Rozdział 26

44 3 2
                                    

Dialogi napisane czcionką pochyłą, pełnią funkcję rozmowy po niemiecku.

______________________________________

Starałam się jakoś uspokoić. Otarłam łzy i poszłam w kierunku pokoju gościnnego.
-A może Andrzej Liść, pseudonim Rex, wydał Janka-usłyszałam głos Arka.-Może wydać jeszcze innych od nas.
-Może nie zrobi tego-powiedziała Hala.
-Skąd mamy pewność, że on to zrobił?-zapytał się Ignacy.-No właśnie. Żadną. Może złapali Janka przypadkowo, bez żadnego rozkazu?
-Dobra-zaczęła Mary.-Skończmy myśleć nad tym jak Janek trafił do obozu. Odpowiedź na nasze pytanie, nie pomoże nam wymyśleć planu uratowania Czarnego.
Miałam już dosyć wszystkiego. Pragnęłam tylko zobaczyć Janka całego i zdrowego.
Zaczęłam się ubierać. Przez przypadek puste pudełko spadło mi na ziemię.
-Zosia?-Hala od razu wstała i podeszła do mnie.-Gdzie idziesz?
-Mam list dla rodziny-zaczęłam.-Idę go wysłać.
-Nie możesz go wysłać później?-zapytała się Hala.
-Chcę, żeby wiedzieli, że żyję-odpowiedziałam.
-Dobrze idź, ale wracaj szybko-oznajmiła Hala.
-Wiem-powiedziałam i wyszłam.
Poszłam do naszej zaufanej poczty, gdzie jedna osoba z grupy Ruchu Oporu, pracuje i wysyła nasze listy.
-Cześć Ikono-przywitałam się z naszym zaufanym przyjacielem.
-Cześć Monia-przywitał się ze mną.-Co się stało?
-Czarny został złapany-z moich oczu spłynęły łzy.
-Przykro mi...-powiedział Ikona.-Na pewno uratujecie go. Pomogę wam.
-Dziękuję-szepnęłam.-To list dla mojej rodziny. Tutaj masz adres-wskazałam.-Moja legitymacja wojenna.
-Dzięki-Ikona spisał wszystkie potrzebne dane i oddał mi legitymację.-Już dzisiaj go wyślę-oznajmił Ikona.-Uważajcie na siebie.
-Ty również-powiedziałam.
Wyszłam z poczty. Chciałam przestać płakać, ale na nic. Janek może jest teraz przesłuchiwany i cierpi. Dlaczego moi przyjaciele uważają, że Andrzej Liść mógł kogoś od nas wydać? Wydawał się godny zaufania...
Szłam przed siebie rozmyślając nad tymi sprawami. Nagle wpadłam na kogoś. Zobaczyłam ciemnozielony mundur. Przerażona odsunęłam się o jeden krok do tyłu. Zauważyłam jak przede mną stoi Niemiec.
-Aresztowanie-żołnierz szarpnął mnie mocno i wrzucił do ciężarówki. Uderzyłam mocno głową o jakieś pudło. Ktoś wyciągnął do mnie rękę, abym mogła wstać. Podniosłam do góry głowę, aby móc zobaczyć kto mi pomógł. Do środka nie wpadało żadne światło, więc nic nie widziałam.
-Nic Ci się nie stało?-mężczyzna miał niski głos. Trochę się przestraszyłam.
-Nic mi nie jest-oznajmiłam.
-Zdradziecki kraj-powiedział mężczyzna.-Niepodległość była i tak nagle zniknęła. Wojna odebrała wszystko. Wszystko nam odebrała, a nic nie dała wzamian. Teraz czeka nas tylko prosta droga na śmierć.
-Nie-zaprzeczyłam. Usiadłam na ławeczce. Starałam się utrzymać równowagę, ale na nic. Ciężarówka przez cały czas najeżdżała na dziury.
-Co nie?!-zdziwił się mężczyzna.
-Niepodległość utrzymamy w stanie nienaruszonym. Dopilnujemy tego-powiedziałam.-Wojna może i odebrała nam rodziny, ale wiary i nadziei jeszcze nie. Może i jedziemy do obozu śmierci, ale kto powiedział, że w nim umrzemy?-podniosłam wzrok z ziemi, gdy ciężarówka nagle stanęła.-Uwierz w to, że przeżyjesz...
-Skąd ta wiara i nadzieja w tobie?-zapytał się mężczyzna.
-Wychodzimy!-krzyknął żołnierz, gdy otworzył drzwi.
-Zaufaj Bogu-powiedziałam i wyszłam z pojazdu. Niemiec od razu związał mi ręce grubym sznurem. Oparł mnie o mur i zaczął przeszukiwać moje kieszenie. Niestety znalazł moją legitymację wojenną.
-Zofia Lendor-przeczytał z dziwnym akcentem i spojrzał się na mnie z szyderczym uśmiechem.-To właśnie Ciebie szukaliśmy.
Zdziwiłam się. Nie. Janek na pewno nie wydałby kogokolwiek z naszej grupy. Może wrogowie odkryli członków Ruchu Oporu. Boże, jeśli tak, to pomóż Hanii, Basi, Tadeuszowi i Maćkowi. Oni nie mogą zostać złapani...
Nagle żołnierz ścisnął moje ręce jeszcze mocniej niż wcześniej. Poszliśmy w kierunku Alei Sucha.
-Zofia Lendor-powiedział Niemiec do żołnierza.
-Wejdź-rozkazał żołnierz.
Weszłam do dużego pokoju. Na samym środku siedział generał Ludwik Hister. Żołnierz popchnął mnie. Upadłam na ziemię.
-Winna odnaleziona-zaczął generał i wstał.-Myślałaś, że twoje bezsensowne, karalne, głupie i dziecinne działania nie zostaną ujawnione?!-na samym końcu zaczął się śmiać. Po chwili spoważniał i spojrzał się na mnie.-Rozumiesz po niemiecku?-nic nie odpowiedziałam, a jego frustracja rosła z każdą sekundą.-Umiesz mówić? A może nie słyszysz? Mam kazać zabić twoich przyjaciół?
-Rozumiem po niemiecku-powiedziałam.-Mówię i słyszę.
-Doskonale-uśmiechnął się do mnie.-Myślałem, że potrzeba nam zaufanego niemieckiego tłumacza-zamyślił się na chwilę.-Zofio Lendor, to prawda, że jesteś członkiem Ruchu Oporu?
Nic nie odpowiedziałam. Patrzyłam się na dziwny układ podłogi. Była brzydka i pachniała krwią. Kiedy zdałam sobie sprawę, gdzie ja jestem i co się tutaj działo, zrobiło mi się słabo. Ludwik Hister chodził wokół mnie zdenerwowany.
-Na jakim poziomie uczyłaś się niemieckiego?-zapytał się generał.
-Nienawidzę tego języka-zaczęłam.-Uczyłam się francuskiego przez dziesięć lat-powiedziałam i spojrzałam się na generała.-Niemieckiego uczyłam się z przymusu przez trzy lata. Umiem podstawy.
-Czy ja daję ci rozbudowane zdania?!-zdziwił się generał i szarpnął mnie za włosy. Zacisnęłam zęby, żeby nie krzyknąć z bólu i nie dać mu satysfakcji.-Po pierwsze, język niemiecki to język przyszłości. Po drugie, jest on najpiękniejszy, najprzyjemniejszy i najwspanialszy. Po prostu język idealny-powiedział generał.-Zofio, jesteś młodą kobietą. Odpowiedz na jedno moje pytanie. Jeśli to zrobisz, zostaniesz wolna. Zostaniesz okrzyknięta najwspanialszą osobą, która walczy o dobre cele dla Niemiec. Oczywiście dostaniesz swój własny dom z ogródkiem. Już jutro będziesz mogła pić kawę na tarasie słuchając śpiewu ptaków. Nie będziesz musiała siedzieć tutaj grzecznie na przesłuchaniu, w tak niewygodnym miejscu-powiedział generał.-To co Zosiu, odpowiesz?
Patrzyłam się na niego jakbym widziała przed sobą klauna i nazistę w jednym. Jak można być aż tak okrutnym człowiekiem.
-Nic nie powiesz?!-krzyknął generał.-Przynieś jej ubranie!-powiedział do żołnierza. Z szafy wyciągnął sukienkę i rzucił mi ją przed twarz.-Ubieraj!
Spojrzałam się przerażona na biało-niebieską sukienkę. Do moich oczu naleciały łzy. Auschwitz. Tylko z tym kojarzyła mi się sukienka.
Uwielbiam nosić sukienki, ale teraz nie... Oprócz tego stroju, na pewno obetną mi włosy, ale dam radę. Nigdy się nie poddam. Ufam Bogu...
-Wkładaj!-krzyknął żołnierz.
-Mam rozkazać rozebrać Cię?!-zdziwił się generał.
-Nie...-szepnęłam.
-Posłuchaj damo-generał szarpnął mnie. Spojrzałam się na niego.-Nie masz służących. Zakładaj to! Jesteś naszym więźniem. Uwierz mi. Za dwa tygodnie wszystko nam wyśpiewasz, a jeśli nie to przejmą Cię rosyjscy żołnierze. Są gorsi. U nas jest jak w niebie-powiedział generał.-Chyba, że powiesz...
Spojrzałam się na generała z przerażeniem. Po chwili wzięłam do ręki sukienkę i wstałam.
-Chcę się przebrać...-z moich oczu spłynęły łzy. Generał kazał swojemu żołnierzowi wyjść. Patrzyłam się na generała, który nie wyszedł.
-Wejdź za tę zasłonę-powiedział generał.
Posłusznie poszłam za nią i przebrałam się. Spojrzałam się na lustro. Ostatni raz widzę siebie we włosach. Ostatni raz... Starałam się jakoś uspokoić, ale na nic.
-Boże, pomóż...-szepnęłam i wyszłam do generała.
-Jaki śliczny więzień-powiedział generał.-Chodź tutaj-podeszłam do generała. Zawiązał mi wokół ramienia czerwoną opaskę.-Wiesz co to oznacza?-pokiwałam przecząco głową.-Jesteś już naszym więźniem. Nie martw się. Czerwony kolor jest dla zdrajców. Masz szczęście. Nie obcinamy Ci włosów. Teraz tylko trzeba wypisać Twoje dane. Podaj mi Twoje imię i nazwisko oraz wiek.
Patrzyłam się na podłogę, a z moich oczu spływały łzy.
-Mów!-krzyknął generał, że aż podskoczyłam ze strachu.
-Macie moją legitymację wojenną-powiedziałam. Generał spojrzał się na mnie złowrogo.-Zofia Lendor.
-A wiek?-zapytał się generał.
-Dwadzieścia osiem lat-odpowiedziałam.
-Nie szkoda Ci życia?-zapytał się generał.
-Nigdy nie ominiemy naszego losu-odpowiedziałam.-Bóg tak chciał, więc tak jest.
Generał spojrzał się na mnie ze zdziwieniem.
-Od jutro zaczynamy przesłuchania. Na pewno wyśpiewasz nam wszystko-powiedział generał.
Żołnierz wszedł. Związał moje ręce grubym sznurem. Czułam, że krew spływa mi po dłoniach. Wsiadłam do ciężarówki, gdzie razem z innymi pojechałam do obozu Auschwitz.
-Numer milion trzysta dwa-powiedział żołnierz. Spojrzałam się na innych i wstałam.-Chodź.
Wyszłam z ciężarówki. Zakręciło mi się w głowie. Sześć lat temu byłam tutaj jako osoba zwiedzająca, a teraz jestem więźniem. Boże, jeśli taki mam los, przyjmę go...
Doszłam do małego domku. Było tam jeszcze jasno.
-Twój nowy dom zdrajczynio-zaśmiał się żołnierz. Spojrzałam się na niego przerażona. Nagle zostałam przez niego popchnięta. Upadłam na ziemię. Nie potrafiłam wstać. Żołnierz zaczął się śmiać i kopnął mnie tak mocno, że aż zaczęła boleć mnie noga. Po chwili odszedł.
-Zosia?!-usłyszałam chłopięcy głos. Ktoś powoli podniósł mnie. Moją głowę oparł o siebie.-Zosiu...
Powoli otworzyłam oczy. Byłam słaba. Nie potrafiłam już oddychać tak jak kiedyś. Ten zapach. Miałam już dość, ale wytrzymam. Muszę tylko uwierzyć w siebie.
Spojrzałam się na chłopaka, który pomógł mi. Do moich oczu naleciały łzy. Janek. To naprawdę był on.
-Jasiu...-szepnęłam.
-Zosiu, zaraz odwiążę Ci ręce. Poczekaj...-po chwili moje ręce nareszcie były wolne.-Zosiu...
-Jasiu, nic nie mów. Proszę...-powiedziałam i przytuliłam się do niego. Od razu zrobiło mi się lepiej.
-Źle się czujesz? Jesteś blada...-powiedział Janek.
-Już mi lepiej,  naprawdę-oznajmiłam.-Sześć lat temu zwiedzałam to miejsce, a teraz jestem więźniem...
-Zosiu, uwolnimy się-szepnął Janek.-Kocham Cię...
-Ja też Cię kocham-powiedziałam.
-Zaraz będzie wieczór. Położysz się obok mnie-powiedział Janek. Poszłam za nim.-Jak się tu dostałaś?
-Poszłam wysłać list na pocztę do rodziny. Gdy wracałam do domu, zostałam złapana-odpowiedziałam.-A ty?
-Poszedłem po chleb i nawet nie dotarłem do piekarni-odpowiedział Janek.
-Rex, Andrzej Liść, został porwany tydzień temu. Mógł nas wydać-powiedziałam.
-Nie wiemy tego na sto procent-oznajmił Janek.-Jutro kolejne przesłuchanie... Zosiu, nie chcę, żebyś cierpiała. Proszę, wydaj mnie.
-Co ty mówisz?!-zdziwiłam się. Do moich oczu naleciały łzy.-Oszalałeś?!
-Kolacja!-krzyknął żołnierz. Na ziemię rzucił nam chleb i plasterki sera. Większość od razu pobiegła w stronę jedzenia.
-Janku, co ty mówisz?-powtórzyłam pytanie.
-Chcę, żebyś wróciła do domu-łzy spływały Jankowi po policzkach.-Spotkasz rodziców, dziadków, brata... Będziesz szczęśliwa.
-Nie-powiedziałam.-Jasiu, nigdy Ciebie nie wydam. Razem stąd wyjdziemy. Przeżyjemy-spojrzałam się na Janka.-Prawda?
-Prawda...-szepnął Janek.-Po prostu nie chcę, żebyś cierpiała...
-Nie cierpię-powiedziałam z delikatnym uśmiechem.-Po prostu żyję...
Janek spojrzał się na mnie i spuścił wzork. Podeszliśmy do jedzenia. Chleb był już spleśniały, a ser pobrudzony ziemią. Okropnie pachniał.
-Zosiu, jest nas tutaj około sto osób-zaczął Jan.-Wszyscy mamy czerwone opaski, bo walczyliśmy o dobro Polski. Jeśli uda nam się połączyć siły, możemy to wygrać.
-Wątpię w twój plan-powiedziałam.-Niektórzy wolą wydać innych i przeżyć. Ale wiesz... Rozumiem ich. Zostaliśmy wybrani, urodziliśmy się i żyjemy. Życie to cud. Jeśli umrzemy, to koniec. Dostaliśmy tylko jedną szansę i nie warto jej zmarnować-łzy spłynęły mi po policzkach.
-Zosiu, masz rację-Janek otarł mi łzy z policzek.
Mam tylko jedno życie. Moja ukochana mamusia, którą tak bardzo kocham. Mój ukochany tatuś, który pomógł mi być tą osobą, jaką jestem teraz. Moi ukochani dziadkowie, dzięki którym nauczyłam się żyć i patrzeć inaczej na świat, tak bardziej zrozumiale. Mój ukochany braciszek Aspen, który jest moją podporą od najmłodszych lat. Jest moim przyjacielem, tak jak Eliza, z którą mogę porozmawiać na różne kobiece sprawy.
-Zosiu, coś się stało?-zapytał się Janek.
-Przepraszam, zamyśliłam się-odpowiedziałam.
-Wszystko dobrze?-upewnił się Janek.
-Tak-odpowiedziałam.-Po prostu tego dnia tyle się wydarzyło. Muszę choć na chwilę przestać o tym myśleć.
-Zosiu, wszyscy idą już spać. Chodźmy-powiedział po chwili ciszy Janek.-Śpimy jeszcze obok innych trzech osób. Wolisz spać obok kogoś czy z samego brzegu?
-A jak ty wolisz?-zapytałam.
-Mnie jest obojętnie-odpowiedział Janek.-A jak tobie będzie wygodnie?
-Możemy się zamieniać, raz ja będę z brzegu, a raz ty-powiedziałam.
-Dobrze-zgodził się Janek.-Kładziesz się z brzegu?
-Tak-powiedziałam. Janek położył się obok szczupłego mężczyzny. Spojrzałam się na niego. Było tak ciemno. Jedynie księżyc oświetlał trochę to pomieszczenie. Położyłam się obok Janka. Przytuliłam się do niego.-Dobranoc.
-Dobranoc-szepnął Janek i pocałował mnie w policzek.
______________________________________
Czy Zosi i Jankowi uda się przetrwać Auschwitz?

Ciemność✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz