Kochani,
podrzucam nadprogramowy rozdział z dedykacją dla @gabriellechanelx, która obchodzi dzisiaj swoje osiemnaste urodziny - wszystkiego najlepszego!! <3
____________________________
W porządku.
Byłem idiotą, myśląc, że Aurora mogłaby choć spróbować protestować. Albo dopytywać, dlaczego nie chcę kontynuować tego, co się między nami zaczyna dziać.
Jezu. Wystarczy, że o niej pomyślę, a w głowie znowu pojawiają mi się wspomnienia tego cholernego lunchu. I znowu mam w głowie, jak wiła się pode mną, jak jęczała moje imię i jak kurczowo trzymała mnie za włosy, gdy dochodziła. Pamiętam jej smak i jej ciepło, i chcę jak najszybciej to powtórzyć. Chcę posunąć się dalej, zanurzyć się w niej, pieprzyć ją do utraty tchu, aż nie przyjdzie jej do głowy, by znowu napisać mi „w porządku".
Wiem jednak, że nie mogę tego zrobić.
Zrozumiałem to bardzo dokładnie, kiedy po tym jakże przyjemnym antrakcie i telefonie od tego dupka, Alexandra Wilsona, Aurora wreszcie pokazała mi nagranie śmierci jej matki. Wprost nie wierzę, że mogłem być tak głupi i nie obejrzeć go wcześniej, zanim je do niej wysłałem. Teoretycznie wiedziałem jednak, co się na nim znajduje, więc nie spodziewałem się żadnych niespodzianek.
A jednak dałem się zaskoczyć.
Teraz to jednak wszystko zaczyna mieć sens i rozumiem, dlaczego powinienem trzymać ją na dystans. To będzie kurewsko trudne, zwłaszcza gdy już jej spróbowałem, pewnie nawet niewykonalne – ale muszę chociaż spróbować, a rezygnacja z kolejnych lunchów jest do tego pierwszym krokiem.
Rankiem wybieram się do biura prosto z ujemnego piętra w podziemiach, na którym znajduje się tymczasowa siedziba grupy Karen. Dyskutowałem z nią do nocy, a potem nie miałem już ochoty wybierać się z powrotem na górę, przenocowała mnie więc w jednej ze swoich kwater. To ryzykowne – jestem tak głęboko zakonspirowany, że większość jej ludzi nawet nie wie, że z nimi pracuję. Dlatego staram się być ostrożny, kiedy kieruję się ku klatce schodowej. Lepiej, żeby nikt mnie nie zauważył.
W głowie nadal mam mętlik i próbuję sobie to wszystko poukładać, a kiedy dostaję odpowiedź od Aurory na moją wiadomość, jestem tak wyprowadzony z równowagi, że niemalże przegapiam zbliżające się kroki. Od głównego korytarza, którym idę, odchodzi ciemna, w ogóle nieoświetlona, wąska odnoga, więc bez namysłu nurkuję w nią, chcąc przeczekać tego, kto idzie w moją stronę.
Przechodzi tuż obok mnie, nieświadomy, że ktoś czai się w ciemnościach bocznego korytarza. Poznaję go: to Mick, kierowca Aurory, który jak zwykle po ranku spędzonym na wożeniu Aurory do pracy idzie zdać raport. Mason Callaway nawet nie ma pojęcia, jak wiele osób z jego otoczenia należy do Niekorporacyjnych. Myśli, że to jakieś odległe zagrożenie, które dosięga go tylko wtedy, gdy ktoś próbuje go zabić – ale tak naprawdę nic o nas nie wie. Nawet się nie domyśla, jak naprawdę działamy.
Karen dawno już przekonała się, jak nieefektywne jest pozbycie się właściciela korporacji. Taki ruch sprawia jedynie, że na jego miejsce pojawia się następny, równie bezwzględny i przekonany o nieomylności systemu. Zamachy organizują jedynie te jednostki, które nie zgadzają się z naszą nową filozofią, jak Molly.
My jednak chcemy czegoś innego. Chcemy przejąć korporacje i najważniejsze stanowiska obsadzić naszymi ludźmi. A potem zniszczyć je od środka.
I zaczniemy od Callaway Enterprises.
Kiedy Mick w końcu znika za zakrętem, wychodzę z korytarza i dopadam klatki schodowej. Muszę jeszcze wpaść do mojego apartamentu, wziąć prysznic i przebrać się, zanim pojawię się w firmie, i wmawiam sobie, że wcale nie jest to spowodowane strachem przed konfrontacją z Aurorą.
CZYTASZ
Lęk wysokości | Niekorporacyjni #1 | ZAKOŃCZONE
RomanceW świecie niedalekiej przyszłości korporacje są wszystkim, co liczy się w życiu: przynależność do jednej z nich równa się przynależności do kręgu społecznego, rodziny i odpowiedniej pozycji. To świat, w którym Aurora Callaway, córka właściciela najw...