28. Bruce

4.5K 641 119
                                    

Już jutro zapraszam Was na ostatni rozdział Lęku! <3

_______________________________

Rozmowa z Karen nie należy do najprzyjemniejszych. A przez „nie należy do najprzyjemniejszych" mam na myśli, że wolałbym dać sobie wydłubać oko rozżarzonym pogrzebaczem, niż przyznać się przed nią do tego, że nie dość, że sypiałem z Aurorą, to jeszcze swoją nieostrożnością pozwoliłem, by dowiedział się o tym jej ojciec.

Kiedy dążę na miejsce spotkania, na piąte piętro tego samego budynku, w którym pracuję, cały czas zastanawiam się nad właściwym sposobem przekazania jej prawdy. Pewnie powinienem zrobić to delikatnie, ale nie wiem, czy potrafię i czy to w ogóle jest możliwe. Pewnie byłoby dobrze, gdybyśmy nie byli wtedy sami – przy świadkach mnie przecież nie zabije – ale moja obecność wśród Niekorporacyjnych jest utrzymywana w możliwie wąskim gronie, więc rozmowy zawsze przeprowadzamy w cztery oczy.

Trudno, pewnie po prostu powinienem się już pożegnać z moim życiem. Albo prędzej, niestety, z fiutem.

Przez cały dzień nie widziałem Aurory i kiedy zjeżdżam na piąte piętro, mogę myśleć już tylko o niej. Naprawdę dostałem jakiejś obsesji. Coś musi być ze mną nie tak, ale wolę nie dociekać co. Wnioski mogłyby mi się nie spodobać.

Piąte piętro jest pokryte brudem i kurzem. Karen wyznaczyła je na kolejną kryjówkę, kiedy poprzednią odwiedził oddział ochroniarzy Masona Callawaya. Nie tylko my mamy szpiegów wśród nich – najwyraźniej oni wśród nas także. Staram się być ostrożny i nie mijać nikogo, gdy idę do jej gabinetu – chowam się po drodze tylko raz, żeby przepuścić wkurzonego Micka, byłego kierowcę Aurory. Zaraz potem wreszcie staję przed obliczem Karen.

– Więc co było takie pilne, że nie mogło czekać? – pyta na mój widok, nie podnosząc głowy znad laptopa.

Jest rozczochrana i ma cienie pod oczami sugerujące niewyspanie. Siedzi przy wstawionym do gabinetu, byle jakim biurku, a przed sobą trzyma przedpotopowego laptopa. Nawet nie odrywa od niego wzroku, by mnie przywitać. W całym pomieszczeniu śmierdzi stęchlizną, ale jej to już najwyraźniej nie przeszkadza.

Wchodzę głębiej i oglądam się za siebie, w miejsce, gdzie na korytarzu zniknął Mick.

– Po co tu był? – odpowiadam pytaniem. – Były kierowca Aurory.

Karen wzdycha i zamyka laptopa, po czym spogląda na mnie.

– Mick jest bardzo niezadowolony ze swojej obecnej sytuacji – wyjaśnia niechętnie. – Zamierza coś z tym zrobić. Załatwiłam mu właśnie ogon, bo obawiam się jakiejś nieprzewidzianej, brutalnej reakcji.

– Sądzisz, że może dołączyć do nich? – Marszczę brwi. – Nie chce chyba zabić Callawayów. Miał wiele sposobności, gdyby zamierzał to zrobić wcześniej.

– To on wyłączył pole siłowe, wtedy, gdy Aurora o mało nie spadła z tarasu. – Karen ze zdenerwowaniem kręci głową. – Wprost nie wierzę, że mógł to zrobić! Przez lata woził ją do pracy i nigdy nie zrobił niczego głupiego. Powiedział mi, że jako kierowca miał autoryzację, by wyłączyć pole siłowe, no wiesz, na wypadek odlotu z restauracji. Gdy zobaczył, jak Molly szarpie się z Aurorą, zobaczył w tym okazję. Przyznał, że nigdy wcześniej nie myślał o pozbawieniu Aurory życia, bo wierzył w moje metody, ale wtedy po prostu zadziałał odruchowo.

Mam ochotę zabić tego gnoja za same te słowa.

– I co dalej?

– Teraz, kiedy stracił pracę, zaczyna żałować, że wtedy nie udało mu się pozbawić jej życia. – Karen wzrusza ramionami, ale widzę, że też jest wkurwiona. – Obawiam się, że może zrobić coś głupiego. Ale to nie twoje zmartwienie, już mu kogoś przydzieliłam. Dostanę informację, jeśli Mick zaplanuje coś, co mi się nie spodoba.

Lęk wysokości | Niekorporacyjni #1 | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz