*Narracja trzecioosobowa*
Pół roku wcześniej...
Młody agent FBI wślizgnął się do jednego z metroburskich budynków. Według posiadanych informacji, to właśnie tutaj znajdował się niebezpieczny reaktor, który w późniejszym czasie planowano wywieść do innego stanu. Nie można było do tego dopuścić, gdyż ładunek samym swoim istnieniem stanowił zagrożenie dla otoczenia. Młody mężczyzna wszedł do piwnicy budynku, gdzie znajdował się reaktor wraz z bandytami, którzy mieli go przewieść. Dwaj umięśnieni mężczyźni podeszli do niepokojącej maszyny, by wynieść ją z budynku. Dla agenta był to wyraźny sygnał, że trzeba wkroczyć do akcji.
- Odsunąć się od reaktora! - nakazał stanowczo, odbezpieczając broń.
- Co to, glina? Po Metroburgu raczej spodziewalibyśmy się jakiegoś herosa. - stwierdził jeden z przestępców. Agent zdawał się zignorować jego wypowiedź, jednak ta skutecznie podniosła mu ciśnienie. W jego rodzinie od lat potępiało się wyczyny superbohaterów, jednak agent FBI nie miał teraz czasu, by się tym przejmować.
- Ręce do góry i odsunąć się od reaktora! - powtórzył tym razem ostrzej. Do piwnicy wszedł jeszcze jeden mężczyzna tak około pięćdziesięciu lat. Ubrany był w typowy lekarski kitel. Mimo że wyglądał jak naukowiec, był super łotrem o nadzwyczajnym refleksie. Skąd jednak agent FBI miał to wiedzieć, skoro przebywał w Metroburgu tak rzadko, jak to tylko było możliwe? Łotr teatralnie podszedł do reaktora i stanął obok niego, jakby był to jego bezcenny skarb, którego zamierzał strzec. Cóż, jakby na to nie patrzeć, właśnie tak było.
- Nie radziłbym wchodzić nam w paradę, panie?
- Jestem agentem FBI, wolałbym pozostać anonimowy.
- To tak jak ja. Bardzo się cieszę, że się rozumiemy.
- Na twoim miejscu nie byłbym taki pewien swojej anonimowości, Turner.
- A jednak jest ci znane moje nazwisko. - super łotr teatralnie posmutniał, jednak na jego twarz szybko powróciła dawna pewność siebie. - Nic nie szkodzi, ty i tak już z nikim nie pogadasz. Łotry, wiecie co macie robić! - dwóch napakowanych osiłków ruszyło na agenta, lecz ten bez zbędnych ceregieli postrzelił ich swoją bronią. Nie były to strzały śmiertelne, ale spowodowały długotrwałą senność.
- Odsuń się od reaktora, albo też oberwiesz! - oznajmił z gniewem w oczach, celując w super łotra.
- Naprawdę myślisz, że możesz mnie zatrzymać tą swoją zabaweczką? - brunetowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Nie mówiąc nic więcej, strzelił w szaleńca, lecz ku zaskoczeniu agenta, ten zdążył się uchylić. Strzałka ze środkiem usypiającym trafiła za to w reaktor, na co ten zaczął niepokojąco migać.
- COŚ TY ZROBIŁ, IDIOTO?! MOJE CUDEŃKO ZA CHWILĘ WYBUCHNIE! - niespodziewanie do piwnicy przybyła trójka super herosów. Byli to Grzmoto-panna, Super-grzmot oraz Grzmoto-śmigacz. Ten trzeci wyniósł z budynku nieprzytomnych mężczyzn oraz zajął się ewakuacją ludzi z okolicy. Istniało duże prawdopodobieństwo, że budynek zawali się pod wpływem wybuchu reaktora. Choć zrobił to niechętnie, agent FBI wycofał się z pola konfrontacji, zdając sobie sprawę, że w Metroburgu to super herosi rozdają karty i to oni mają pierwszeństwo do przestępców. Wbrew zdrowemu rozsądkowi, został jednak w piwnicy, by móc zaobserwować całą sytuację. Chciał mieć absolutną pewność, że super herosi prawidłowo wykonają swoją pracę. Grzmoto-bliźnięta ruszyły na złoczyńcę i po krótkiej walce udało im się go unieszkodliwić.
- Phoebe, spadamy stąd! - zarządził Super-grzmot, po czym wlokąc przestępcę za sobą, opuścili budynek. Niestety, żadne z nich nie miało pojęcia, że jeszcze jedna osoba została w środku.
CZYTASZ
Grzmotomocni : Tępy Glina
FanfictionSkrytowice - miasto tysiąca parków, gdzie super herosi wyjeżdżają, aby na emeryturze móc odsapnąć z dala od łotrów z Metroburga. Jak wiadomo, jednymi z tych bohaterów byli Grzmotomocny i Elektrysa. Chociaż po wielu latach ich dzieci wyprowadziły się...