20. ...walka na śmierć i życie.

521 21 0
                                    

 Z wielkim niezadowoleniem szłam za chłopakiem do kuchni. Pomieszczenie jest niewielkie, dominują w niej ciemne kolory. Widać, że kobieta przykładała rękę do wystroju. Można to wywnioskować z przytulności jaką się odczuwa po wejściu do pomieszczenia. Zwróciłam uwagę na kobietę latającą od gara do gara. Przy wyspie kuchennej siedziała dziewczyna, zapewne siostra Kylo. Ubrana jest w zwykłe dresy i przydużą bluzę. Patrzyła się w telefon z obojętną miną. Ocknęłam się z chwilowego letargu, gdy kobieta odwróciła się do nas przodem.

-O! Już jesteście. To dobrze bo wszytko gotowe.- uśmiechnęła się miło. Mam wrażenie, że ta kobieta to chodzące szczęście. Patrząc na nią uśmiech sam wpłynął na moje wargi.

-Dobry wieczór. Bardzo przepraszam, ale przyznaje się bez bicia, zapomniałam wziąć coś ze sobą. Wiem, że w gości nie przychodzi się z pustymi rękoma, dlatego prze..

-Ouh przestań głupoty gadać!- zbeształa mnie, wchodząc mi w słowo- Przecież nic się nie stało.- odetchnęłam z ulgą. Jednak moją ulgę zakłóciły słowa dziewczyny.

-No tak, trzeba się podlizać.-westchnęła- Już myślałam, że będziesz normalna.- zwróciła swoje tęczówki na mnie. Coś się we mnie zagotowało.

-Naprawdę uważasz, że dobre wychowanie to podlizywanie się?- podeszłam do niej bliżej. Atmosfera w pomieszczeniu zrobiła się ponura.- Patrząc na ciebie myślałam, że jesteś mądrzejsza. Patrz, jak pozory mylą.- powiedziałam przekrzywiając lekko głowę. Patrzyłam jej wprost w oczy.

-Jestem Dalia.- wyciągnęłam do niej dłoń. Ta na nią tylko spojrzała i prychnęła pod nosem. Oj kochanie mnie się nie ignoruje.

~Nas się nie lekceważy. Pokarz gdzie jej miejsce.~w końcu jesteśmy w czymś zgodne. Spojrzałam jej mocnym wzrokiem w oczy.

-Jestem Dalia, a ty?- poczułam przechodzącą przeze mnie niezdefektowaną moc. W oczach dziewczyny toczyła się walka. Jej wilczyca przeciw niej samej. Dla niepocieszenia nastolatki, to ona przegrała. Uległa.

-Jestem Maya.- odpowiedziała zaciskając moją dłoń. Nie oszczędziła sobie warknięcia. Włączyła się moja wredna strona mocy, wyszczerzyłam się triumfalnie.

-Tak trudno się przedstawić?- spojrzała na mnie z mordem w oczach- Mam nadzieje, że się jeszcze dogadamy. 

 Usłyszałam radosny śmiech, dobiegający z wejścia do kuchni. Odwróciłam się na pięcie. Właścicielem śmiechu jest ojciec rodzeństwa. 

-Matko, dziewucho. Gdzieś ty była przez cały ten czas?- spojrzałam na niego z konsternacją. Myślałam, że prędzej mnie skarci niż pochwali.- Już z Aurelią obstawialiśmy, że nikt prócz jej przeznaczonego nie będzie w stanie jej okiełznać, a tu proszę. Mój syn nie mógł lepiej trafić.- uśmiechałam się na jego słowa.

 Skierowałam spojrzenie na chłopaka, który odbił się od ściany. Podszedł do mnie i położył swoją dłoń u dołu moich pleców. Nie mogłam nie wykorzystać okazji, więc się wtuliłam w jego bok. 

-Moja mate to czyste zło.- zaśmiał się

-Sam szatan, skarbie.- teraz to wszyscy się śmieli oprócz wciąż obrażonej Mai.

-Dobra koniec tych śmiechów, bo kolacja stygnie. Do stołu!- zarządziła kobieta

-Pomogę Pani.- zaoferowałam pomoc

-Ja ci dam Panią!- trzepnęła mnie szmatką

-Dobra, dobra pomogę Ci.- chroniłam głowę przed lecącą ścierą

-Nie można było tak od razu?- zaśmiałam się i pomogłam kobiecie w noszeniu potraw.

 Przy posiłku standardowo zaczęła się rozmowa. Choć, jest to raczej przesłuchanie. Naturalne jest to, że chcą mnie poznać. Kylo ma to szczęście, że znał moich rodziców. W końcu matka chłopaka zapytała do jakiej szkoły chodzę. Kylo spiął wszystkie mięśnie. Nie mieliśmy jeszcze okazji porozmawiać o mojej edukacji.

-Ekhm...chodzę do szkoły samochodowej.- odpowiedziałam cicho. Biorąc pod uwagę, że obok mnie siedzi wręcz nienaturalnie spięty chłopak.

-Ouh wow, tego się nie spodziewałam. Ile masz dziewczyn w klasie?- kobieto nawet nie wiesz co zaraz rozpętasz.

-Jestem jedyna.- zacisnęłam wargi wlepiając wzrok w prawie nietknięte jedzenie.

-Możemy zmienić temat?- wywarczał brunet          

-Braciszku spokojnie. Daj się temu rozkręcić. Robi się coraz ciekawiej.- odpowiedziała Maya. Posłałam jej ostrzegawcze spojrzenie, przez które zamilkła.

-Skoro tak chcesz. Przypomnij mi, kiedy dokładnie masz ten mecz?- zapytał mężczyzna. Zwróciłam głowę w stronę chłopaka.

-Jaki mecz?- zapytałam

-To ty nic nie wiesz?- przytaknęłam- Tuż przed świętami odbędzie się finałowy mecz koszykówki. Kylo jest jednym z zawodników.- osłupiałam. Patrzyłam na mojego mate z wyrzutem.

-Dlaczego nic mi nie powiedziałeś?

-Kurde, robi się coraz ciekawiej.- olałam uwagę dziewczyny

-A ty dlaczego nie powiedziałaś mi do jakiej szkoły chodzisz?

-Bo wiedziałam jaka będzie twoja reakcja!- podniosłam głos

-A ja zapomniałem!- też się uniósł 

-Nie, no fajnie! Po prostu kurwa zajebiście! Coś jeszcze zapomniałeś mi powiedzieć?- teraz to krzyczałam

-A ty? Masz coś jeszcze do ukrycia?

-Nie odwracaj kota ogonem!- nakazałam mu, zaczynało mnie to drażnić.

-Nie!- odpowiedział 

-Ah, Nie! No dobra.- wstałam z krzesła- Dziękuje za kolacje. Była bardzo dobra. Do widzenia.- posłałam im lekki uśmiech. Spojrzeli na mnie zdziwieni, ponieważ prawie nie tknęłam jedzenia. Skierowałam się do wyjścia. Słyszałam jak Kylo woła moje imię, ale to olałam i wyszłam z budynku nie parząc na nikogo.

 Chciałam w spokoju dotrzeć do domu. Ale nic nie idzie po mojej myśli. Wpadłam na osobę, której nie chciałam dziś widzieć i na którą miałam uważać.

-Może byś uważała jak chodzisz!- powiedział Bruks

-Weź daj mi spokój! Nie mam czasu na takie pierdoły.- odwróciłam się by ruszyć dalej w drogę powrotną.

 Chciałam jak najszybciej stąd odejść, ponieważ zauważyłam mojego mate. Nie dane było mi odejść. Poczułam mocne szarpnięcie. Twarz młodego Alfy jest cała czerwona ze złości.

-Nie waż się odwracać do mnie tyłem. Jestem twoim Alfą. Masz być posłuszna.- krzyknął zdenerwowany. Przepraszam wkurwiony. Trafił na zły moment bo oazą spokoju nie jestem.

-Jesteś dla mnie nikim! Jeszcze to do ciebie nie dotarło?- zaszydziłam

 Moja głowa odleciała w bok. Poczułam wypływającą krew z ust. Podniosłam powoli głowę. Wokół nas zrobiło się zbiorowisko. Kylo stał z wkurwioną miną. Jako Beta nie może przeciwstawić się Alfie, chyba że chce skazać się na banicje. Nie zrobi tego. Każdy szanujący się wilkołak dobrowolnie nie stał by się wygnańcem. I rozumiem to. Spojrzałam Alfie prowokująco w oczy. Splunęłam krwią, wycierając kąciki ust. Popatrzyłam się na niego z sadystycznym uśmiechem.

-Nawet nie wiesz jak bardzo masz teraz przejebane.-warknęłam 

 Zmieniłam się w czarną wilczyce. Bruks uczynił to samo zmieniając się w rdzawego wilka. Jesteśmy tego samego wzrostu. Krążyliśmy wokół siebie warcząc groźnie. 

 W końcu spotkały się dwa wilki Alfa. Dwa, które za żadną cenę nie chcą przegrać. Śmiem stwierdzić, że mogłaby być to walka na śmierć i życie.

***

Rozdział wleciał szybciej z okazji dnia dziecka. Pamiętajcie, że dopóki czujesz w sobie tą dziecięcą radość to jesteś dzieckiem. 

Także, Wszystkiego najlepsze z okazji dnia dziecka. 

~Wasz koszmarek ;)

Wolfish bully [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz