Rozdział 28

33 3 2
                                    

Dialogi napisane czcionką pochyłą, pełnią funkcję rozmowy po niemiecku.

______________________________________

Po całym dniu ciężkiej pracy, wróciłam do budynku, który od wczoraj stał się moim domem. Było ciemno. Bardzo się z tego ucieszyłam. Dzięki temu Janek nie zobaczy mnie w jakim jestem stanie. A jeśli coś mu się stało...
Powoli weszłam do środka. Czułam na sobie wzrok każdej osoby po kolei. Wzięłam głęboki wdech i podeszłam do Janka. Od razu przytuliłam się do niego.
-Zosiu, nic Ci nie jest?-zapytał się Janek.
-Nic-odpowiedziałam.-A Tobie?
-Nic mi nie zrobili-oznajmił Janek.-Zosiu, czego się boisz?
-Niczego-odpowiedziałam.-Skąd przyszło Ci do głowy takie pytanie?
-Coś musiało się stać-powiedział Janek.-Czuję, że jesteś zestresowana.
-Po prostu...-zaczęłam, a z moich oczu popłynęły łzy.-Spotkałam dzisiaj Briana.
-Kogo?!-zdziwił się Janek.
-Był moim uczniem w szkole-wytłumaczyłam.-Już nie żyje... Janku, dlaczego życie jest takie kruche?
-Nie jest kruche-odpowiedział Jan.-Tak właśnie miało być. Nie można nic zmienić w życiu, niestety...
-Janku...-przytuliłam się do niego, a z moich oczu spłynęły łzy.-Tak bardzo pragnę, żebyś był blisko mnie.
-Zosiu jestem...-Janek pocałował mnie w policzek.-Nie płacz...
-Mam już dosyć-powiedziałam.
-Więc coś się stało-Janek ujął moje dłonie.
-Janku, to... Można to nazwać nowym życiem-oznajmiłam.-Po prostu muszę się przyzwyczaić.
-Nie, nie możesz się przyzwyczaić-powiedział Janek.
-Dlaczego?!-zdziwiłam się.
-Musisz uwierzyć, że to jest chwilowe-wytłumaczył Janek.-Za parę dni wrócimy do domu.
-Tak uważasz?-zapytałam.
-Tak-odpowiedział Janek.-I Ty też w to uwierz.
-Postaram się-oznajmiłam.
-Kolacja!-krzyknął żołnierz.
-Idziemy?-zapytał się Janek.
-Nie jestem głodna-powiedziałam.
-Zosiu, nie jadłaś nic od rana-oznajmił Janek.-Chociaż trochę...
-Dobrze-powiedziałam.
-Cześć Ludwik-Janek wziął kawałek chleba i podzielił go pomiędzy nas.
-Cześć-przywitał się Ludwik.
-Zosiu, to Ludwik-przedstawił nas Janek.
-Znamy się-oznajmił Ludwik.
-Skąd?!-zdziwił się Janek.
-Chciała za Tobą pobiec-wytłumaczył Janek.
-Zosiu, gdyby coś Ci się stało...-Janek od razu przytulił mnie.-Nie rób tak kolejny raz...
-Numery: milion dwieście osiemdziesiąt, milion trzysta, milion trzysta dwa oraz milion trzysta pięć!-krzyknął żołnierz.-Już! Do pracy! A reszta spać!
Wstałam razem z Jankiem i innymi wyznaczonymi osobami. Ja i mój ukochany dostaliśmy zadanie na umycie wszystkich brudnych naczyń po Niemcach. Weszliśmy do pomieszczenia, gdzie zamknęli nas.
-Zosiu...-Janek spojrzał się na mnie, a z jego oczu spłynęły łzy. Dotknął mojego policzka, na którym była krew.-Co oni Ci zrobili?
-Nic-odpowiedziałam i delikatnie objęłam Janka. Zauważyłam po minie, że bolały go plecy.-A tobie co zrobili?
-Nic-odpowiedział Janek.
-Jak nic?!-spojrzałam się na jego zakrwawioną koszulkę.-Jasiu...
-Zosiu, Ty musisz przeżyć-powiedział Janek.
-Przeżyjemy razem-powiedziałam.-I resztę życia przeżyjemy razem.
-Tak, tak się stanie-Janek uśmiechnął się do mnie.-Zosiu, odpocznij. Ja pozmywam.
-Razem to zrobimy-oznajmiłam.
-Dobrze-powiedział Janek.
Po kilku minutach zmywania naczyń, zaczęłam się okropnie pocić. Było mi słabo i z trudnością oddychałam. Spojrzałam się na Janka. Oparł się o szafkę. Jego koszulka była mokra.
-Jasiu...-szepnęłam i upadłam na podłogę.
-Zofia!-Janek krzyknął i podbiegł do mnie. Przyłożył do moich ust i nosa kawałek rękawa jego koszulki.-Staraj się tak często nie oddychać.
Pokiwałam twierdząco głową. Wstałam powoli z podłogi i od razu oparłam się o ramię Janka. Miałam dosyć. Byłam okropnie zmęczona. Najpierw przesłuchanie, potem praca i teraz to. Podziwiam Czarnego za jego odwagę i wytrzymałość. Ja czasami rzuciłabym wszystko i wyszłabym. A on zawsze walczy do końca.
-No nie!-krzyknął Janek.-Zamknęli drzwi!-Janek rozejrzał się.-Wytrzymaj jeszcze, proszę...-Janek objął mnie i razem podeszliśmy do okna.-Zosiu usiądź tutaj-powiedział Jan.-Otwórz się!-krzyknął po chwili Janek.-Błagam!...
Po chwili Janek otworzył okno. Podał mi rękę, żebym mogła wstać. Mój ukochany pomógł mi wejść na stół. Wyskoczyłam przez okno, które na szczęście było bardzo nisko.
Oparłam się o ścianę. Po chwili Janek również wyszedł z tego okropnego budynku. Upadł na ziemię i po cichu krzyknął z bólu. Klęknęłam obok niego. Delikatnie ujęłam jego głowę.
-Jasiu-szepnęłam.-Już możesz oddychać. Już dobrze. Jasieńku, jesteś moim bohaterem...-Janek oparł swoją głowę na moim ramieniu.-Jesteś taki odważny i wytrwały. Dziękuję Ci...-pocałowałam swojego ukochanego w policzek.-Nic Ci nie jest? Jak Twoje plecy?
-Już mi lepiej-oznajmił Jan.-A Ty?
-Dobrze się czuję-powiedziałam.-Co teraz robimy? Jak wrócimy?
-Udało się wam uciec?!-zawołał nagle żołnierz.-Wracacie do domu! Już! Wstawać! -Posłusznie wstaliśmy.-Od jutra będzie tylko gorzej!-zaśmiał się żołnierz przed wejściem do naszego nowego "domu".
Janek delikatnie objął mnie. Było tutaj tak ciemno. Powoli podeszliśmy do naszego łóżka.
-Jasiu, połóż się pierwszy...-szepnęłam.
-A ty Zosiu?-zapytał się Jan i ujął moje dłonie.-Połóż się pierwsza.
-Dobrze-powiedziałam i położyłam się. Janek zrobił to samo. Delikatnie przykryłam go cieniutkim materiałem i przytuliłam się do niego. Pocałowałam go w policzek.-Jasiu, odpocznij. Tak bardzo boję się o Ciebie...
-Zosiu, nic mi nie jest. Nie martw się...-Janek pocałował mnie w policzek. Od razu przytuliłam się do niego i zasnęłam.
Po chwili obudziłam się. Odwróciłam się w stronę Janka. Nie było go w ogóle. Wstałam powoli z łóżka, aby nikogo nie obudzić. Nagle usłyszałam szelest i zobaczyłam jakiś cień w kącie pomieszczenia. Postanowiłam pójść w tamto miejsce. Wpadłam na kogoś. Na szczęście był to Janek.
-Zosia?!-Janek zdziwił się moją obecnością.-Nie śpisz?
-Obudziłam się przed chwilą. Nie zauważyłam Ciebie obok. Przestraszyłam się-powiedziałam.-Co się stało? Dlaczego wstałeś?
-Chciałem się przejść-wyjaśnił Janek.
-Naprawdę?-nie potrafiłam mu w to uwierzyć.-Bolą Cię plecy?
-Nie-powiedział Janek.
-Nie wierzę Ci-oznajmiłam.-Plecy, prawda?
-Ale tylko trochę mnie bolą-odpowiedział Janek.
-Gdybym tylko miała jakąś szmatkę i wodę-powiedziałam.
-Nic nie trzeba-oznajmił Janek.-Chodź położyć się spać-Janek objął mnie. Położyłam się, a zaraz za mną Czarny.-Kocham Cię...
-Ja też Cię kocham-szepnęłam i przytuliłam się do Janka. Położyłam głowę na jego ramię.-Mój ukochany Jasiu...
-Moja ukochana Zosiu, zaśnij już kochanie...-Janek pocałował mnie we włosy. Zasnęłam w objęciach Janka.
-Wstajemy!-krzyknął żołnierz.
Posłusznie wstałam. Wszyscy podeszliśmy z kubeczkami na śniadanie. Każdemu z nas nalał wodę i dostaliśmy kawałek chleba owinięty małą szmatką. Usiadłam obok Janka.
-Jasiu, przytrzymasz mi chleb?-zapytałam.
-Tak-odpowiedział Jan.-A co chcesz zrobić?
-Nic-odpowiedziałam. Szmatkę rozerwałam na pół. Jedną część zamoczyłam w wodzie.-Jasiu, odwróć się.
-Po co Zosiu?-zapytał się Janek.
-Odwróć się, proszę-poprosiłam.
-Dobrze-Janek odwrócił się.
Podniosłam tył koszulki Janka. Starałam się delikatnie, ale dobrze, oczyścić mu ranę. Widziałam, że bolało go każde dotknięcie. Musiałam to zrobić, żeby nic gorszego mu się nie stało. Na koniec suchą częścią szmatki wytarłam mu całe plecy. Koszulkę spuściłam w dół. Czarny odwrócił się do mnie ze łzami w oczach i od razu mnie przytulił. Nie wiedziałam jak się mam zachować. Co się nagle mogło stać? Plecy go aż tak bolały? A może jest zły na mnie?
-Zosiu...-Janek pocałował mnie w policzek.-Kocham Cię...
-Ja też Cię kocham-powiedziałam, a z moich oczu spłynęły łzy.
-Jesteś najwspanialszą osobą jaką spotkałem na swojej drodze życia. Dziękuję, że jesteś-powiedział Janek.
-Jasiu, dobrze, że jesteś-powiedziałam i przytuliłam się do niego.
Miłą atmosferę przerwał nam żołnierz. Stanął koło drzwi i rozejrzał się wokoło.
-Numer milion dwieście osiemdziesiąt, milion trzysta dwa i milion dwieście!-krzyknął żołnierz.-Idziemy!
Spojrzałam się przerażona i zestresowana na Janka. Wolałabym jechać na przesłuchanie bez ukochanego. Nie mogłabym patrzeć na niego wiedząc, że za chwilę będzie cierpiał. W ciężarówce usiadłam obok Czarnego. Delikatnie objął mnie, a ja oparłam głowę na jego ramię. Z moich oczu spływały łzy, których na szczęście nikt nie zauważył. Dojechaliśmy na miejsce.
-Stać!-krzyknął żołnierz. Wszyscy usiedliśmy na miejsca.
-Najpierw wychodzi numer milion dwieście-oznajmił żołnierz.
-Zosiu, nie bój się...-szepnął Janek.-Uważaj na siebie...
-Ty również uważaj-powiedziałam.
-Jeśli coś mi się stanie-zaczął Czarny.-Nie chcę, żebyś płakała. Będę ucieszony, że zginąłem za Polskę.
-Co Ty mówisz?!-zdziwiłam się.-Przeżyjesz! Wrócisz cały i zdrowy!-podchodzę bliżej i przytulam się do Janka.-Obiecaj mi to!
-Obiecuję, ale gdyby...-zaczął Czarny.
-Nic się nie stanie!-przerwałam mu, a z moich oczu spłynęły łzy.-Uwierz w to. Sam mi mówiłeś, że nie powinniśmy tracić nadziei. Nie rób tego...-powiedziałam.-Obiecujesz?
Czarny delikatnie się do mnie uśmiechnął i pocałował mnie w policzek.
-Obiecuję-powiedział Czarny.
Delikatnie uśmiechnęłam się do niego.
-Numer milion dwieście osiemdziesiąt-powiedział żołnierz. Jan pocałował mnie w czoło i wyszedł z ciężarówki.-Numer milion trzysta dwa-nadeszła kolej na mnie.
Wyszłam z ciężarówki. Moje serce zaczęło bić jeszcze mocniej. Tak bardzo bałam się kolejnego przesłuchania. Nie wydam grupy. Generał Ludwik Hister nigdy nie wygra. Nagle żołnierz szarpnął mnie. Byłam zdziwiona. Niemiec zaprowadził mnie do pracy na budowę kolejnych "domów".
-Do pracy!-krzyknął żołnierz.-Później przesłuchanie!
Na chwilę odetchnęłam z ulgą, choć wolałabym mieć już to przesłuchanie za sobą. Z daleka zauważyłam Anikę. Podeszłam do niej.
-Cześć-przywitała się Anika.
-Cześć-powiedziałam.-W tym tygodniu uciekniesz stąd.
-Nie rób tego...-szepnęła Anika.
-Czemu? Nie tęsknisz za bratem? Nie chcesz być wolna?-zapytałam.
-Chcę, ale nie narażaj swojego życia. Masz tutaj jeszcze swojego ukochanego...-oznajmiła Anika.-Czekam na brata już rok i jeden miesiąc. Wytrzymam jeszcze.
-Znajdę Twojego brata i uciekniecie z tego okropnego miejsca-powiedziałam.
-Dziękuję, ale...-zaczęła Anika.
-Bez żadnego ale-oznajmiłam.-Już postanowiłam.

Ciemność✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz