Rozdział 2

341 24 124
                                    

Sądziłem że dam radę przetrwać chociaż jeden dzień nie drażniąc mojej biednej duszy. Oczywiście jak zwykle się myliłem.

Kiedy minąłem próg klasy, byłem niewyspany jak cholera, no bo oczywiście na co dzień zasypiałem o drugiej i wstawałem o jedenastej. Dzisiaj wstałem o siódmej i czułem się conajmniej źle. Ale cóż, przeżyłem wojnę więc to też przetrwam. Tylko nie ziewaj przy uczniach Snape, bardzo proszę.

Siedziałem przy biurku próbując odegnać zmęczenie, przeglądając podręcznik. Szczerze mówiąc byłem pewien, że w czasach mojej edukacji ta książka była conajmniej dwa razy grubsza. I nie było tylu głupich obrazków. Skoro czarodzieje z mugolskich rodzin nie wiedzą jak wygląda ghul, to niech pójdą na jakieś zajęcia uzupelniajace, Merlinie, co za nuda!

Naprawdę, co może im zrobić taki mamroczący krasnal? Instrukcje obrony były dość skomplikowane, a ja byłem pewien, że kopnięcie jegomościa glanem w gębę było równie skuteczne. Wątpię żeby przerażeni jedenastolatkowie zastanawiali się na której to stronie znajduje się cały zestaw zaklęć służących do obrony przed idiotą, który nie wie nawet gdzie jest prawa a gdzie lewa. No chyba, że dzieci Hermiony są równie dziwne co ona.

- Dzień dobry. - powiedział cicho jakiś krukon, wchodząc do środka. Uśmiechnąłem się chłodno, wiedząc, że nie mogę zniszczyć reputacji mojego nazwiska w tych murach. Po kilku minutach klasa zapełniła się bachorami. Była to lekcja krukonów i ślizgonów, więc pojawił się Albus Potter - mój uroczy bratanek oraz Scorpius Malfoy, będący moich chrześniakiem. Chłopcy na mój widok uśmiechnęli się pod nosem, wyczuwając jakąś dramę. Och proszę, co może pójść nie tak? Usiadłem na biurku, będąc wyższym o dwa centymetry, patrząc na przestraszonych czarodziei. Wiecie, taki jestem wyluzowany, że ojej.

- Jak zapewne wszyscy zauważyliście, jestem waszym nowym nauczycielem obrony przed czarną magią, ale tylko na czas zastępstwa. Nazywam się Alexander Snape, gdyby to kogoś interesowało. Mam zamiar kłaść nacisk głównie na zajęcia praktyczne, więc na moich lekcjach nie musicie się martwić o to czy te tomiszcza, które ważą więcej od was będą w stanie zabić was swoim ciężarem. Poza tym podczas pojedynków nie życzę sobie żadnych zaklęć oprócz tych, które będziemy ćwiczyć. Nie mam zamiaru otwierać umieralni. Czy ktoś ma jakieś pytania? - zapytałem, patrząc na zgraję dzieci. Faktycznie, ta praca musiała być dla mojego ojca dość ciężka. Jestem pewien, że nikt z nich nie zrozumiałby wszystkich słów, których na lekcji używał Severusek. Zmarnowany taki potencjał!

Już myślałem że nie będę musiał odpowiadać na żadne idiotyczne pytania, kiedy jakiś piegowaty wyrostek podniósł nieśmiało rękę.

- Tak?

- Panie profesorze, musimy pisać piórem czy możemy też ołówkiem?

Przez chwilę patrzyłem na dzieciaka, zastanawiając się czy ja też zadawałem kiedyś tak głupie pytania. Wątpię w to.

- Jeżeli chcesz, możesz pisać nawet własną krwią, dla mnie to bez różnicy. - powiedziałem, mając ochotę się roześmiać z przestraszonej miny krukona. Zrobił to za mnie Scorpius prychając pod nosem razem z Potter'em.

- Dobrze, z tego co widzę powinniście właśnie poznawać podstawy na temat zaklęcia patronusa... Czy ktoś z was zna inkantację?

Rękę podniósł jakiś ciemnowłosy bachor z krzywymi zębami. Skinąłem głową, czekając na odpowiedź.

- Expecto Patronum, profesorze.

- Bardzo dobrze, dziesięć punktów dla Slytherinu, panie...?

- Izaak Flint.

Zdusiłem wewnętrzną chęć wybuchnięcia śmiechem. Faktycznie, z wyglądu był cholernie podobny do Marcusa, jednak mój były kolega po fachu zdecydowanie nie był na tyle kumaty, żeby zapamiętać formułę zaklęcia.

Niecodzienne problemy syna Snape'a /zawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz