19. Róże cz.1

198 5 11
                                    

Shawn

Ubrałem się w koszulę w kwiaty i czarne rurki. Do tego moje buty, które mam z jakieś dwadzieścia parę lat... Są strasznie brzydkie, ale są zbyt wygodne, by z nich zrezygnować. W zasadzie to wszyscy mi mówią, że mi pasują, ale ja sądzę inaczej.- jejku myśląc to mam takie déjá vu.

Wyszedłem z domu. Rozejrzałem się, czy na pewno nikt mnie nie obserwuje. Po czym poszedłem na taras przed domem. Szczerze mówiąc, musiał być zrobiony nie dawno, bo go tu jeszcze nie widziałem... Julia siedziała rozłożona na huśtawce, a dzieci leżały na leżakach.

Zwolniłem trochę kroku przeczesując włosy. Co jak co, ale najważniejsze jest dobre wejście.

-Uhuhu jak ktoś się tutaj wystroił. - sąsiad patrzył na mnie zza płota. Chciałem powiedzieć mu coś bardzo, ale to bardzo wulgarnego, ale nie powinienem przecież dawać dzieciom złego przykładu.

Chociaż nie jestem pewny, czy tych dwoje mogę nazwać dziećmi, a co do złego przykładu... Tak to była wymówka, bo oni nie potrzebują już żadnego przykładu. Są samowystarczalni. Jak dzieci szybko dorastają...

Wszyscy spojrzeli na mnie. I tu teraz ciężko stwierdzić, czy jak na debila, czy jak na gwiazdę...

-I jak? Może być?- podszedłem bliżej. Czułem się jak na jakimś kastingu do Top Model.

-Poza tym, że wyglądasz jak gej, wszystko jest w porządku.- Alec nawet nie ściągnął okularów przeciwsłonecznych. Popatrzył na mnie jeszcze przez chwilę, po czym wrócił do opalania się. Przyda mu się, bo jest dosłownie biały...

-Alec nie przesadzaj. Tata nie wygląda jak gej. - Clary parskła śmiechem.

-Zostawcie go...- Julia wstała idąc w moją stronę.- Wyglądasz dobrze. Zawsze dobrze wyglądasz. Mógłbyś założyć worek po ziemniakach, a i tak, wyglądałbyś cudownie.- oparła ręce o mój tors, podnosząc głowę wysoko, aby móc by zobaczyć mi prosto w oczy. Jakoś nie pamiętam, aby ona była taka mała...

-Kotku nie przy dzieciach... O tym porozmawiamy jak wrócę. - cwaniacko się uśmiechnąłem. - Przydałaby nam się jeszcze jakaś córeczka, chociaż synkiem też nie pogardzimy... No wiesz Rosie i Connor.- delikatnie pocałowałem jej czoło. Julii nagle uroczy uśmieszek zniknął z twarzy. Ale wtuliła się we mnie jakby chciała mi powiedzieć coś ważnego, ale się bała. Coś przede mną ukrywała...

Wiedziałem, że z tego spotkania mogę nie wyjść żywy. Patrząc na to, co Taylor zrobiła Niall'owi, teraz naprawdę się jej boję...

Objąłem mocno Julię, całując we włosy.

-Chyba możemy jeszcze raz spróbować.- zaśmiałem się na chwilę ją odemnie odrywając. - Chyba jesteśmy znów na to wszystko gotowi...

-Chyba tak... - popatrzyła mi w oczy, delikatnie muskając moje usta.

Na chwilę zapomniałem o tym wszystkim. O całym świecie. Ciepły wiaterek owiewał moją szyję, a blask oczu Julii rozgrzewał całe moje ciało. Szeroko się uśmiechnąłem.

-Bo nie ma idealnych chwil na rozpoczęcie, albo zakończenie czegoś. - kontynuowała- Chwile mogą być dobre lub złe. Choć nawet w tych złych zawsze jest ziarenko szczęścia, dobra. Tylko trzeba je zauważyć. Moim ziarenkiem szczęścia jesteś ty. Dzieci po części też. Ale to ty zawsze potrafisz mnie rozbawić, wesprzeć, to ty mnie naprawdę pokochałeś. Pokochałeś prawdziwą mnie. Niall zakochał się w firmowej Julii. A ty znasz całe moje wnętrze...

-No wiesz, masz piękną wątrobę i takie seksowne lewe płuco.- zaśmiałem się przerywając jej.

-Boże tato, mama tłumaczy ci, że jesteś tym jedynym, tym którego naprawdę kocha i którego będzie kochać. Że jesteś jej światełkiem w tunelu. Jej ostoją, do której zawsze może wracać, bo wie, że przyjmiesz ją z otwartymi rękami. Wie, że zawsze może na ciebie liczyć... Ah aż ciężko było to zrozumieć? Pocałuj ją, powiedz, że kochasz i będzie idealnie, a nie o jakiejś wątrobie gadasz...- Clary przewróciła oczami.

Roses 3/ Shawn MendesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz