Rozdział 5

611 32 0
                                    

Dzień późniejLebanon, Kansas Bunkier

Obudziła się zlana potem. Oddychała szybko. Drżącą ręką zgarnęła mokre od potu włosy z twarzy. Zamknęła oczy, próbując powstrzymać napływające łzy. Wzięła głęboki oddech. Strach, spowodowany koszmarem, powoli opuszczał jej ciało.

Rozejrzała się wokoło. Znajdowała się w jakimś pokoju. Wystrój był raczej surowy- ceglane ściany oraz podstawowe meble wykonane z ciemnobrązowego drewna.

Amanda wstała szybko z łóżka. Zrobiła to zbyt gwałtownie, czego efektem były zawroty głowy. Przytrzymała się biurka, a gdy obraz już nie wirował, skierowała się powoli do drzwi.
Na szczęście były otwarte. Wyszła więc na korytarz. Tu jednak powstał problem. Nie wiedziała, w którą stronę iść.

Nagle rozległ się trzask drzwi, a następnie dźwięki przytłumionej rozmowy. Próbowała usłyszeć, czego dotyczył prowadzony dialog, ale znajdowała się za daleko, by wyłapać całe zdania. Jednak rozpoznała jeden z męskich głosów i postanowiła powoli podążyć w ich stronę.

– ... nie jest bezpieczna. Nie wiem, czego od niej chcą te demony, ale nie może tu zostać.
– Dean, to jedyna dobra opcja. Gdyby Bobby żył, może by się nią zajął... – Dziewczyna przystanęła, gdy usłyszała znajome imię. Przylgnęła plecami do ściany, postanawiając nie zdradzać swojej obecności.
– Ale nie żyje!
– Wiem... Ale obiecałem Missouri, że...
– Nie obchodzi mnie to!
– Przestańcie się kłócić!- trzecia osoba wtrąciła się do tej wymiany zdań. – Możesz wejść.

Zdemaskowana brunetka nie miała innego wyjścia niż się ujawnić. Mogła udawać, że jej tu nie ma, ale to było głupie i bez sensu.
Ale jak? – zadała sobie jedynie to pytanie.

Weszła powoli do pomieszczenia, którym okazała się kuchnia.
W środku znajdował się już dobrze znany jej łowca.
Oprócz niego był także mężczyzna, przed którym uciekała, oraz młody chłopak, mniej więcej w jej wieku. Wśród towarzystwa nieznanych jej osób poczuła się nieswojo, tym bardziej że przyłapano ją na podsłuchiwaniu.

– Jestem Jack – przedstawił się chłopak, widząc jej zdezorientowanie. Wyciągnął rękę w geście przywitania.
– Amanda – przedstawiła się i niepewnie ujęła jego dłoń.
Teraz mu się przyjrzała. Miał ciemne blond włosy zaczesane na bok, niebieskie oczy i goszczący na twarzy uśmiech. Wyglądał na przyjaznego, jednocześnie było w nim coś... tajemniczego.

– Dean, nie wiedziałem, że masz córkę. – Szatyn zwrócił się do mężczyzny. Dziewczyna spojrzała kompletnie zaskoczona na chłopaka, następnie na wspomnianą wcześniej osobę.
Ten poruszył się niespokojnie i przełknął nerwowo ślinę. Gdy jego zielone oczy napotkały jej, odwrócił wzrok.
Po chwili wyszedł z pomieszczenia, nie mogąc znieść spojrzeń towarzyszy.

Amanda dalej stała na środku kuchni. W głowie miała istną burzę. Pytania zalewały jej umysł – Jak? Czy to prawda? Dlaczego...
W dodatku, przez moment, kiedy ich spojrzenia się spotkały, zobaczyła w nich strach, ale też gniew? Nie wiedziała.

– Amanda? – Zamrugała, wyrywając się z zamyślenia. Spojrzała na łowcę. – Wiem, że to może jest... Jest za dużo i w ogóle, ale...
– J-jak... Jak to możliwe? Skąd... – Nie potrafiła zebrać tego w całość. Może i mieli taki sam kolor oczu, ale to mógł być przypadek.
– Jack to nefilim – powiedział Sam.
– Pół anioł, pół człowiek – wyjaśnił chłopak, widząc jej niezrozumienie malujące się na twarzy. – Wyczuwam takie rzeczy jak więzy krwi.
– Poza tym Missouri powiedziała mi prawdę i... kazała się tobą zająć. – dodał młodszy Winchester.
– Co z nią? – zapytała nagle. Jak mogłam zapomnieć o ciotce! – skarciła się.
– Przykro mi.

Nogi stały się jej jak z waty i gdyby nie szybka reakcja chłopaka, wylądowałaby na podłodze. Jack pomógł jej usiąść na pobliskim krześle. Chyba coś do niej mówił, ale nie słyszała.
Po policzkach spływały jej łzy.

Córka łowcy ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz