Rozdział 27

27 2 2
                                    

Dialogi napisane czcionką pochyłą, pełnią funkcję rozmowy po niemiecku.

______________________________________

Mój ukochany od razu zasnął.
Było mi niewygodnie. Odwróciłam się do niego plecami. Patrzyłam się na podłogę. Nagle usłyszałam szelest. Zauważyłam małe zwierzątko. Mysz. Przestraszyłam się. Odwróciłam się w stronę Janka. Przytuliłam się do niego.
-Zaśnij, tylko zaśnij-pomyślałam.
Nie potrafiłam w ogóle zasnąć. Patrzyłam się przez cały czas na księżyc. Jestem zmęczona, ale nie potrafię zasnąć. Po chwili obudził się Janek.
-Zosiu, dlaczego jeszcze nie śpisz?-szepnął Janek.
-Przed chwilą się obudziłam-skłamałam.-Chciałam się do Ciebie przytulić.
Janek uśmiechnął się do mnie i pocałował w policzek.
-Śpij Zosiu...-szepnął i objął mnie.
Zamknęłam oczy, ale na nic. Janek już zasnął. Pierwszy raz tak miałam...
Ten mroczny świat jest tak okropny. Oprócz ciemności, nie ma tu niczego innego i lepszego. Nagle usłyszałam kolejny szelest. Miałam już dosyć. Z jednej strony myszy chodzące po pomieszczeniu, a z drugiej strony Niemcy. Czy może być coś gorszego? Przesłuchania. Na samą myśl poczułam okropny ból. Tyle ludzi cierpi z powodu wykończenia. Niektórzy pomyślą: po co oni cierpią? Wystarczy odpowiedzieć na pytania i stajesz się wolny. Ale nie wolny od grzechu. Jak można wydać grupę? Osoby, którym patrzyłeś kiedyś w oczy. Uda Ci się zrobić to jeszcze raz? Zastanawiając się nad tym dłużej, zrozumiałam, że nie można takich ludzi winić. Jeśli poczujesz ten okropny ból, zrobisz wszystko, żeby o nim zapomnieć. Moje rozmyślania przerwał trzask. Przestraszyłam się.
-Kolejni pójdą jutro-usłyszałam śmiech.
-A ta dziewczyna, która przyszła dzisiaj-zaczął kolejny.-Na pewno powie wszystko.
-Boże, pomóż mi...-szepnęłam i spojrzałam się na okno. Słońce już prawie pojawiało się na niebie. Zamknęłam swoje oczy ze zmęczenia.
-Zosiu, Zosiu...-szepnął Janek.
-Janek...-obudziłam się wykończona.-Już wstajemy?
-Tak-odpowiedział Janek.-Jeśli nie wstałabyś, żołnierz by Cię obudził i...
-Juz wstaję-starałam się jakoś uśmiechnąć.
-Zosiu...-Janek objął mnie.-Dobrze się czujesz? Nie masz gorączki?
-Nic mi nie jest-odpowiedziałam i przytuliłam się do Janka.-Jasiu, uważaj na siebie...
-Ty również uważaj na siebie-oznajmił Janek.-Źle wyglądasz.
-Tak Ci się tylko wydaje-powiedziałam.
-Numer milion sto trzy, milion dwieście osiemdziesiąt trzy i milion dwieście osiemdziesiąt!-krzyknął żołnierz.
Janek spojrzał się na mnie. Nie potrafiłam odczytać jego uczuć. W moich oczach pojawiły się łzy. Numer milion dwieście osiemdziesiąt. Jego numer...
-Wrócę-powiedział Janek, pocałował mnie w policzek i odszedł.
Chciałam pobiec za nim, ale na nic. Zatrzymał mnie ktoś.
-Stój-powiedział ktoś.
-Bo co?-zapytałam.
-Chciałabyś, żeby on usłyszał o Twojej śmierci?-zapytał się człowiek.
-Nie-odpowiedziałam.
-Uważaj-powiedział.
-Dlaczego mi o tym mówisz?-zapytałam.
-Jestem kolegą Janka-zaczął.-Ludwik.
-Zosia-powiedziałam.
-Numer milion trzysta dwa, milion trzysta i milion trzysta trzy!-krzyknął żołnierz.
-Muszę już iść-powiedziałam.
-Uważaj na siebie-oznajmił Ludwik.
Delikatnie uśmiechnęłam się do niego i podeszłam do żołnierza. Związał moje ręce. Razem w trójkę szliśmy do zielonej ciężarówki. Na przeciwko nas szli ludzie do komory gazowej. Jedna osoba przypominała mi kogoś. Brian. Nie, to niemożliwe.
-Pani Lendor?-Brian podszedł do mnie.
-Brian?!-zdziwiłam się.
-Proszę mi wybaczyć-powiedział Brian.-Przepraszam za wszystko...
-Wybaczam Ci-powiedziałam.-Uważaj na siebie...
-To już koniec...-Brian spojrzał się na mnie i podbiegł do reszty więźniów.
Weszłam do zielonej ciężarówki. Z moich oczu popłynęły łzy, których nikt nie mógł zauważyć. Było tutaj tak ciemno...
Brian, czyli mój uczeń, idzie na śmierć. Na samym początku śmiał się i do tego nie potrafił doczekać się wybuchu wojny. A teraz sam ginie w samym jej środku. Życie czasami jest okrutne, ale może właśnie tak miało być? Taki plan miał wobec nas Bóg...
Po chwili wyszliśmy z ciężarówki. Stanęłam przed Alejami Sucha. Od początku trzeciej wojny światowej ten budynek został podzielony na dwie części. W jednej byli Niemcy, a w drugiej Rosja. Najbardziej obawiam się, że trafię na przesłuchania do generała Edwarda Stool (Rosja)...
-Numer milion trzysta dwa-żołnierz szarpnął mnie i wprowadził na przesłuchania.
Zostałam rzucona na podłogę. Na przeciwko mnie siedział generał Ludwik Hister. Na początku patrzył się na mnie, a potem wstał. Powiedział do swojego kolegi, że chce herbatę. Mężczyzna nalał do czajnika wodę i przygotował kubek. Główny dowódca podszedł do mnie i rozkazał usiąść na krześle. Tak też zrobiłam. Nalał herbatę do kubka, który później odłożył na stół.
-Jestem Ludwik Hister, a Ty Zofia Lendor, prawda?-zaczął rozmowę Niemiec. Pokiwałam twierdząco głową.-Znasz niemiecki?-upewnił się generał.
-Znam-odpowiedziałam.
-To dobrze-oznajmił generał.-Jesteś młodą kobietą. Masz przed sobą jeszcze całe życie. Możesz ochronić je, jeśli odpowiesz na łatwe pytania. Po odpowiedziach, wyjdziesz stąd i zapomnimy o całym zdarzeniu. Więc zacznijmy. Pierwsze pytanie. Czym są grupy szturmowe? Kto nimi dowodzi?
-Nie wiem-powiedziałam.
-Nie kłam!-krzyknął generał i zrzucił mnie z krzesła.
-Nie kłamię-oznajmiłam.
Pomocnik generała wyciągnął gruby, zakrwawiony sznur. Zrobiło mi się nie dobrze, gdy pomyślałam ile osób było tym bite.
-Boisz się, prawda?-zapytał się generał.
-Nie-odpowiedziałam.-Ufam Bogu. On jest przy mnie i zawsze mnie ochroni.
-Gdyby istniał, pozwoliłby na te wszystkie cierpienia ludzi?-zapytał się generał.
-Bóg nas kocha. Jezus umarł na krzyżu dla naszego zbawienia-powiedziałam.-Życie na Ziemi jest przygotowaniem do życia wiecznego.
-Mam do czynienia z aż tak wierzącą osobą?!-zdziwił się generał.
-Brutalni tego nie zrozumią-powiedziałam.
-Skończ!-krzyknął generał i uderzył mnie w policzek. Uderzyłam się głową o ścianę.-To ja tutaj rządzę i to ja wydaję polecenia i to ja tutaj mogę mówić!
-Nie będziesz mną rządził-powiedziałam.
-Jesteś moim więźniem-uśmiechnął się generał.-Jesteś moją własnością, z którą mogę robić co tylko chce! I wiesz co?-Niemiec podszedł i spojrzał się na mnie.-I każdy przyzna mi rację. Zasługujesz na kary jakie Ci będę robił. Chyba, że powiesz prawdę. Wyjdziesz stąd i zapomnimy o wszystkim. Więc jak? Odpowiesz na moje pytania?
-Nie wiem czym są grupy szturmowe oraz kto nimi dowodzi-odpowiedziałam.
Generał spojrzał się na żołnierza i skinął głową. Żołnierz uderzył mnie mocno sznurem kilka razy. Krzyknęłam z bólu, choć wcześniej zacisnęłam zęby. Poczułam metaliczny smak w ustach. Zrobiło mi się słabo. Obraz powoli zamazywał mi się przed oczami.
-Żarty sobie robisz?!-krzyknął generał i zrobił łyk herbaty.-Chcesz się napić?-zapytał się Ludwik Hister. Nic nie odpowiedziałam. Starałam się uspokoić i nabrać sił.-Nie chcesz? Chcesz być dobry, a oni nie chcą przyjąć prezentu. Ale masz rację. Ta herbata jest więcej warta niż Ty-generał zaśmiał się. Dziwnie patrzył się na kubek. Odłożył go i ponownie spojrzał się na mnie.-Dla nikogo nie jesteś ważna. Gdyby te grupy szturmowe chciały, żebyś żyła, dawno już by Cię uratowali.
Ludwik Hister wziął kubek i ponownie zrobił łyk, lecz od razu wypluł herbatę. Spojrzał się na mnie.
-Taka głupia jesteś, że aż szkoda słów i patrzenia na Ciebie-generał zaśmiał się i wylał na mnie gorącą herbatę. Krzyknęłam z bólu. Żołnierz uderzył mnie jeszcze dwa razy sznurem. Głową uderzyłam o podłogę. Zauważyłam na niej krew.-Na dzisiaj koniec. Wyrzuć ją stąd!
-Idziemy-żołnierz szarpnął mnie.-Wstawaj!
Oddychałam coraz szybciej. Brakowało mi powietrza. Nie miałam sił na wstanie. Przytrzymałam się krzesła i powoli podniosłam się do góry. Wyszłam z żołnierzem od generała. Na przeciwko mnie było lustro. Spojrzałam się na nie, a z moich oczu spłynęły łzy. Moje włosy były poszarpane, a z ust spływała krew.
-Księżniczko idziemy-szarpnął mnie żołnierz. Wsiadłam do ciężarówki. W Auschwitz zaprowadzono mnie do miejsca pracy. Byłam wykończona.-Co Pani jeszcze podać?-zapytał się roześmiany żołnierz.-Do pracy!
Posłusznie podeszłam do ludzi. Jedna kobieta wytłumaczyła mi jak im pomóc. Każdy ciężko pracował. Po sześciu godzinach pracy byłam okropnie zmęczona.
-Przerwa!-krzyknął jeden z żołnierzy.-Ustawić się w rzędzie! Woda!
Ucieszyłam się. Woda - choć troszeczkę pragnęłam się napić. Nadeszła moja kolej.
-Panna Zofia Lendor chce wodę?-zaśmiał się żołnierz, który na przesłuchaniach bił mnie grubym sznurem.-Proszę-nalał do kubeczka wodę, którą upuścił.-Przykre. Nie było pisane Ci napić się wody. Odejdź! Następny!
Odeszłam na bok. Kucnęłam i oparłam się o murek.
-Chcesz się napić?-podeszła do mnie mała dziewczynka z żółtą opaską.-Wystarczy dla nas.
-Dziękuję, ale nie jestem spragniona-powiedziałam.
-Na pewno?-upewniła się dziewczynka.
-Na pewno-uśmiechnęłam się do niej.
-Mam na imię Anika-dziewczynka delikatnie się do mnie przytuliła.
-Jestem Zosia-przytuliłam ją do siebie.-Jesteś tutaj sama?
-Nie wiem-oznajmiła Anika.-Moi rodzice zginęli w tym okropnym smrodzie... Mój braciszek jest w innym budynku. Nie widziałam go od roku...
-Na pewno się spotkacie-uśmiechnęłam się.-Jaki ma numer?
-Dwa tysiące-odpowiedziała Anika.-A czemu się pytasz?
-Pomogę wam uciec-oznajmiłam.
-To jest niebezpieczne!-powiedziała Anika.
-Uratuję Was-oznajmiłam.-Macie tutaj kogoś?
-Tak-odpowiedziała Anika.-Chyba... Nasi dziadkowie żyją. Mam nadzieję...
-Pójdziecie do nich-powiedziałam.
-Dziękuję-powiedziała Anika.-Jesteś patriotką?
-Skąd to wiesz?-zapytałam.
-Po Twojej opasce-odpowiedziała Anika.-Czerowna jest dla zdrajców, czyli patriotów, żółta dla Żydów, zielona dla ludzi złapanych w łapance, biała dla zdradzieckich żołnierzy oraz fioletowa dla osób, które chciały komuś pomóc na przykład uciec.
-Dużo wiesz-zauważyłam.
-Jestem tutaj od ponad roku-oznajmiła Anika.-Dokładnie rok i jeden miesiąc. Jesteś tutaj sama?
-Nie jestem sama-odpowiedziałam.-Mój chłopak też tutaj jest z dokładnie tego samego powodu co ja. Boję się, że go stracę. Od rana go nie widziałam. Najpierw miałam przesłuchanie, a teraz jestem tutaj.
-Z jednej strony dobrze mieć kogoś znajomego w tym piekle, a z drugiej strony nie. Sama wiesz dlaczego-powiedziała Anika.
-Wiem...-pomyślałam o Janku, a z moich oczu od razu spłynęły łzy.
-Do pracy!-krzyknął żołnierz.-Księżniczka potrzebuje pomocy?-zaśmiał się żołnierz i wyciągnął gruby sznur.
-Zostaw ją!-krzyknęłam.-Odejdź...-spojrzałam się na Anikę.
-Nie, nie odejdę-powiedziała Anika.
-Proszę...-poprosiłam.-Pamiętaj o bracie. Musisz dla niego żyć. Musisz mieć siłę-szepnęłam.
Anika popłakała się i pobiegła dalej budować budynek.
-Zofio Lendor, jesteś tutaj jeden dzień, a tyle już zawiniłaś-zaśmiał się żołnierz.-Może dostaniesz za to Nobla!-zaśmiał się i uderzył mnie dwa razy.
Upadłam na ziemię. Byłam zmęczona i wszystko tak bardzo mnie bolało. Musiałam wstać. I tak też zrobiłam. Spojrzałam się na żołnierza ze łzami w oczach. Chciał ponownie mnie uderzyć, ale nie zrobił tego. Jego okropny uśmieszek zszedł mu z twarzy. Odwróciłam się za siebie. Przyszedł generał Adolf Hitler - wnuk Adolfa Hitlera. Nie wiem dlaczego syn Adolfa nazwał swoje dziecko imieniem ojca.
-Pracuj!-krzyknął żołnierz.
Posłusznie wróciłam do pracy. Anika przepraszała mnie za wszystko.
Przecież to nie była jej wina. Małe dzieci nie powinny doświadczyć tak trudnych chwil...

Ciemność✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz