczerwieniał ze złości i ryknął:
-Po jaką cholerę panią tu przywiało! Po jaką cholerę ma pani czelność być tutaj! Jest pani dziwadłem, tak jak siostra mojej żony i jej durny bachor, Potter!- Bellatrix obróciła się w stronę grubasa i zamaszyście kopnęła go w klatkę piersiową, przewracając go. Szybko podbiegła do niego wyjmując różdżkę i przyłożyła ją mu do gardła. Ten zamachnął się i silną ręką uderzył ją w twarz, jednak to nie powstrzymało jej przed ponownym przyciśnięciem ŕóżdżki do krtani, tym razem mocniej.
-GDZIE MASAKRUJECIE POTTERA?! ODPOWIADAJ, ALBO PRZYSIĘGAM, PODERŻNĘ CI GARDŁO JAK ŚWINI! (specjalnie umieściłem akurat świnię, pozdrowienia dla kumatych. Dop. Aut) WIDZIAŁAM JEGO PLECY, MASZ GADAĆ, GDZIE BYŁ POTTER!
-Przez pierwsze jedenaście lat mieszkał w komórce pod schodami.- sapnął Vernon, wskazując miejsce pobytu Pottera. Bella otworzyła malutkie drzwiczki i jej oczom ukazał się pokój o rozmiarach wanny. Były ślady zaschniętej przed laty krwi, kilka woskowych zabawek i materac, służący chyba jako łóżko. Czarnowłosa wpadła  we wściekłość jakiej mało, krzyczała na małżeństwo i dopytywała, gdzie jeszcze przebywał dzieciak.
-Gdzie był Potter, hę? GDZIE!? GDZIE GO MALTRETOWALIŚCIE?!
-W... w piwnicy.- burknął Vernon, pokazując potrójnym podbródkiem na drzwi do piwnicy. Z różdżką w dłoni otworzyła kopniakiem właz i szybko zeszła po schodach. Jej spojrzenie okoliło straszny widok: zakrwawione noże, tasaki, baty, kije do bejsbola i mnóstwo innych narzędzi. Cała sala wyglądała, jakby ją ktoś spryskał szlauchem z krwią. Obrzydzona kobieta wyszła z "sali zabaw", wyjęła swój sztylecik i z istnym szaleństwem w oczach, podeszła do Vernona.
-Tak się bawisz?- mruknęła przesłodzonym głosikiem.- MOŻE JA SIĘ TOBĄ POBAWIĘ?! JAK TY TO ROBIŁEŚ Z DZIECKIEM PRZEZ PIĘTNAŚCIE LAT!?- wrzasnęła, pochylając się nad nim i przykładając mu nóż do gardła. Niestety nie zdążyła mu nic zrobić, bo do domu wparował Dudley rycząc:
-DAWAĆ ŻARCIE!!! Zaraz... CO TU SIĘ DO CHOLERY DZIEJE?!- Dudley wyglądał jakby się czymś udławił. Po chwili namysłu wyciągnął nóż sprężynkowy i już miał wykonać nim jakiś ruch, już miał przyjść na pomoc ojcu, jednak rzucił scyzorykiem i uciekł z krzykiem, zatrzaskując drzwi. Bellatrix wzięła za kołnierz Vernona i skamieniałą Petunię i oznajmiła:
-Teraz wy sobie tam posiedzicie. Znajcie moją łaskę, mugole.- wrzuciła małżeństwo do lochów i wróciła na zajęcia, czyli w jedyne miejsce, gdzie znajdzie mogła znaleźć ukojenie.

Tylko martwi widzieli koniec wojny- Bellatrix Black i Harry PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz