Rozdział 5

298 20 198
                                    

Teodor Nott był cwany. O wiele bardziej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Odnalazł Delphini, wszystko szło jak po maśle. Teraz, kiedy dziewczyna z nim współpracowała, mógł zrealizować swój plan praktycznie bez żadnych przeszkód.

- Czy naprawdę dasz radę wskrzesić mojego ojca? - zapytała czarownica, patrząc na mężczyznę z czcią. Lubił to. Bardzo.

- Oczywiście.

- Jesteś niesamowity.

- Ale najpierw chcę zemsty. To przez Snape'a i Potter'a nasz Pan nie żyje...

Merlinie, kto by pomyślał, że ci kretyni naprawdę dadzą radę Czarnemu Panu? To wszystko był wyłącznie łut szczęścia. On sam w żaden sposób nie potrafił przywrócić czarnoksiężnika do życia, jednak potrzebował pomocy córki Bellatrix, jak niczego na świecie. Później jakoś to odkręci... Na razie jedyne czego pragnął, to zemsta.

- W dodatku mogliby przeszkodzić nam w naszych działaniach. Snape w szczególności. Czasami jest bezmyślny, ale widziałem go, kiedy Rosier umierał...

Chłopak był bardzo potężny, ale wciąż nierozważny. Nie potrafił używać mocy w takim stopniu w jakim mógłby. Teodor tego nie rozumiał. Ale właściwie, po co rozumieć kogoś, kto niedługo przestanie się w jakikolwiek sposób liczyć?

-------
Siedzieliśmy w gabinecie McGonagall, patrząc na myślosiedwnie. Oczywiście, kiedy tylko otrząsnąłem się z szoku po otrzymaniu wiadomości od Teodora Nott'a, pobiegłem do dyrektorki, informując ją o wszystkim.

Kadra nauczycielska była przygnębiona, ale nie wpadła w panikę. W końcu każdy gdzieś tam pod skórą czuł, co to wszystko znaczy.

- Cóż, dzisiaj ministerstwo ma oficjalnie potwierdzić ucieczkę więźnia. Na obecną chwilę nie możemy zrobić nic, oprócz wzmocnienia barier ochronnych Hogwartu. - powiedziała McGonagall, wyglądając na gotową rozszarpać gardło każdemu, kto tknie jej uczniów. Jednak czarownica miała rację - na razie nie mieliśmy wpływu na to, co dzieje się z Lenore.

Mimo że nienawidziłem bezczynności, tym razem wiedziałem, że musiałem grzecznie czekać na jakiekolwiek informacje.

Jednak nie sądziłem, że kłopoty chwycą mnie swoimi łapami tak szybko.

Udałem się zgodnie z propozycją McGonagall, wzmocnić bariery wzdłuż zamku w okolicy Zakazanego Lasu. Wciąż byłem pochłonięty myślami na temat tego, jak bardzo chciałbym przeciągnąć tego śmierciożerczego drania przez maszynkę do mięsa.
W pewnym momencie wiedziałem, że zaraz wejdę w leśny gąszcz, więc nie chcąc wpaść na żadne drzewo, uniosłem wzrok.

Zamiast na drzewo, wpadłem na Nott'a.

Poważnie.

Facet stał na skraju lasu, bezczelnie się na mnie gapiąc. Aż z wrażenia stanąłem w miejscu, bo przez chwilę zastanawiałem się, czy to fatamorgana, a może jednak brałem coś ostatnio, tylko zapomniałem. Teodor miał na sobie czarny płaszcz, kremowe spodnie i białą koszulę. Wyglądał conajmniej niesmacznie, bez względu na to co założył.

Mężczyzna nie znając słowa "cholerna przyzwoitość" pomachał do mnie, wesoło się uśmiechając.
Nie wiedziałem czy siedzieć czy leżeć.

Widząc, że kretyn nie ma w planach gdzieś pryskać, zacząłem iść wolno w jego stronę. Czarodziej dalej ani drgnął. Dopiero kiedy dzieliło mnie od niego jakieś kilka ostatnich metrów i mogłem zobaczyć każdy pryszcz na jego gębie, rzuciłem się do przodu, chcąc go chwycić za poły płaszcza. Nott przewidział mój ruch i ruszył do ucieczki.

Pobiegłem za nim, czując, że chęć wsadzenia tego durnia do lochów, daje mi naprawdę wiele sił i zasuwam jak Longbottom na widok nowych grabków.

Niecodzienne problemy syna Snape'a /zawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz