Rozdział 24

193 13 0
                                    

Klasztor pw. Najświętszej Marii Panny w Ilchester w stanie Maryland
13 maj 2019 r.

– Próbowała uciec, panie – rzekła demonica, popychając przed sobą dziewczynę.
Zielonooka wylądowała na zimnej posadzce, tuż przed tronem nowego władcy Piekła.

– Zaczynam cię podziwiać, Mandy – odparł Asmodeusz, podnosząc się z siedziska, by powoli podejść do swego więźnia. Podłożył pod jej podbródek palce, lekko go unosząc. Zmusił tym ją, by na niego spojrzała.– Jesteś na przegranej pozycji, a mimo to wciąż próbujesz walczyć.

Brunetka niezauważalnie wysunęła z rękawa archanielskie ostrze. Ścisnęła w dłoni rękojeść złotej broni i wbiła ostrze w ciało mężczyzny. Pomieszczenie wypełnił krzyk bólu, który po chwili przerodził się w śmiech. Niewidzialna siła przyparła Amandę do muru.

– Ty! – wycedził Asmodeusz, uniemożliwiając ucieczkę swojemu słudze. Wyciągnął w jej stronę rękę, powoli zaciskając dłoń w pięść. Azjatka zaczęła łapczywie łapać powietrze. Bezskutecznie błądziła rękami po szyi, chcąc ściągnąć z niej niewidzialną pętlę.

Rozległo się warczenie. Skryty do tej pory ogar rzucił się na oprawcę swej pani. Nastąpił kolejny krzyk bólu, później odgłos szamotaniny, skowyt zranionego zwierzęcia, by w końcu zapanować mogła cisza.

Do środka wparowała para demonów gotowa bronić swego władcę, lecz było już po wszystkim.
Wściekły książę Piekła kazał im wynieść z sali martwe ciała. Sam ściągnął zakrwawioną marynarkę i rzucił ją niedbale na pierwszy rząd ławek.

– Naprawdę myślałaś, że to coś da? – zapytał brunetkę, którą wciąż trzymał za pomocą swej mocy w jednym miejscu, podwijając rękawy koszuli.
– Warto było spróbować – odparła Amanda.
– Cóż, prawie ci się udało – rzekł, rozdzierając obrus zdobiący główny ołtarz. – Mówiąc prawie, mam na myśli to, że za pomocą tego nożyka pozbawiłaś mnie większości mocy, wypalając archanielską łaskę z moich żył... A jak widać, bez niej nie jestem wcale taki słaby.

Zapadła cisza, przerywana jedynie dźwiękami krzątaniny mężczyzny. Asmodeusz prowizorycznie opatrzył ranę. Po jego twarzy przemknął grymas bólu, gdy obwiązał materiałem wielkie zadrapanie. Ogar piekielny pozostawił po sobie głębokie ślady pazurów na jego prawym ramieniu. Amanda przyglądała się temu w ciszy. 

Skoro dalej nie jest taki słaby, to czemu się nie uzdrowi? - pomyślała. Mimo iż znajdowała się w kiepskim położeniu, płomień nadziei rozbłysnął w niej mocniej.

– Zmieniłaś zdanie? – zapytał, narzucając na ramiona czystą marynarkę.
– Nigdy się na to nie zgodzę – wycedziła przez zęby.
– Niestety rytuał wymaga twojej zgody... – rzekł, a jego tęczówki przybrały żółtą barwę. – Na szczęście zasady są po to, aby je łamać.

To mówiąc, złapał za głowę dziewczyny, recytując inkantacje.

Mentem tuam ac voluntatem adsumo.

Wtem jej oczy stały się puste, pozbawione jakichkolwiek emocji.

★★★

– Wysłali mnie do najlepszej szkoły z internatem, ale byłam małym urwisem i uciekłam, żeby żyć sztuką. – Kobieta opowiadała historię swojego życia, uśmiechając się pod nosem. Jej głos z charakterystycznym szkockim akcentem wyróżniał się na tle innych dźwięków panujących w restauracji. – Matka nie rozmawiała ze mną, dopóki nie zostałam gwiazdą.

Córka łowcy ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz