15. Daleko jeszcze?

220 10 4
                                    

Shawn

Wszyscy zapomnieli o naszej umowie. Może to i dobrze, bo mój syn jest za młody na zaręczyny, a ja nie mam ochoty wyznawać Julii po raz tysięczny co do niej czuję. Najwyraźniej ona nie czuję tego co ja.

-Jak wam minęła podróż?- podrzuciłem Nicka.

-Taaaa nawet jakoś...- Alec wzruszył ramionami.

-Nie lubię latać samolotem.- Tyler skrzyżował ręce.

-No weź przestań.- szturchnął go Rafael. - Latanie jest super.

-Powiedział ten, co przespał całą drogę.- Clary przewróciła oczami.

-Są święta. Możecie choć przez chwilę się nie kłócić?- Julia delikatnie podniosła głos. Wszystkie dzieci spuściły głowy.

-A Nialla na święta nie zaprosiłaś?- podszedłem do niej.

-Shawn nie zaczynaj. - popatrzyła na mnie błagalnym wzrokiem.

-Julio kochanie, już się w tobie odkochałem. Jesteśmy... Jakby to powiedzieć... Em... Przyjaciółmi z szóstką wspólnych dzieci. A przyjaciele mogą mówić sobie wszystko prawda? - Popatrzyłem na Nicka który zaczął trzeć oczy. Co znaczyło, że jest zmęczony. Cały lot płakał, więc nie dziwię się mu.

-Naprawdę?- popatrzyła na mnie tym swoim uroczym wzrokiem, po czym Matteo się rozbudził i chciał wyjść z wózka, co na lotnisku nie jest zbyt mądre, szczególnie że jest bardzo ruchliwy...

- Słodziaku...- kucnęła przy nim. Jeszcze chwilka w wózku i pojedziemy brum brum autkiem. Co ty na to? - lekko się uśmiechnęła

-Nie...- szepnął tym swoim cieniutkim głosem mały Bethoven.

-Trzymaj.- dałem Julii Nicka na ręce, po czym wyciagłem Matteo z wózka i trzymałem go na jednej ręce, a drugą trzymałem wózek. - Ah... Kto chciał mieć aż tyle dzieci?- jęknąłem.

- Przypomnieć ci, że...

-Dobra lepiej nie kończ. Tu są dzieci.- przerwałem Julii. - A tak wogóle gdzie Andrew? Miał po nas przyjechać...

-Wujek Andrzej tato. Jesteśmy teraz w Polsce, więc mówmy po Polsku.- Clary popatrzyła się na mnie morderczym wzrokiem.

-No dobrze, czyli nie mam Alec'a, ale mam Olka, Clary to Klara, Rafael- Rafał, Tyler, gdyby naprawdę to imię tłumaczyć to Zbigniew. Ale mówmy lepiej Tymek... Matteo to Mateusz, a Nick to Mikołaj. Wasza mama to Julia przez j, a nie dż jak w Kanadzie, no a ja...- wykrzywiłem twarz, jak po zjedzeniu cytryny.- Mój odpowiednik imienia to Jan...

-Dobra dzieci, tata to Shawn, Alec to Alec, Clary to Clary i tak dalej. Nie zmieniajcie sobie tak imion. Gdybym chciała nazwałbym was polskimi imionami, a nazwałam wam angielskimi więc macie się ich trzymać jasne?

-Co ty taka nerwowa? To przecież tylko wygłupy.- zaśmiałem się.- A już wiem o co chodzi... Boisz się spotkania z matką po rozwodzie. Mam rację?

-Zgadłeś... -Burknęła.

Głupkowato się zaśmiałem, tym samym zwracając na nas uwagę paru osób idących w tę samą stronę.

-Ale pamiętajcie, jesteśmy tutaj tylko do końca świąt. Później jedziecie do mieszkania ojca, bo jakieś sobie znalazłeś prawda?- popatrzyła w moją stronę.

-Jakby to powiedzieć... - złapałbym się za kark, ale miałem obie ręce zajęte, dlatego tylko delikatnie wzruszyłem ramionami.- Jeszcze szukam. Ale już niedługo.

-Czyli mieszkasz w hotelu? Ciekawie...

-O już jesteście.- Andrew przerwał nam rozmowę. Pomachał dzieciom. Clary od razu pobiegła w jego stronę. - Moja ulubienica. Co tam mała?- mocno ją przytulił.

Roses 3/ Shawn MendesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz