Rozdział 20. Rany

434 28 15
                                    

— Ginny?

— Hermiona? Co ty tu na Merlina robisz? Z tego, co pamiętam, mieliście wrócić dopiero w następnym tygodniu — powiedziała zszokowana Weasley'ówna, próbując podnieść się szybko z łóżka i gdyby nie pomoc Luny, spadłaby na podłogę.

— Nastąpiły jednak pewne... komplikacje — odpowiedziała ogólnikowo kasztanowłosa ze skierowanym wzrokiem w stronę przyjaciółek, mówiącym „później wam o tym opowiem". Dzięki temu mogła uniknąć niepotrzebnych pytań przy kilku nieznanych jej uczniach i pielęgniarce. Nie były to osoby, przy których chciała się w jakikolwiek sposób uzewnętrzniać.

Następnie skierowała się za blondynem w stronę gabinetu pielęgniarki, który był po lewej stronie od wejścia. Gdy weszła do środka, zauważyła, że Draco usiadł na jednym z krzeseł i jest oglądany przez pielęgniarkę, więc wyszła za drzwi.

Wykorzystując wolny czas, podeszła szybkim krokiem bliżej do przyjaciółek i zajęła miejsce na białym stołeczku obok łóżka.

— Miona, powiedz nam, co się stało — odezwała się od razu Ginny.

— Kiedy stąd wychodzisz? — zapytała, zmieniając temat.

— Prawdopodobnie jeszcze dzisiaj. A co?

— Mam pomysł, przyjdźcie dzisiaj do mnie do dormitorium o osiemnastej, to wam opowiem — rzekła cicho Hermiona, po czym wstała i poszła w stronę wolnego już gabinetu pielęgniarki.

Po drodze minęła się z Malfoy'em, który skierował się do jednego z łóżek i się na nim położył. Gryfonka weszła do środka pomieszczenia, od razu spotykając się ze współczującym wzrokiem pani Pomfrey.

— Och kochaniutka... McGonagall mi krótko powiedziała, co się stało... — powiedziała, a jej oczy się delikatnie zaszkliły.

Pracując w Hogwarcie jako pielęgniarka, miała dużo trudnych przypadków, a gdy jakiś był już tragiczny, uczeń był odsyłany do Szpitala Świętego Munga. Czy to były złamane kończyny, podpalona skóra, zniszczone narządy wewnętrzne, dodatkowe części ciała, poroża, skrzydła, to z wszystkim umiała sobie świetnie poradzić i robiła to bez żadnego zawahania się. Jednak odkąd sięgała pamięcią, nie miała jeszcze takiej sytuacji, jak dzisiaj. Z urazami fizycznymi na pewno da zawsze radę, ale co z psychicznymi? Nie była wyszkolona aż tak dobrze w tym kierunku i nie chciała także niczego pogorszyć, więc domyślała się, że dyrektorka Hogwartu albo wyśle Hermionę Granger do Świętego Munga, albo będzie ją namawiać na chodzenie do szkolnego magopsychologa.

— Dziękuję, ale czuję się dobrze — odpowiedziała lekko poirytowanym tonem i usiadła na krześle, gdzie pielęgniarka zaczęła ją bez słowa oglądać.

Brązowooka sama nie wiedziała, skąd u niej takie zachowanie. Nigdy przedtem nie ośmieliłaby się przerwać komukolwiek z pracowników szkoły, nie mówiąc już o wyrażaniu się takim tonem. Zawsze wszystkich tolerowała i zachowywała się wobec nich z szacunkiem. Domyślała się, że jej postępowanie wynika z ciągłego stresu i nerwów. Tak, to na pewno przez to. Po chwili zaczął do niej docierać przytłumiony głos pielęgniarki, więc wsłuchała się w to, co do niej mówi.

— Panno Granger, jeśli chodzi o urazy fizyczne, to są to jedynie siniaki na nadgarstkach i kostkach, a także w dolnej części pleców. Dam więc pani maść i proszę smarować nią posiniaczone miejsca dwa razy dziennie, rano i wieczorem, przez tydzień. Po tym czasie prosiłabym, by pani zgłosiła się do mnie na skontrolowanie stanu zdrowia — powiedziała, wręczając jej maść w zielonkawym pojemniku w kształcie pasty do zębów.

— Dobrze, dziękuję. Do widzenia — odpowiedziała kasztanowłosa, po czym wyszła z pomieszczenia i skierowała się z powrotem w stronę łóżka Ginny, lecz w tym momencie drzwi Skrzydła Szpitalnego się otworzyły i weszły przez nie trzy osoby, które wywołały niemałe poruszenie wśród obecnych.

Nie byłam sobą | DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz