Rozdział 14

316 16 2
                                    

Zima powoli i z gracją wkraczała w północny świat, pokrywając wszystko białym puchem.
Ulice i domy zostały przystrojone światełkami i innymi ozdobami. Z tym połączeniem miasta wyglądały jak wyjęte ze świątecznego filmu. Panowały idealne warunki do tego wyczekiwanego dnia grudnia, czuć było w powietrzu tę magię...

No właśnie, magia... O jaką magię chodzi? Zapach pierniczków? Prezenty? Choinka? A może wspólnie spędzony czas? Każdy czuje ją inaczej. A czy bracia Winchester także? - Amanda nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie.

Z książek Calvera Edlunda dowiedziała się, że łowcy w tym czasie albo polowali, albo mieli na głowie inne rzeczy.

W tym roku było podobnie.
Sam i Dean znajdowali się poza bunkrem. Zajmowali się sprawą grupki wampirów, którzy postanowili urządzić sobie ucztę.

Castiel także gdzieś wyparował. Jedyną oznaką, że jeszcze jest na tym świecie, były sporadyczne rozmowy telefoniczne. Co dziwne, cały czas jego tropy okazywały się jałowe. Crowley musiał bardzo dobrze się kryć przed czujnym wzrokiem anioła, który nie chciał się tak łatwo poddać.

Jack i Amanda zostali więc sami w Lebanon. Oglądali razem Sherlocka, jednak dziewczyna nie mogła się skupić na serialu. W końcu wstała z łóżka i wyszła z pokoju. Nefilim zaskoczony jej nagłym zachowaniem zapauzował odcinek.

– Jedziemy do sklepu – w drzwiach jego pokoju stanęła brunetka i rzuciła w jego stronę kurtkę.
– Ale...
– Wytłumaczę ci wszystko po drodze. Chodź.

★★★

– Dobra, koniec – powiedziała zielonooka, lecz po chwili kuchnię wypełnił jej śmiech. – Ej!

Szatyn otrzepał dłonie z resztki mąki, która chwilę wcześniej wylądowała na dziewczynie. Ta nie pozostała mu dłużna, na nowo tocząc walkę na biały proszek. Oboje byli tak pochłonięci zabawą, że nie usłyszeli, jak ktoś wszedł do bunkra. Dopiero czyjeś chrząknięcie sprowadziło ich na ziemię.

– Co to za bałagan? – zapytał Dean, opierając się o framugę drzwi.
– I ten zapach? – dodał Sam, wchodząc do kuchni i zaciągając się powietrzem.
W pomieszczeniu zaczął unosić się zapach spalenizny.
– O nie... – Nastolatkom zrzedły miny.

Amanda czym prędzej dopadła do piekarnika. Sięgając szybko po ręcznik, wyciągnęła ze środka blachę pełną ciastek o różnych kształtach. Postawiła ostrożnie tacę na stole.

– Można je jeszcze uratować. Nie są aż tak spalone – odezwał się damski głos. Należał on do kobiety o blond włosach, która wyszła przed braci.
– Mary – ucieszył się Jack.
– To nasza mama – przedstawił ją Dean. – Mamo, poznaj Amandę. Moją córkę.

★★★

Panujący bałagan w kuchni został ogarnięty, a w powietrzu unosił się zapach kolejnej tury pierniczków. Cała kompania siedziała przy stole, dzierżąc w ręku kolorowe pisaki z lukrem. Ozdabianiu ciastek towarzyszyła rozmowa, od czasu do czasu przerywana śmiechem. Dziewczyna odnalazła z babcią wspólny język i nim szatyn się obejrzał, umówiły się na "babski" wypad. Dean na początku nie chciał słyszeć o niczym podobnym, ale po chwili uległ rodzicielce.

– Co prawda, dalekie to było od ideału, ale zawsze coś – Starszy łowca skończył mówić o tym, jak wyglądały ich zeszłoroczne święta.
– Opowiedz im o sprawie w Ypsilanti w Michigan – rzekł Sam, na co brat spiorunował go wzrokiem. W końcu szatyn westchnął i zaczął opowiadać.

– Trafiliśmy na dziwne zaginięcia. Ofiary znikały, wyciągane przez komin. Na początku myśleliśmy, że za tym wszystkim stoi zły Mikołaj.
– Istnieje wiele legend o istocie, takiej jak Krampus, która karze niegodziwców piątego grudnia lub w Boże Narodzenie – dodał brunet.
– Trop zaprowadził nas do "Wioski Świętego Mikołaja", którą obaj mężczyźni odwiedzili, zanim zniknęli. Facet przebrany za Mikołaja dziwnie chodził i pachniał cukierkami, jak głosi legenda. Obserwowaliśmy go, aż nagle z jego przyczepy usłyszeliśmy krzyki. Wpadamy, a tam gościu rozłożony na kanapie, z flaszką i fajką w dłoni ogląda porno... To było dziwne.
– Taa... Żeby jakoś się wykręcić z tego nalotu, zaczęliśmy śpiewać Cicha noc.

– Chciałabym to zobaczyć – rzuciła Mary. Jack i Amanda jej zawtórowali.
– Uwierz mi, nie chciałabyś – odparł Dean, biorąc łyk piwa. – Następnego dnia kolejne zniknięcie w ten sam sposób. Sam wtedy zauważył, że każda z rodzin miała ten sam wieniec.

– Był zrobiony z meadowsweet – Młodszy Winchester dodał swoje przysłowiowe trzy grosze, co wzbogaciło opowiadaną historię. – Tego zioła używano do przyzywania bogów na ofiarę z ludzi. To jak neon na drzwiach "chodź nas zabić".
– Starsze małżeństwo, które robiło te wieńce, okazało się parą pogańskich bożków przesilenia zimowego, którzy zapewniają łagodną pogodę. Ludzie przestali składać im ofiary, więc rozdawali wejściówki. W piwnicy mieli małą spiżarnię... Pech chciał, że prawie posłużyliśmy im jako jedzenie.
– Ale zdążyli zasmakować naszej krwi – zauważył Sam. – I wyrwali mi paznokieć.
– A mi, krówka, chcieli wyrwać zęby. Paznokieć ci odrósł, a ząb ci nie odrośnie – skwitował starszy łowca.
– Ale sami sobie zadali ból. Nie ma to jak trzymać w domu rzecz, która może cię zabić.

Wesołych Świąt kochani!😁🎄
Rozdział troszku z poślizgiem, za co przepraszam.

Za inspirację posłużył mi odcinek z sezonu trzeciego. Kto pamięta, czym była zguba bożków?
Nawet jest mała podpowiedź powyżej 😅😉.

Do następnego 😉.

Córka łowcy ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz