Rozdział 7

531 24 2
                                    

Bunkier tętnił życiem. Jego mieszkańcy przesiadywali w bibliotece. Panująca atmosfera była luźniejsza niż kilkanaście dni temu.

Sam szukał kolejnych spraw, przeglądając internet. Jack wraz z Amandą postanowili zagłębić   się w książkach.  Ludzie Pisma zgromadzili olbrzymią wiedzę dotyczącą różnych stworów i innych nadnaturalnych rzeczy. Dziewczyna przeglądała spis tej skarbnicy wiedzy, poszukując jakiekolwiek przydatnych informacji na temat demonów.

– Co mamy? – zapytał od progu Dean, niosąc dwa kubki z parującym napojem.
– Nic – odpowiedział młodszy Winchester, rozkładając się na krześle. Odebrał od brata kawę i wziął dość spory jej łyk.
– Serio?
– Żadnych dziwnych zgonów ani oznak demonów. Jakaś kitsune na postojach dla ciężarówek na obrzeżach Boise, ale Garth nad tym pracuje.
– Czyli mamy fajrant. Napijmy się i zagrajmy w kości.
– To robimy codziennie. Pomyślałem, że może obejrzymy film.
– Ok, tylko mamy problem. Kuchnia świeci pustakami, więc ty...
– Jedziesz na zakupy! – powiedzieli równocześnie.

Ich nagle podniesione głosy zwróciły uwagę pozostałej dwójki.
Bracia postanowili rozwiązać spór metodą starą jak świat.

– Jeszcze raz – zażądał szatyn, gdy kamień bruneta pobił jego nożyce. Następna runda skończyła się takim samym wynikiem.

– Jak dzieci – rzekła cicho rozbawiona Amanda, na co Jack parsknął śmiechem.
– A ty jedziesz ze mną, młoda – dodał Dean z żartobliwym uśmieszkiem. – Czekam przy dziecince.

★★★

– Czyli wasze życie to głównie tanie motele, fałszywe tożsamości i niewiedza ludzi, których ratujecie – stwierdziła brunetka, spoglądając na towarzysza.
– W skrócie, to tak.... Z grubsza.
– Ale zdarzają się grubsze akcje? Jak otworzenie bram Piekła, rozpętanie apokalipsy?
– Skąd? – zapytał szatyn. Spojrzał na nią zaskoczony, by po chwili znowu skupić wzrok na drodze.
– Książki Carvera Edlunda. Pełno tego w internecie, samych e-booków, jak i fanfików.
Son of the bitch! – zaklął Dean, uderzając dłonią w kierownicę. – Trzeba się tego pozbyć. Na dobre.
– Czyli to wszystko prawda?
– Niestety.

Po chwili czarna Impala wjechała na parking pod sklepem. Gdy silnik zgasł, wysiedli z pojazdu i skierowali się w stronę budynku ozdobionego szyldem Erick's Store. Mimo wybicia godzin szczytu, w środku było zaledwie kilka osób.

Mężczyzna zgarnął koszyk i wraz z dziewczyną podążył w głąb pierwszej alejki.
Sklepowe półki uginały się pod ilością asortymentu, kusząc klientów różnym wyglądem i cenami. Winchester standardowo chwycił kilka opakowań ulubionego placka. Na pytający wzrok brunetki wzruszył jedynie ramionami i poszedł po kolejne przekąski. Zielonooka z kolei skierowała się na inny dział.

– Witaj Amando – za jej plecami rozległ się damski głos.
Dziewczyna wzdrygnęła się. Szybko się odwróciła, lecz nikogo za nią nie było. Zdezorientowana stanęła na palcach, by rozejrzeć się ponad półkami po sklepie.
Prócz łowcy przeglądającego jakąś gazetę i znudzonego, młodego sprzedawcy, nie było nikogo. Zdezorientowana wróciła do szukania potrzebnego jej produktu.

– To ty – rzekła z niedowierzaniem, widząc w odbiciu lusterka znajomą twarz. Odwróciła się. Przed nią stała blondynka z pewnym siebie wyrazem twarzy. Uśmiechając się zwycięsko, pokazała czarne oczy.
– Jesteś z tatusiem. Jak słodko – powiedziała i gestem ręki rzuciła nią o pobliski regał.

Dean zaalarmowany hałasem, oderwał się od oglądanego magazynu Busty Asian Beauties.
Gdy zlokalizował jego powód, ruszył na pomoc dziewczynie. Niestety pracownik Erick's Store zastąpił mu drogę, ukazując swoje prawdziwe oblicze.

– A miał być to wolny dzień – westchnął zrezygnowany i zaczął walkę z demonem.

Brunetka w tym czasie podniosła się z podłogi i zrobiła parę kroków w tył, by zwiększyć dystans między nią a dziewczyną. Sięgnęła do kieszeni dżinsowej kurtki. Gdy poczuła pod palcami chropowatą powierzchnię, złapała pewniej przedmiot.

– Myślisz, że pokonasz mnie jakimś kawałkiem drewna? – zakpiła Barbie, gdy dostrzegła, co ta wyciągnęła.
– Jakimś kawałkiem drewna raczej nie, ale warto spróbować – odpowiedziała pewnie zielonooka i ruszyła na przeciwniczkę.
Nie przemyślała jednak tego czynu, bo po chwili blondynka ją obezwładniła. Demonica stała teraz za nią, a rękę, w której trzymała zaostrzony, mały pal, wygięła jej za plecy.

– Och, sierotko. Jesteś taka... – zacmokała czarnooka, przyciskając jej górna kończynę do pleców, na co ta jęknęła z bólu, wypuszczając z dłoni kołek. – ... przewidywalna. Myślałam, że skoro masz w sobie krew Winchestera, będziesz bardziej... No nie wiem, waleczna? Lepsza? A tymczasem... Eh, czemu akurat ty, taka Marysia, jesteś mu potrzebna? Przecież nic z ciebie nie będzie, ale on wie lepiej, chociaż cię nie widział. Co za ironia.

Amanda nie zważając na jej dalszą wypowiedź, pochyliła głowę do przodu, by następnie ją gwałtownie cofnąć.
Obywatelka piekła jęknęła z bólu. Pod wpływem uderzenia puściła dziewczynę, zataczając się do tyłu. Złapała się za nos. Widząc krew na opuszkach palców, ryknęła gniewnie i rzuciła się na zielonooką. Brązowowłosa dosięgła szybko swoją broń i wbiła ją w ciało blondynki.

– Ty... Zapłacisz za to. – Demonica zdołała wydusić z siebie między falami bólu. Próbowała ruszyć się z miejsca, lecz właściwości drzewa, z którego zrobiony był przedmiot, uniemożliwiały jej to.
Brunetka wykorzystując to, zaczęła recytować egzorcyzm.

– Z kolei ty za dużo gadasz – rzekła, gdy czarny dym opuścił ciało dziewczyny.

Witam😁.
Tak, demona można zranić "jakimś" kawałkiem drewna.
Kto pamięta, co to jest?
Podpowiedź ➡️ sezon 3 i liczba 7.

Córka łowcy ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz