Rozdział 18. "Dobranoc, Granger"

424 42 11
                                    

Rozdział zawiera drastyczny opis zabójstwa. Całe to wspomnienie jest napisane kursywą, więc bardziej wrażliwszym czytelnikom polecałabym ominąć ten fragment.


Trochę irytowała Malfoy'a znajomość Granger z tą Francuzką. Nie to, że miał jej za złe, że kogoś poznała, bo w sumie było mu to obojętne, ale całkowicie nie miał co robić po lekcjach, całe dnie spędzał sam w pokoju. A tak to mógłby się chociaż z nią podroczyć. Do tego nie miał zamiaru nigdzie wychodzić, bo gdyby przypadkiem zapomniał drogę powrotną, to nie miałby jak wrócić, bo nie umiał francuskiego i nie mógłby się z nikim dogadać, a nie chciałby wyjść na jakiegoś idiotę.

Granger w większości znikała gdzieś po lekcjach i wracała późnym wieczorem. Nie obchodziło go, co robi i z kim, choć domyślał się, że chodzi na pogaduchy z tą Adrienne. Wolałby jednak, gdy poruszali się po zamku we dwoje, bo wtedy chociaż miał pewność, że jeśli się nawet zgubią, to Gryfonka się z kimś dogada i trafią do celu. A tak to dupa, musiał spędzać czas wolny sam. Mógłby iść gdzieś z Granger, ale już na początku dał jej do zrozumienia, że nie chce spędzać z nią więcej czasu, niż to konieczne. Teraz jednak chyba wszystko byłoby lepsze, nawet łażenie z Granger po zamku, niż siedzenie samemu w pokoju przez parę godzin. Jednak za nic jej się nie przyzna do tego. Chociaż tyle, że pomyślał przed wyjazdem i wziął jedną książkę o Quidditchu. Inaczej chyba zanudziłby się na śmierć. Choć i tak już kończył czytać tę książkę, po raz n-ty w swoim życiu i znał praktycznie całą treść na pamięć, więc było to trochę bez sensu.

Szedł teraz korytarzami Beauxbatons, po śladach Granger i Adrienne, które były kilka kroków przed nimi. Nieświadomie obserwował przez chwilę poruszające się biodra obu dziewczyn i mimowolnie je porównał. Mimo że nie chciał tak myśleć o Granger, nie mógł zaprzeczyć, że ma ładne kształty. Pokręcił delikatnie głową i spojrzał na swoje buty, próbując zacząć myśleć o czymkolwiek innym. Co prawda Gryfonka pochodziła z rodziny mugoli, jednak on był też mężczyzna, który miał oczy na swoim miejscu.

Po kilku minutach doszli wreszcie do sali, w której mieli mieć zajęcia z tym profesorem Lautierem. Nie przepadał za nim od pierwszego spotkania, wyglądał na takiego typowego lalusia. Swoim zachowaniem przypominał mu trochę Lockharta, który uczył ich Obrony przed Czarną Magią na drugim roku. Obaj mieli kręcone, blond włosy, jednakże Lautier miał bardziej naturalne, choć sam nie wiedział, jak mu to przyszło do głowy. Spoliczkował się w myślach. Przecież on ledwo rozróżniał kolor turkusowy i miętowy, a myśli teraz o naturalności włosów jakichś randomowych profesorów. Merlinie, do czego doprowadziły go te godziny nudy. Jest dużo innych osób, o których mógłby teraz coś pomyśleć. To, że Granger ani na chwilę się nie rozstaje ze swoją bransoletką, to, że pewna szatynka stojąca niedaleko przy ścianie ma heterochromię, że ta brunetka, co ich oprowadzała, ma jeden rękawek wyżej podwinięty od drugiego, czy nawet mógłby się skupić na obrazach na ścianach, czy na zapamiętaniu drogi, do cholery, żeby się pewniej poruszać po zamku. Nawet z samą Granger. Żeby nie musiał liczyć tylko na nią w tej sytuacji.

Pokręcił głową ze zrezygnowaniem. Pomijając jednak podobny wygląd Lautiera i Lockharta, charakter mieli nieco inny. Lockhart był zakochany w sobie, a Lautier chyba we wszystkich dziewczynach z tej szkoły, co było, lekko mówiąc, niesmaczne. Do tego te spojrzenia rzucane w stronę Francuzek i oczywiście Granger. Ona chyba tego nie widziała, bo nijak reagowała. A był pewny, że gdyby to zauważyła, to by się pewnie zarumieniła i spuściła wzrok. A przynajmniej tak było, kiedy ona weszła do ich wspólnej garderoby w samej lekko kusej piżamie albo gdy pakowała się na wyjazd i zobaczył jej bieliznę. Zresztą, po co on porównuje się z jakimś lalusiowatym profesorkiem.

Kątem oka zauważył, że stojąca kawałek dalej jego współlokatorka rozmawia na jakiś temat z Adrienne. Jak się domyślał, to on był tym tematem, bo ta druga często na niego zerkała. Lekko się skrzywił. Nie lubił, gdy ludzie w jego obecności o nim gadali, a on nie słyszał, co dokładnie mówią. Blondyn był raczej pewny, że dziewczyny nie rozmawiają o czymś miłym. W najlepszym wypadku mówią coś neutralnego, choć prawdopodobnie mówią o nim złe rzeczy. Westchnął. Miał tego dość. Wszystkiego. Tej całej szopki związanej ze szkołą, Granger, magopsychologiem. W tym momencie nie pragnął niczego innego, oprócz powrotu do domu, Ognistej Whisky, skrzatów służących mu i możliwości robienia co chce i kiedy chce. Najprędzej to albo by siedział cały czas w dworze, albo by wyjechał gdzieś za granicę. Aby odciąć się od tego całego gówna i może spróbować zacząć robić coś od nowa.

Nie byłam sobą | DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz