2. Bruce

7.1K 751 319
                                    

Ten cholerny smoking jest tak piekielnie niewygodny.

Autolot wysadza mnie na trzysta czterdziestym piętrze wieżowca, gdzie mieści się jedna z najbardziej ekskluzywnych restauracji w okolicy. Zajmuje trzy piętra i ma w sobie wszystko, od bufetu i armii okrągłych stolików, do parkietu, na którym do kotleta przygrywa kwartet smyczkowy. W późniejszych godzinach zapewne przynajmniej część gości ruszy na parkiet, zachęcona odpowiednią ilością alkoholu.

Rozglądam się uważnie dookoła, rozdając na prawo i lewo uprzejme uśmiechy. Nie znam większości zaproszonych na przyjęcie ludzi, ale nic w tym dziwnego. Ostatnie miesiące życia spędziłem na trzysta dziewięćdziesiątym piątym piętrze Callaway Enterprises, a dopiero obiecany awans winduje mnie na czterysetne, skąd pochodzi większość gości tego wieczoru.

Większość jednak tam właśnie się urodziła. Na samej górze, nie musząc się specjalnie starać, by się tam znaleźć. Na samą myśl o spodziewanym awansie czuję wzbierającą we mnie ekscytację. Ja, w przeciwieństwie do większości tych ludzi, ciężko na to wszystko zapracowałem. Ostatnie osiem lat praktycznie w całości oddałem firmie, na szczycie której niedługo się znajdę. Myślę, że się opłacało.

Delikatnie dotykam oprawek moich okularów i ponownie wyświetlam informacje, które starannie zebrałem przed tym wieczorem. Idę do przodu, wymijając kolejne stoliki i dążąc do tego jednego, przy którym siedzieć będzie właściciel Callaway Enterprises, Mason Callaway. A także ja, jak dowiedziałem się zaledwie kilka dni temu.

Po śmierci Timothy'ego Halla w Callaway Enterprises zawrzało jak w ulu. Wielu oddanych Callawayom dyrektorów oczekiwało, że właściciel korporacji wybierze ich na swojego zastępcę. Nie miałem stuprocentowej pewności, że zdecyduje się właśnie na mnie, ale zrobiłem wszystko, by tak właśnie się stało. Potrzebuję tego stanowiska, a Mason Callaway sam mi je przekaże, z własnej woli.

Nie ma go jeszcze przy stoliku, po namyśle kieruję się więc w stronę baru, przy którym kręci się trochę ludzi. Gestem pokazuję kelnerowi, by nalał mi whisky, po czym już ze szklaneczką w ręce odwracam się przodem do sali i ponownie lustruję wszystkich wzrokiem. Całą tę paradę przebierańców w pięknych sukniach i smokingach tak podobnych do mojego. Banda pajaców.

Na szkle okularów wyświetlają się znowu informacje o Masonie Callawayu. Sześćdziesiąt dwa lata, praktycznie żadnych chorób. Na corocznych badaniach kontrolnych jego wyniki są zaskakująco dobre; albo tak bardzo o siebie dba, albo je fałszuje, żeby jego rywale nie poznali jego słabości. Mason Callaway to świetny strateg, który zawsze jest o dwa kroki do przodu przed innymi. Równocześnie jednak jest zbyt pewny siebie, dlatego nie spodziewa się ataku ze strony osób, których nie ceni. A ceni tylko tych, którzy dorównują mu pozycją.

Jest też jego jedyna córka, Aurora Callaway. Po raz kolejny zatrzymuję na moment zdjęcie, które pojawia się przed moimi oczami, bo nigdy nie mogę się na nią napatrzeć. Nie poznałem jej osobiście, ale jej twarz już dawno wyryła się w moim umyśle. Jest tylko o pięć lat młodsza ode mnie, a jednak wygląda, jakby dzieliła nas co najmniej dekada. O długich, złotych włosach, piwnych oczach i najdłuższych rzęsach, jakie kiedykolwiek widziałem. Zawsze lekko opalona, zawsze delikatnie uśmiechnięta, jakby nosiła w sobie jakąś tajemnicę. O regularnych rysach twarzy, szczupłej, wysportowanej sylwetce, niewysoka i z zawsze zadbanymi paznokciami i dyskretnym makijażem. Zawsze idealnie ubrana i opanowana, wygląda na spokojną, łagodną i zadowoloną ze swojego życia.

A jednak w jej oczach jest coś takiego, co każe mi przypuszczać, że prawda jest zgoła inna.

Aurora Callaway nie jest dla mnie przeciwnikiem; stanowi za to środek do celu. Jako jedyna córka Masona Callawaya, jest jego oczkiem w głowie. Dotarcie do niej z pewnością może pokrzyżować szyki jej ojcu.

Lęk wysokości | Niekorporacyjni #1 | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz