21. Trafiła kosa na kamień

473 19 0
                                    

POV Narrator 

 Spotkanie dwóch dominujących osobników w walce sprawia wrażenie ciekawej, ale również nieprzewidywalnej. Dobrym powiedzeniem jest "trafiła kosa na kamień". Jest ono prawidłowe, ale w tym wypadku nieodpowiednie. W tym spotkaniu są dwie kosy. Dla zabójcy dwie kosy to idealna broń. Do czasu. Zawsze jedna w końcu stępieje. Naturalnym odruchem było by naostrzenie jej o drugą. Profesjonalny morderca nie pozwolił by sobie na tak głupi błąd. Bo wiadomo, że obie nie były by już wystarczająco ostre. W tym wypadku porzuca jedno ostrze. Na tej samej podstawie mogły by współpracować Alfy. Była by to chwilowa współpraca, dlatego trzeba się pozbyć słabszego. U naszej Dali i naszego Bruksa nie ma tego słabszego. Pamiętajmy zwycięzca może być tylko jeden. Czy w tym przypadku?

 Co na to wszystko nasza widownia?

 Kyllo dobrze wiedząc co się stanie gdy sprzeciwi się swojemu Alfie, stał jako zwykły obserwator. Jako wybranek Dalii czuł niewyobrażoną chęć wsparcia partnerki. Wiadome jest, że gdyby to zrobił dostałby po uszach od swojej przeznaczonej. Wilk chłopaka Brim, wierzył w zdolności wilczycy nastolatki. Wiedział, że to będzie zacięta walka. Część watahy czekała na ostateczny pojedynek. Według zasad panujących w tym świecie w zależności od wyniku zmuszeni będą być oddanym wygranemu. Druga część sfory jest zupełnie obojętna, bądź głupio wierzy w wygraną potomka Alfy. 

 Wrócimy zatem do naszych wilczków. Dwa wielkie basiory krążyły wokół siebie. Ich warczenie jest agresywne, wręcz przepełnione chęcią mordu. Mimo, iż to dziewczyna powinna być rozjuszona przez uderzenie, zachowała więcej spokoju niż chłopak. Wszytko przez Nuko, bo to ona przejęła stery. Bruks, kłócił się ze swoim wilkiem, przez co jest bardziej agresywny i zdekoncentrowany. 

 Nastąpił pierwszy atak ze strony rdzawego wilka. Był na tyle nieprzemyślany, że wilczyca sprawnie odskoczyła drapiąc samcowi bok. Bestia Bruksa przejęła całkowitą kontrolę. Klasyczny przypadek stracenia kontroli nad własną strategią. Cios zadany przez Nuko, rozjuszył rudzielca do maksymalnego stopnia. Czarna wilczyca starała się unikać, każdego ataku. Kiedy widziała okazje do zaatakowania, korzystała z niej. Ku jej niepocieszeniu również oberwała. W pewnym momencie dwa wilkołaki były na tyle zmęczone i zranione, że ich ruchy do dokładnych nie należały. 

 Samiec poważnie ugryzł samicę w tylną łapę. Upadła skomląc z bólu. On natomiast odwrócił się do tłumu chcąc zawyć triumfalnie. Nim zdążył to zrobić upadł głośnym trzaskiem trzy metry przed siebie. Nikt nie spodziewał się powstania wilczycy. Pierwsza i podstawowa zasada. Nigdy nie odwracaj się do przeciwnika tyłem. Chyba, że jest martwy. Miało dojść do drugiej tury powtarzających się uników i ataków, ale zdarzyło się coś czego nikt się nie spodziewał. 

POV Dalia 

 Jestem kompletnie wykończona tym całym pojedynkiem. Ale się nie poddamy. Miało dojść do kolejnej wymiany ciosów. Wydarzyło się coś niespodziewanego. Między mną a Bruksem pojawiła się rażąca poświata. Jej blask jest tak jasny, że wszyscy zostali zmuszeni do przymrużenia oczu. Gdy ustało, każdy zauważając postać przed nami, padł na kolano kłaniając się nisko. Nasze wilki też pochyliły łby w geście szacunku. Osoba odpowiedzialna za to zamieszanie to zjawa kobiety. Dokładniej mówiąc jest to nasza Bogini Luna. Patronka księżyca, wilkokrwistych i więzi mate. Kobieta ubrana jest w lnianą biała sukienkę. Jej głowę zdobi łańcuszek z księżycem. Zwróciła się do naszej dwójki.

-Dalio, Bruksie. Bardzo nie podoba mi się wasze postępowanie. Jako Alfy powinniście dawać przykład, że nie krzywdzi się swojego bliźniego. A wy tu przedstawienie dajecie!- jej głos jest aksamitny, ale równie stanowczy. Sama jej aura powodowała, że każdy czuje respekt.

-Macie się pogodzić i w miarę możliwości dogadać. Rozumiecie?- zapytała władczo

 Chciałam jej wykrzyczeć, że nigdy się z nim nie dogadam. Ale to Nuko przejęła kontrole. Jak najlepszy pupilek kiwnęła głową. Zresztą wilk chłopaka uczynił to samo. Naszej Bogini to nie wystarczyło.

-Oczekuję odpowiedzi od Dalii i Bruksa, a nie od Nuko i Zaca.- spojrzała na nas wyczekująco

 Popatrzyłam ze wstrętem na rdzawego wilka, on zresztą nie był mi dłużny. Z wyczuwalnym jadem w głosie odpowiedziałam zjawię.

~Rozumiem.~przekazałam jej 

-Cieszę się, że się zrozumieliśmy. Będę się już zbierać. Nie mogę za długo przebywać na Ziemi.- westchnęła- Mam nadzieje, że więcej nie będę musiała tu przybywać. Żegnajcie! A jeszcze jedno- przypomniała sobie coś- Bruks niedługo spotkasz swoją mate.- i zniknęła

 Zbiorowisko członków watahy rozeszło się. Przed budynkiem została tylko garstka osób. Kylo z prędkością światłą zjawił się u mojego boku. Nie dałam rady dłużej utrzymać wilczej skóry, dlatego zmieniłam się w człowieka. Większość moich ran już się zagoiła. Największą ranę mam na nodze. Dalej sączyła się z niej szkarłatna ciecz. Poczułam jak chłopak zakłada mi swoją koszulkę. 

-Czy ty zawsze musisz wpakować się w jakieś gówno?- zapytał zły podnosząc mnie tak aby nie dotknąć uszkodzonej nogi. Nic nie odpowiedziałam w końcu nadal jestem na niego zła. Mieliśmy iść do domu, ale zatrzymał nas Bruks.

-Kylo! Idziesz ze mną!- wydał rozkaz

-Sorry Bruks, ale muszę zająć się Dalią.- odpowiedział mu 

-Powiedziałem coś! 

-A ja powiedziałem, że nie zostawię teraz swojej mate.- trochę się spiął

-Sprzeciwiasz się swojemu Alfie?- i tu go miał w garści. Wtrąciłam się aby nie doszło między nimi do konfliktu.

-Kylo, lepiej idź.

-Ale nie chcę cię zostawić.- widziałam niepewność w jego oczach. 

-Idź. Ja dam sobie radę.- upewniłam go- Tylko masz założyć jakąś koszulkę. Nie będziesz mi tu półnagi latał.- powiedziałam poważnie

-Tak jest, ty moja zazdrosna kobieto.- zaśmiał się 

-Nie jestem zazdrosna!- fuknęłam- Po prostu nie chcę aby ktoś patrzył na to co moje.- wzruszyłam ramionami.

-Tak na pewno.- prychnął. Naszą wymianę zdań przerwał znienawidzony przeze mnie osobnik.

-Kolorowe słówka zostawcie sobie na później. Idziemy!- warknęłam w odpowiedzi 

 Brunet postawił mnie delikatnie na ziemi. Na szczęście jego koszulka zakrywała wszystko co powinna. Nie mam pojęcia jakim cudem, ale jest wystarczająco długa, że mnie zakrywa. Złożył pocałunek na moich ustach. 

-Wrócę najszybciej jak się będzie dało.- uśmiechnęłam się smutno.- Kocham cię.

-Ja ciebie też.

 Gdy mężczyźni odpowiednio się oddalili wydałam z siebie syknięcie bólu. 

-Rana jest na tyle głęboka, że sama zrastała by się do jutra. Chodź pomogę ci.

 Spojrzałam na kobietę, która nie wiem skąd się tu wzięła. Chciałam odmówić Aurelii, ta widząc moje zamiary powiedziała, że nie przyjmuję odmowy.       

Wolfish bully [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz