8. Aurora

5.6K 731 104
                                    

Następnego dnia do pracy zakładam pierścionek zaręczynowy.

Bardzo nie chcę tego robić, ale nie widzę innego wyjścia. Kamień ciąży mi na ręce, jakby ważył co najmniej kilkadziesiąt funtów, ale zaciskam zęby i dzielnie wychodzę z nim z domu. To jednak nic w porównaniu z niedogodnościami, jakie zrzuca mi na głowę mój własny ojciec.

– Powiedziałem, że masz z nim pracować, dopóki będzie potrzebował pomocy – oświadcza, kiedy wpadam rano do jego gabinetu i pytam, czy coś jeszcze muszę zrobić dla Bruce'a. – To nie był żart, Auroro.

Sznuruję wargi, żeby przypadkiem nie powiedzieć czegoś pochopnego, póki trochę się nie uspokoję.

– My się nie dogadujemy, tato – odpieram, kiedy już jestem w stanie. – To zupełnie inny rodzaj człowieka...

– I dobrze, może czegoś się od niego nauczysz – przerywa mi. Posyłam mu wściekłe spojrzenie.

– Czego, jak zdradzić rodzinną korporację i wkupić się w łaski obcych ludzi? Uważaj, bo mogę podłapać tę lekcję aż za dobrze.

W oczach ojca widzę rozbawienie. Oczywiście, że nie potraktował mojej groźby poważnie. On nigdy nie traktuje mnie poważnie.

– Wiem, że nie lubisz Bruce'a, Auroro – odpowiada spokojnie. – I właśnie o to chodzi. Jeśli nadal chcesz się cieszyć pracą tutaj, musisz nauczyć się znosić jego obecność. Co więcej, musisz nauczyć się z nim współpracować, bo to jego będziesz wspierać, jeśli kiedyś mnie zabraknie.

Udaję, że nie rozumiem, o co mu chodzi, chociaż perspektywa podlegania Bruce'owi już zawsze mnie wykańcza.

– Ty nigdy nie bierzesz wolnego.

– Kiedyś mogę wziąć wolne od życia. – Ojciec puszcza do mnie oko, jakbyśmy wcale nie rozmawiali właśnie o jego śmierci. – Nie jestem już taki młody.

– To nie jest zabawne, tato.

– I wcale nie ma takie być. – Wzdycha, namyśla się, po czym dodaje: – Kochanie, ty nawet nie zdajesz sobie sprawy, ilu wrogów ma ktoś taki jak ja. Wiesz, ilu zamachom na moje życie zapobiegli moi ludzie w ostatnich latach? Kiedy pierwszy raz próbowano się mnie pozbyć, ty byłaś jeszcze małym dzieckiem, a jednak ja ciągle żyję i ciągle stoję na czele Callaway Enterprises. Nie wiem jednak, czy tak będzie zawsze. Moje systemy obronne kiedyś mogą zawieść. W twoim przypadku niemalże zawiodły.

Krew odpływa mi z twarzy, gdy przypominam sobie, jak huśtałam się nad przepaścią, a przed upadkiem chroniło mnie jedynie jedno ramię mężczyzny, którego nie znoszę. Jeśli taki jest koszt stania na szczycie, to nie wiem, czy chcę go ponosić.

– Aha, czyli zabezpieczasz się na wypadek swojej tragicznej śmierci, tak? – pytam uprzejmie. – Czy napisałeś już testament i załatwiłeś formalności związane z pogrzebem? Bo może tym też warto byłoby się zainteresować.

– Myślisz, że nie mam testamentu? – Ojciec parska śmiechem. – Kochanie, spisałem go dwadzieścia lat temu. Od tego czasu tylko aktualizuję go o nowe informacje.

Ciekawe, czy umieścił w nim Bruce'a Blackwooda. Jeśli tak, to może powinnam mu zaproponować, żeby go adoptował. On chyba widzi w nim syna, którego nigdy nie miał.

Bo ja, oczywiście, jako córka nigdy nie będę mogła się z nim równać.

– Tak czy inaczej, musisz nauczyć się współpracować z Bruce'em, kochanie – podejmuje ojciec po chwili milczenia. – Nawet jeśli nikomu nie uda się mnie załatwić, nie będę żył wiecznie.

Lęk wysokości | Niekorporacyjni #1 | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz