SIEMA LUDZIE
A więc
Żyję!
To znaczy, zdałam maturę (tak, matmę też xD) dlatego wracam (na chwilę xd), aby rymcnąć wam z cztery rozdziały za tą nieobecność, taki maratonik :0
Btw, polski rozszerzony napisałam na 90%, chociaż wysmażyłam tam taką cringówe, że proszę siadać XD
Dobra, sklejam pysia, endżoj!
---------
- Zmieniłem zdanie. Na początek zaprowadź mnie gdzieś, gdzie trzymacie instrumenty. - powiedziałem, dochodząc do wniosku, że muszę sprawdzić jak się trzyma mój paluszek, brutalnie zmaltretowany przez Rabastanka. Miałem wrażenie, że chłopak przez chwilę zastanawiał się nad tym czym właściwie są instrumenty. Cóż, skoro nikt tutaj nie mieszkał, nie sądzę żeby muzyka sama się puszczała. Tak naprawdę cisza była tak głęboka, że słyszałem jak mysz przebiegała na drugim końcu domu. A ja jestem dość głośną osobą...Weszliśmy do dość sporego pomieszczenia, z oknami zakrytymi grubymi, ciemnymi zasłonami. Kiedy wpuściłem do środka trochę światła, moim oczom ukazał się klawesyn, lutnia, harfa i różne inne dziwne wytwory, które tylko kojarzyłem. Wśród całej sterty źle przechowywanych instrumentów, w końcu znalazłem coś, co przypominało gitarę. Jednym ruchem różdżki transmutowałem ją w Fenderka, na widok którego Alphonse uniósł brwi ze zdziwieniem.
- Potrzebuję jeszcze kabla i piecyka... Co by tutaj...
Elf wskazał lampę na stoliku, która posiadała kabel. Wow, jestem w szoku. Nie spodziewałem się, że w tym domu będzie elektryczność. Większy problem miałem z głośnikiem. W końcu przetransmutowałem go z pudła rezonansowego "czegoś". Nie wiem co to było, wyglądało jak gitara w kształcie gruszki z krzywym gryfem. Tak, gryfy i gryfoni są skrzywieni.
Wyszedłem na korytarz, podłączając się do kontaktu. Jeszcze chwila i dowiem się, że gdzieś w kącie leży osamotniona pralka i prostownica do włosów mojej babki.
- No to co? Znasz Gunsów? - zapytałem, strojąc gitarę. Elf patrzył z zafascynowaniem i tylko czekałem, aż zacznie ruszać uszami na wszystkie strony. Dopiero po chwili zrozumiał, że o coś go zapytałem.
- Nie, Panie.
- Rany, życie sobie marnujesz chłopaku. - odparłem, rozgrzewając palce. Kiedy popłynęły pierwsze nuty Paradise City chłopak przymknął oczy, wyglądając jakby faktycznie znalazł się w raju. Wow, czy elfy dość intensywnie lubią muzykę, a ja o tym nie wiem?
- Take me down to the paradise city...
Where the grass is green and the girls are pretty... - zacząłem, z radością dowiadując się, iż moje umiejętności muzyczne wciąż są równie dobre jak kiedyś, a mój palec bez problemu jeździ po strunach.Kiedy zacząłem drugą zwrotkę, stało się coś bardzo dziwnego, bo Alphonse normalnie zaczął nucić. Z wrażenia aż zafałszowałem, ale szybko to zatuszowałem, patrząc ze zdziwieniem na bruneta. On potrafił śpiewać! I to naprawdę dobrze! Po prostu nie mógł wymówić konkretnych słów...
- Hej, ty, mały czarodzieju! Nie profanuj mi mojego ukochanego zespołu, łajdaku!
Serce podeszło mi do gardła, kiedy usłyszałem jakiś wściekły głos. Przestałem grać i spojrzałem ze zdziwieniem na szafę, na której siedział jakiś chłopak. Miał na sobie glany, skórzaną kurtkę i czerwone włosy. Na jego widok Alphonse wyciągnął szablę, wyglądając na rozzłoszczonego. Nie zdążyłem zapytać kim jest ten jegomość, kiedy na scenę wpadła babcia Tati.
- Co to za koszmarny hałas! Ty okropny gówniarzu, czekaj tylko, jak odzyskam ciało, to spiorę cię na kwaśne jabłko!
- Będziesz musiała ustawić się w kolejce. - powiedziałem, zastanawiając się ile będę musiał kupić Tatianie zatyczek do uszu.
CZYTASZ
Niecodzienne problemy syna Snape'a /zawieszone
Fanfiction...czyli jak przypadkiem wskrzesiłem mojego chłopaka. Voldemort zostaje pokonany, jednak dla Alexandra Snape'a nie ma to znaczenia. Jak potoczy się jego życie bez ukochanej osoby? Posada nauczyciela obrony przed czarną magią jest przeklęta. Przekona...