Julia
Zjedliśmy świąteczne śniadanie, po czym dzieci poszły szukać prezentów na dworze. Aż się boję co dostaną... Ja chodziłam z Matteo, a Shawn z Nickiem. Alec i Clary szukali sami, a moi rodzice chodzili z Rafael'em i Tylerem. Patrząc na ten ogród... Na to święto... Przypomniały mi się czasy jak byłam dzieckiem. Zawsze pomagałam Maćkowi szukać prezentu, bo ten potrzebował całych pięciu lat, aby zrozumieć o co w tym chodzi. Zuzia zawsze chodziła sama. Chciała być pierwsza. Ale pomimo tego wszystkiego dobrze wspominam święta. Te dni były jednymi z niewielu, gdzie wszyscy siadaliśmy przy jednym stole nie kłócąc się, a później wspólnie spędzając czas.
-Mamo co tam jest?- Matteo delikatnie pociągnął mnie za skrawek sukienki jak zwykle wkładając swój paluszek do buzi. Nie mam pojęcia po kim on jest taki nieśmiały...
-To pójdziemy zobaczyć? Może to prezent od zajączka?- szeroko się uśmiechnąłem idąc z maluszkiem w stronę ogromnej paczki zapakowanej w zieloną bibułę, położoną na tle choinek. Faktycznie nie było jej widać... - A teraz przeczytamy dla kogo zajączek go zostawił. - wzięłam go na ręce, aby mógł zobaczyć napis. Delikatnie przejechał po nim rączką.
-Nie wiem dla kogo on jest... Ja chyba nie byłem aż tak bardzo grzeczny, aby dostać taki ogromny prezent...- przetarł swoje duże oczka w których pojawiły się łzy.
-Kochanie, ale na tej paczce pisze Matteo. To chyba twoje.
-Naprawdę?- powiedział podekscytowany.
Odstawiłam go na ziemię, a jego paczkę przeniosłam na środek podwórka. Po chwili wszyscy przyszli z równie wielkimi paczkami. Wszyscy zaczęli otwierać ciesząc się i wykrzykując głośno co dostali. Mama pomagała, a raczej otwierała, Nickowi prezent, bo on jeszcze jest za mały...
-Chyba byłaś niegrzeczna. Zajączek ci nic nie przyniósł.- podszedł do mnie Shawn.
-W nocy zawsze.- szepnęłam mu na ucho
-To dlatego mamy tyle dzieci.- zaśmiał się - Nie mogę tak na ciebie patrzeć... Stoisz tutaj i wyglądasz jakbyś miała depresję.
-Zawsze ją mam, gdy stoisz obok.- szeonęlam modląc się, aby nie usłyszał.
-Hej, jest Wielkanoc. Nasz Bóg zmartwychwstał. On dokonał niemożliwego, więc ty też to może zrób?
Nie byłam pewna co Shawn miał na myśli. Chodziło o nasz związek, którego już nie ma, czy o to, że nie mam się z nim kłócić w święta. Nie ważne... Ważne, że w tej chwili chciałam znów złączyć nasze usta w jedność. Chciałam zacząć ściągać warstwy jego ubrań. Znów poczuć smak jego skóry. Znów chciałam całego jego... Jednak cały czas chodziły mi po głowie jego słowa, a dokładniej te, w których mówił, że się odkochał.
-Nadal tutaj tak stoisz...- jęknął śmiejąc się.- Muszę zwrócić ci honor.
Popatrzyłam na niego ze zdziwieniem. Rękę chował za plecami, coś bardzo mocno trzymając. Delikatnie przygryzł wargę, w ten sam sposób, gdy się stresuję.
-Jednak zajączek ci coś przyniósł.- szepnął wyciągając zza pleców bukiet czerwonych róż podając mi go.
-Shawn nie trzeba było...- zanurzyłam nos w bukiecie, aby poczuć ten piękny, delikatny zapach róży. - To nasze kwiaty...- popatrzyłam na niego. - Dziękuję.- rzuciłam się mu w ramiona, delikatnie całując w policzek.
-Kotku...- odpowiedział niepewnie.- Rozumiem, że jesteś szczęśliwa, ale my już nie jesteśmy razem...
-Wiem, przepraszam... Ale przypomniało mi się jak wyznałeś mi miłość i po prostu potrzebowałam cię przytulić...- wymyśliłam na szybko jakieś kłamstwo.
CZYTASZ
Roses 3/ Shawn Mendes
FanfictionMinęło już 15 lat od odejścia Shawna z kariery. Mężczyzna założył rodzinę, ale pomimo, że miał wszystko o czym pragnął, nadal mu czegoś brakowało. Czy jedna chwila może wszystko zmienić? Nowe tajemnice, rozstania, nowe związki, romanse, trudne chwi...