Myśleliście, że już tak mało nas dzieli od rozdziału CaMeRoNoWeGo? Otóż nie, bo dzisiaj wjeżdża miniaturka!
*złowieszczy rechot autorki*
No, w każdym razie enjoy!
--------------
- Jesteś dalej niewychowanym bachorem, Potter.- Mam dwadzieścia pięć lat, więc jeżeli kojarzy Pan tą liczbę, to muszę Pana poinformować, że od ośmiu lat jestem pełnoletni.
- Geny twojego ojca nie wyjdą z ciebie nawet gdy będziesz miał siedemdziesiąt lat.
- Przynajmniej nie mam przetłuszczających się włosów.
- POTTER!
- Ej, słyszałem to! - zawołałem, wychylając się z za półki z figurkami zmieniającymi kolor. Ta dwójka razem, to najgorsze co może istnieć.
- Czy możecie z łaski swojej przestać obrzucać się obelgami przez ten jeden dzień? Jeszcze gdybyście wymyślili coś nowego! Nie! Ciągle tylko stary Potter'a i tłuste włosy! Wysilcie mózgi! - krzyknąłem, patrząc ze złością na czarodziei. Naprawdę, gdybym wiedział że nie darują sobie ani razu to bym po prostu poszedł po prezent dla Teddy'ego z Hermioną, albo Draco. Merlinie, ten brzdąc będzie miał za chwilę dziewięć lat! Jak ten czas szybko leci! Rany, jeszcze niedawno uczyłem go czytać! Mam wrażenie, że mając więcej niż dwie dychy na karku, chylę się nad własnym grobem.
- Alexandrze Snape, może trochę szacunku do ojca byś z siebie wykrzesał? - mruknął posępnym głosem Snape, szukając po kieszeniach Wywaru Żywej Śmierci dla Potter'a.
Co za palanci, nie wiem jakim cudem jesteśmy rodziną. Skąd oni biorą tyle siły żeby się ze sobą kłócić? Prychnąłem, biorąc do ręki atlas magicznych zwierząt. Otworzyłem go z uśmiechem, przyglądając się wesołej śmierciotuli. Była naprawdę przeurocza.
- Nie, Alex, tylko nie to! Nie spędzę kolejnej godziny nad atlasem zwierząt! Odłóż to i chodź!
- Ten jeden, jedyny raz, muszę się z tobą zgodzić, Potter. Idziemy Alexander.
- Yhym. - mruknąłem, przerzucając strony. Te obrazki były takie śliczne! Czy ten niuchacz ma brokatowy brzuch? A te skrzydła feniksa to jest jakiś cudowny...
- Ej! - krzyknąłem, czując, że jestem transportowany przez dwójkę czarodziei ze sklepu wszelkimi sposobami. Nawet nie zauważyłem jak i kiedy zostałem wypchnięto - wyciągnięty. Kiedy wyszliśmy na Pokątną, czułem się oburzony.
- Czytałem coś! - zawołałem ze złością, coraz bardziej mając ich serdecznie dość. Czarodzieje spojrzeli na siebie obrażeni, ale po chwili każdy z nich uśmiechnął się zwycięsko. Kretyni.
- Sugeruję, żebyśmy udali się do księgarni... - zaczął Snape, wyglądając jakby był cholernie pewien tego co byłoby dla Lupina świetnym prezentem. Ha, ciekawe ile on podarował bachorom prezentów? Na pewno mniej od szlabanów.
- Księgarni? To jest jeszcze dziecko, na pewno większą frajdę sprawią mu ochraniacze do latania na miotle. - odparł Potter, patrząc na byłego nauczyciela z kpiną. O Merlinie, spraw żeby moje nerwy zostały ukojone raz na zawsze.
- Ochraniacze? Lupin ma ich z dziesięć, w dodatku co to za zwyczaje, żeby pozwalać temu dzieciakowi na próby samobójcze? - zapytał Snape, tradycyjnie się wymądrzając. Rzuciłem mężczyźnie mordercze spojrzenie, zastanawiając się jak mocno uderzyłem się w głowę, że dopuściłem, aby ten czarujący duet towarzyszył mi dzisiejszego dnia. Merlinie, spraw żeby zamilkli na wieki!
- Właśnie po to ma ochraniacze, żeby się nie zabił, do cholery. - wyplułem, patrząc na tych idiotów z czystą wściekłością. Za kogo oni się uważają? Może tak naprawdę są przedszkolankami po godzinach, a ja o tym nie wiem?
CZYTASZ
Niecodzienne problemy syna Snape'a /zawieszone
Fanfiction...czyli jak przypadkiem wskrzesiłem mojego chłopaka. Voldemort zostaje pokonany, jednak dla Alexandra Snape'a nie ma to znaczenia. Jak potoczy się jego życie bez ukochanej osoby? Posada nauczyciela obrony przed czarną magią jest przeklęta. Przekona...