Proszę bardzo, 1/3 w naszym minimaratonie <3 Indżoj!
_____________________________________________
Kiedy pada pierwszy strzał, natychmiast wracam do świadomości.
Potrzebuję kilku sekund, by zrozumieć, gdzie właściwie się znajduję i co dzieje się wokół mnie. W głowie mam ciągle gorące, natarczywe usta Bruce'a i niedowierzanie, że nasza rozmowa mogła potoczyć się w takim kierunku. Dlaczego właściwie mu na to pozwoliłam?!
Przez moment nie jestem w stanie racjonalnie zareagować, mogę tylko rozpamiętywać jego pieszczoty i sposób, w jaki mnie zagarnął i posadził na blacie, jakbym do niego należała. Jakby miał pełne prawo coś takiego robić. Na szczęście Bruce szybciej wraca do rzeczywistości i chwyta mnie za rękę, żeby wyciągnąć mnie z pomieszczenia.
Zapieram się nogami i chociaż zeskakuję z blatu, nie daję się pociągnąć dalej. Spoglądam w stronę rolet, za którymi znowu słyszę krzyki; kulę się ze strachu na dźwięk kolejnego strzału. Ktoś tam strzela.
To powinno być ważne, a nie fakt, że Bruce Blackwood przed chwilą całował mnie tak, jakby chciał mnie pozbawić oddechu.
– Musimy cofnąć się do mojego gabinetu – syczy Bruce, zaciskając uścisk na moim nadgarstku. Szarpię się, ale mnie nie puszcza.
– Tu będziemy bezpieczniejsi!
– Chcesz, żeby ktoś nas tu znalazł? – pyta ze złością. – Nikt nie wie o tym pomieszczeniu! Nikt nie wie, że zapętliłem obraz w kamerach i że mikrofony nie działają, ale dowiedzą się natychmiast, jeśli tylko ktoś nas tu znajdzie! Tego chcesz? Żeby twoja konspiracja wyszła na jaw, zanim jeszcze się na dobre zacznie?!
Przez sekundę przyglądam mu się z wahaniem, nie wiedząc, co robić. Bruce ma rację, to prawda.
Ale na zewnątrz ktoś, na litość boską, strzela! Nic nie wyjdzie z naszej konspiracji, jeśli będziemy martwi!
– Muszę też wezwać ochronę – dodaje Bruce ze złością. – A mój komunikator został w gabinecie. Idziemy, nie bój się, nie pozwolę, żeby coś ci się stało!
Daję się w końcu pociągnąć do wyjścia, chociaż serce bije mi jak oszalałe i mam wątpliwości, czy to dobry pomysł. Jego dotyk na moim nadgarstku pali mnie niczym żywym ogniem; Bruce sprowadza mnie do parteru, kiedy tylko trafiamy do jego gabinetu.
Tutaj też rolety są spuszczone i całe szczęście, bo na korytarzu słyszę coraz głośniejsze krzyki i tupot butów. Ktoś biega po piętrze, kolejny wrzask urywa się wraz z jeszcze jednym wystrzałem. Drgam, a Bruce chwyta mnie za ramię i ciągnie w dół, aż ląduję na kolanach za jego biurkiem.
– Nie wychodź stąd – poleca mi surowo, po czym rzuca mi swój komunikator. – Dzwoń po pomoc.
Sam również kuca i ostrożnie przenosi się pod ścianę, ukrywając się w samym rogu pomieszczenia. Widzę, jak ostrożnie odchyla rolety i próbuje wyjrzeć na zewnątrz; mam problem ze znalezieniem odpowiedniego numeru, tak bardzo trzęsą mi się ręce. Słyszę kolejne dwa strzały, gdy w końcu zgłasza się numer alarmowy.
– Z tej strony Aurora Callaway – wyduszam z siebie przez szczękające zęby. – Ktoś strzela...
– Na czterysetnym piętrze, już wiemy – przerywa mi męski głos jednego ze strażników. – Jest pani bezpieczna, panno Callaway?
– Względnie, tak – odpowiadam niepewnie.
– Więc proszę zostać tam, gdzie pani jest, i się stamtąd nie ruszać – poleca mi mój rozmówca. – Pomoc jest już w drodze.
CZYTASZ
Lęk wysokości | Niekorporacyjni #1 | ZAKOŃCZONE
RomanceW świecie niedalekiej przyszłości korporacje są wszystkim, co liczy się w życiu: przynależność do jednej z nich równa się przynależności do kręgu społecznego, rodziny i odpowiedniej pozycji. To świat, w którym Aurora Callaway, córka właściciela najw...