Kochani,
zgodnie z obietnicą publikuję nadprogramowy rozdział na pocieszenie dla tych, dla których poniedziałek jest ostatnim dniem wakacji ;) Trzymajcie się! <3
________________________________
– Nie, nie jesteś gotowa. Na nic, co chciałbym ci zrobić, nie jesteś gotowa.
Aurora bezwiednie rozchyla usta, nie mając pojęcia, jak jednoznacznie erotyczne skojarzenia mam w tej chwili. Potrzebuję całej swojej siły woli, by natychmiast się na nią nie rzucić i nie wziąć jej na tej cholernej kanapie w salonie.
Chociaż w zasadzie mógłbym ją też zanieść do jej sypialni. Nikt nie usłyszałby tam jej krzyków.
A jestem pewien, że krzyczałaby sporo.
– A co chciałbyś mi zrobić, Bruce?
Jej głos jest zachrypnięty i sposób, w jaki wypowiada moje imię, sprawia, że znowu jestem bliski wybuchu. O mało nie doszedłem od samej pieszczoty jej ręki, bo jeśli chodzi o Aurorę, mam w sobie dużo mniej powściągliwości i jestem dużo mniej wytrzymały.
Spoglądam na nią: siedzi na kanapie, tam, gdzie ją zostawiłem, i przygląda mi się z ciekawością, błyszczącymi oczami, przekrzywiając lekko głowę. Mam wrażenie, że dla niej to wszystko zabawa. Że bawi ją fakt, że nie potrafię się powstrzymać, gdy jestem blisko niej, że mam ochotę zmusić ją do uległości i podporządkowania mi się.
Jej zachowanie przy mnie sugeruje, że chętnie by mi na to pozwoliła. Ta kobieta udaje niewiniątko, ale tak naprawdę doskonale wie, co robi.
– Chciałbym przechylić cię nad tą kanapą i wejść w ciebie od tyłu – mówię, mając irracjonalną nadzieję, że jeśli to powiem, to mi przejdzie. Albo ona się przestraszy i ucieknie. – Chciałbym cię pieprzyć, aż będziesz mnie błagać o litość, aż będziesz prosić, żebym pozwolił ci dojść. Chciałbym rozłożyć ci nogi i posmakować twojej cipki, a potem chciałbym, żebyś ty przede mną klęknęła i possała mi fiuta. Chciałbym skończyć w twoich ustach i patrzeć, jak połykasz moją spermę.
Nie, to nie pomaga wybić jej sobie z głowy. Sprawia jedynie, że nakręcam się coraz bardziej, a patrzenie, jak Aurora w zaskoczeniu i fascynacji coraz szerzej rozchyla usta, też wcale nie pomaga. Powinienem wyjść i zostawić ją samą, jednak świadomość, że ona będzie spała piętro nade mną, bez obecności w apartamencie kogokolwiek, kto mógłby mnie zmusić do odejścia, nie daje mi spokoju.
Powinienem ją zerżnąć i mieć wreszcie święty spokój.
Ale Karen by mnie wtedy zabiła. Obie by mnie zabiły, gdyby wreszcie poznały prawdę. A przecież prędzej czy później ją poznają.
Nie wiem jednak, czy na tym etapie to jeszcze ma jakieś znaczenie. Czy fizyczny akt robi jakąś różnicę, skoro i tak ciągle gadam z tą kobietą o seksie?
Skoro pozwoliłem jej mnie pieścić, a sam zaspokoiłem ją oralnie?
– I skąd pomysł, że nie jestem na to gotowa? – odpowiada ku mojemu oszołomieniu. – Może ja właśnie tego chcę. Poza błaganiem, fajnie byłoby, jakbyś to ty błagał mnie.
Śmieję się zduszonym śmiechem.
– To się nigdy nie wydarzy, księżniczko.
– Ach tak? – Jej oczy błyszczą, kiedy wygina usta w pełnym prowokacji uśmiechu. Przez ten siniak na twarzy wygląda jak buntowniczka, jak jedna z Niekorporacyjnych, a nie córka Masona Callawaya. – Jeszcze zobaczymy.
Jej ton głosu jest nieco złowieszczy. Jest tak pewna siebie, jakby wiedziała, że ma rację i że prędzej czy później mnie do tego zmusi.
A ja wcale nie jestem taki pewien, że nie ma racji.
CZYTASZ
Lęk wysokości | Niekorporacyjni #1 | ZAKOŃCZONE
RomanceW świecie niedalekiej przyszłości korporacje są wszystkim, co liczy się w życiu: przynależność do jednej z nich równa się przynależności do kręgu społecznego, rodziny i odpowiedniej pozycji. To świat, w którym Aurora Callaway, córka właściciela najw...