Budzę się z krzykiem na ustach.
Śni mi się, że spadam, spadam w nieskończoność przez mgłę, która uniemożliwia mi dostrzeżenie, jak daleko mam jeszcze do ziemi. A może to smog? Jestem bezwładna, przerażona, a pęd powietrza wyciska mi łzy z oczu. To takie realne... Tak prawdziwe, jakbym kiedyś rzeczywiście to przeżyła.
Siadam na łóżku, próbując powstrzymać szczękanie zębów. Jestem cała mokra od potu i boli mnie głowa. Może i nie wiem, jakie to uczucie, gdy spada się z takiej wysokości, ale przez lata obejrzałam wystarczająco wiele filmików i przeczytałam wystarczająco wiele artykułów, by potrafić to sobie dokładnie wyobrazić. Karmiłam moją wyobraźnię tak długo, aż sama zaczęła tworzyć obrazy, którymi następnie nęka mnie we śnie.
Już dawno nie zdarzył mi się taki koszmar, myślę, sięgając po butelkę z filtrowaną wodą stojącą na stoliku nocnym. Ostatnie miesiące były bardzo spokojne.
Ale też przez ostatnie miesiące nikt nie próbował mnie zepchnąć prosto w przepaść.
Zawartość żołądka podchodzi mi do gardła, gdy przypominam sobie, ja przez tę jedną straszną sekundę byłam pewna, że umrę. Że spadnę z tarasu jak moja matka – tylko że ja nie zrobię tego dobrowolnie. Wyskakuję z łóżka i biegnę do przylegającej do mojej sypialni łazienki, padam na kolana przed toaletą i wymiotuję, trzymając się kurczowo porcelanowej deski klozetowej.
Torsje nie chcą przejść przez dłuższą chwilę; trzęsę się cała, a każdy kolejny skręt żołądka wyciska mi z oczu łzy. Kiedy w końcu mój żołądek się uspokaja, wierzchem dłoni ocieram łzy, spuszczam wodę i opieram czoło o sedes, próbując choć trochę się uspokoić. Nogi mam miękkie w kolanach i poważne wątpliwości, czy będą w stanie utrzymać mnie w pozycji pionowej. Ręce mi się trzęsą, a zęby nadal szczękają, jestem rozbita emocjonalnie i fizycznie, a w głowie mam tylko strzępki zdań, które wyryły mi się w pamięci z tych zdarzeń na tarasie. Są na tyle ważne, że muszę je pamiętać.
Na początek to, co powiedziała do mnie Molly tuż przed tym, zanim próbowała zabić nas obie.
Twoja matka nie popełniła samobójstwa.
Mam mętlik w głowie i nie wiem, co o tym myśleć. Co to ma w ogóle znaczyć? Skąd jakaś kobieta, jakiś szeregowy pracownik, miałby wiedzieć cokolwiek o mojej matce? Co miała przez to na myśli, że ktoś pomógł jej zginąć? Że mój ojciec przez cały czas miał rację i jej śmierć nie była przypadkowa?
Głowa pęka mi od tych wszystkich myśli i zaczyna jeszcze bardziej boleć. W końcu zwlekam się z podłogi i najpierw opłukuję twarz nad umywalką, a potem niemalże czołgam się pod prysznic, po drodze zdejmując koszulkę, którą mam na sobie, mój codzienny strój do spania.
Dopiero chłodny strumień wody otrzeźwia mnie na tyle, by przypomnieć sobie, co jeszcze dziwnego usłyszałam tego wieczora. Te słowa wyszły z kolei z ust Bruce'a Blackwooda.
Chwyć się mnie drugą ręką, Rory.
Rory.
Pomijając fakt, że nie mam pojęcia, skąd wziął to zdrobnienie, wydaje mi się dziwnie znajome. Jakbym kiedyś już je słyszała, choć jestem przekonana, że nikt nie zwraca się do mnie w ten sposób. Nawet nie wiedziałam, że moje imię można skrócić w ten sposób. Gdybym wiedziała, pewnie kazałabym wszystkim tak do siebie mówić, bo to naprawdę słodkie. A tak to wszyscy zawsze mówią do mnie po prostu Aurora.
Kiedy wychodzę wreszcie spod chłodnego prysznica, trzęsę się cała z zimna i muszę owinąć się ręcznikiem. Kiedy jestem już sucha, wkładam ciepły szlafrok i wychodzę z powrotem do sypialni.
CZYTASZ
Lęk wysokości | Niekorporacyjni #1 | ZAKOŃCZONE
RomanceW świecie niedalekiej przyszłości korporacje są wszystkim, co liczy się w życiu: przynależność do jednej z nich równa się przynależności do kręgu społecznego, rodziny i odpowiedniej pozycji. To świat, w którym Aurora Callaway, córka właściciela najw...