Rozdział 26

200 17 177
                                    

- No dalej Delphini, zabij Snape'a. - powiedział Teodor Nott z sadystycznym uśmiechem. Z gardła Rabastana obficie sikała krew, barwiąc podłogę na czerwono. Jak doszło do tak fatalnej sytuacji? Ach, to nie było dość skomplikowane.

Dopuściliśmy z Lestrange do siebie taką możliwość, jednak uważaliśmy, że nawet jeżeli do niej dojdzie, to nie tak szybko.

Okazało się, że Nott nie zamierza cieszyć się ze mną upojną nocą, ani nawet nie ma w planach poczęstować mnie herbatką. Kiedy zapukałem do drzwi, mężczyzna otworzył je i bez zbędnych spekulacji wbił w moje ramię igłę, wciągając do środka. Poczułem się bardzo dziwnie, substancja, która dostała się do mojego krwiobiegu, kompletnie mnie sparaliżowała. Osunąłem się na podłogę, uderzając się w śliczną główkę Julii Malfoy. Nie byłem w stanie nawet przełknąć śliny, ledwo co oddychałem.

To było bardziej przerażające, niż mogłem przyznać. Nie spodziewałem się, że Nott będzie tak bezwzględny i dokładny w swoich obliczeniach. Jego ruchy były obojętne, jakby był znudzony już na samym wstępie naszego spotkania. Mężczyzna pochylił się nad moją twarzą, uśmiechając się podle.

- Cóż, piękna. Skoczę tylko po twoją mamusię i zaraz będę z powrotem. - odparł Teodor, idąc w kierunku drzwi. Nie! To nie tak miało być, ty skurwielu!

Nie zdążyłem nawet skupić myśli, żeby połączyć fakty, kiedy drzwi wyleciały z zawiasów i do środka wpadł Rabastanek. Na wszelki wypadek mężczyzna śledził moje funkcje życiowe, na wypadek taki jak... Taki jak totalna porażka.

- Dychasz?! - zawołał blondyn, widocznie nie spodziewając się, że ktokolwiek rozłoży mnie na łopatki tak szybko. Zamrugałem i tak z dużą trudnością.

Śmierciożerca wyglądał w tym momencie jak kuzyn Malfoy'a, więc Nott był lekko skonsternowany. Ale tylko przez chwilę, bo sekundę później oberwał w buzię od byłego współwięźnia, więc nie wiedziałem jaki miał wyraz twarzy. Nie za piękny w każdym razie.

Mężczyźni walczyli dość długo, jednak nie jestem w stanie przywołać konkretnych szczegółów, oprócz palącego bólu w czaszce, który zbyt mocno zajmował moje myśli, żebym mógł skupić się na czymkolwiek innym. W pewnym momencie walczący przenieśli się do kolejnych pokoi, a odgłosy zaklęć i przekleństw były coraz cichsze i cichsze. Kiedy pomyślałem, że to wyłącznie zły sen, zobaczyłem nad głową Delphini.

Czy mi pomoże? Może jednak mnie załatwi?

Przez chwilę po prostu patrzyliśmy sobie w oczy, aż nastolatka otworzyła mi usta i delikatnie położyła na języku tabletkę. Ta momentalnie się rozpuściła i znowu mogłem normalnie myśleć. Dziewczyna położyła palec na ustach, wyglądając na śmiertelnie przerażoną. Wskazała na beżowe drzwi wystające z za szafy, rzucając spojrzenie w stronę gdzie zniknęli walczący mężczyźni.

- Tam siedzi Lupin i Grandson... - zaczęła, jednak szybko urwała, słysząc, że nagle zapadła grobowa cisza. Kilka strasznych chwil później przerwał ją śmiech Nott'a. Spojrzeliśmy po sobie z przerażeniem, wiedząc, że to nie może się dobrze skończyć.

I nie skończyło.

- Doprawdy, co jak co, ale ciebie się tutaj nie spodziewałem, Snape. Wiem, że mam szczęście, ale żeby aż tak? Cóż, nieważne, i tak nie łapiesz o co mi chodzi w tym stanie. - powiedział Teodor, wyglądając jakby gwizdka przyszła wcześniej. Postanowiłem nie wkopać Delphini i udawać, że dalej jestem pod wypływem tego dziwnego kwasu paraliżującego. Skąd wie kim jestem? Wątpię żeby Lestrange mu powiedział chyba, że...

- Zapraszam na imprezę, Snape. - odparł czarodziej, lewitując mnie przez pokoje. W końcu weszliśmy do pomieszczenia w którym nie było ani jednego mebla. Poza tym, na środku był namalowany... No jakby tu nie patrzeć, krąg do odprawienia wskrzeszenia był idealny. Przełknąłem ciężko ślinę, nie wiedząc co robić. Nie wyglądało to dobrze.
A cholera, co tam jakiś krąg!

Niecodzienne problemy syna Snape'a /zawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz