22. Aurora

5.7K 669 103
                                    

To nie mieści mi się w głowie.

Przez kolejne kilka dni próbuję przejść do porządku dziennego nad tym, czego się dowiedziałam. Nic nie mogę na to poradzić, że próbuję spędzać jak najmniej czasu z Bruce'em, choć oczywiście nie możemy uniknąć wspólnej pracy. Nie chcę, żeby mnie rozpraszał, i nie chcę zastanawiać się, czy powinnam mu zaufać, czy jednak potraktować poważnie informacje od Andrew Blackwooda.

Jednego jestem pewna: zdjęcie z dokumentacji Blackwood Inc. nie jest zdjęciem Bruce'a.

Nie wiem, co to oznacza. Boję się tego, co to oznacza. Jeśli Andrew dostarczył mi prawdziwych informacji, to może być dowód na to, że Bruce nie jest tym, za kogo się podaje. Kim jednak jest, jeśli tak naprawdę wcale nie pochodzi z Blackwood Inc.? Dlaczego miałby podszywać się pod kogoś innego?

To proste, dochodzę do wniosku, kiedy w sobotę pomagam Olivii przygotować kolację dla Lexa i dla mnie. Żeby dostać się do Callaway Enterprises. Cholera wie, kim naprawdę jest ten człowiek, ale najwyraźniej kimś, kto bez zmiany tożsamości nie byłby w stanie dotrzeć tu, gdzie jest obecnie.

Nadal jednak nie wiem, co to dla mnie oznacza. Skąd mam wiedzieć, czy w reszcie kwestii jest szczery? Czy rzeczywiście chce kierować ze mną Callaway Enterprises? Może ma zupełnie inne cele, o których nie raczył mi powiedzieć, podobnie jak o swoim pochodzeniu? Może knuje coś więcej?

Powoli dochodzę do wniosku, że powinnam to z nim skonfrontować. Powiedzieć mu, że o wszystkim wiem, i poczekać, jak spróbuje się wytłumaczyć. Dać mu znać, że znam fakty z jego przeszłości, dzięki którym trzymam go w szachu.

Już nie mogę się doczekać, aż mu o tym powiem.

Lex przychodzi punktualnie: w rękach trzyma ogromny bukiet czerwonych róż, który od wejścia mi wręcza. Jestem tym faktem bardzo zaskoczona.

– Skąd wziąłeś róże? – dziwię się. – Już dawno nie widziałam ich w żadnej kwiaciarni w Nowym Jorku!

– Dla chcącego nic trudnego. – Lex uśmiecha się, mruga do mnie i znowu jest tym czarującym narzeczonym, który zabrał mnie na kilka kolacji, zanim mnie uderzył. I zanim przez to Bruce zaczął go szantażować. – Sprowadziłem je specjalnie dla ciebie. Chcę, żeby były czymś w rodzaju... gałązki oliwnej.

Przechodzę do kuchni i zaczynam szukać odpowiedniego wazonu, a Lex przygląda się temu z części salonowej, nie spuszczając mnie z oczu. Czuję się w jego obecności niepewnie i cały czas mam się na baczności – przypuszczam, że to już nigdy się nie zmieni. Lex spieprzył sprawę, pierwszy raz podnosząc na mnie rękę.

Ale on w gruncie rzeczy pewnie ma to gdzieś. Tylko gra przykładnego narzeczonego, bo akurat ta rola mu w tej chwili pasuje.

No i z pewnością szantaż Bruce'a też nie jest bez znaczenia.

– Po prostu... Spróbujmy o tym zapomnieć i patrzmy w przyszłość, zamiast w przeszłość, dobrze? – poddaję miękko. Kiwam na niego głową, gdy już wkładam kwiaty do wazonu i nalewam im wody. – Dziękuję, są piękne. Chcesz pomóc mi w przygotowaniach do kolacji?

– Jasne. – Lex zdejmuje marynarkę, którą wiesza na oparciu krzesła przy stole jadalnym, po czym podwija rękawy koszuli i podchodzi do mnie. Spinam się, kiedy tylko się zbliża, zatrzymując ledwie kilkanaście cali ode mnie. Gdyby wyciągnął rękę, mógłby mnie dotknąć. Albo znowu uderzyć. – Powiedz mi tylko, co mam robić.

Śmieję się wymuszenie.

– Wystarczy, że otworzysz wino i podasz na stół sałatkę – mówię, wskazując mu odpowiednie elementy stojące na kuchennym blacie. – A ja już wyjmuję jedzenie z piekarnika i podaję do stołu.

Lęk wysokości | Niekorporacyjni #1 | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz