VIII. Od nienawiści do miłości

850 9 2
                                    

Ship: Scuncan (Duncan x Scott, nwm jak ten ship naprawdę się nazywa).

Osoba która zamawiała: Blomet

                    Duncan

Nie wiem, jakim pieprzonym cudem udało mi się zbiec gliniarzom, których wezwał Chris: może po prostu rozwinął się u mnie "instynkt uciekiniera", który kształtował się we mnie od najmłodszych lat? Zgubiłem mundurowych w lesie, a ponieważ było ciemno, nie mieli szans, by mnie znaleźć. Za to ja chciałem skonfrontować się z Courtney: muszę jej uświadomić, że to ona jest winna naszemu rozstaniu. W przeciwnym razie ta rozpieszczona dziewczyna nigdy nie nauczy się szacunku dla drugiego człowieka.

Właśnie wychodziłem z lasu, gdy dostrzegłem Chef'a, który wynosił śmieci, więc spanikowany schowałem się za drzewem, ciężko dysząc.  Po chwili jednak mężczyzna  stanął i  niczym pies zaczął niuchać. Zamarłem na chwilę, bo ten facet tropił ludzi jak zwierzę. Odetchnąłem więc z ulgą, gdy poszedł dalej: Chef to jedyna osoba, która mnie przerażała. Gdy upewniłem się, że nic mi nie grozi, ruszyłem w stronę domku Courtney. Na szczęście nikt mnie nie zauważył. Już miałem włazić do środka, gdy nagle usłyszałem jakiś głos.

-U nas na farmie pracuje się bez przerwy. A takie delikatne dłonie nie powinny pracować.-z łatwością rozpoznałem głos Scott'a, a jego słowa do Courtney mnie w pewien sposób rozbawiły: kiedy ten chłopak będzie z tą mądralińską tyle czasu co ja zrozumie, że te "delikatne dłonie" potrafią sprzedawać silne ciosy. Zachichotałem na samą myśl, ale chyba trochę za głośno...

-Co to było, Scott?-spytała szatynka, udając niewinną osóbkę. Ja nie raz nabrałem się na jej zachowanie, ale gdy dochodziło do rywalizacji, pokazywała swoją prawdziwą twarz wrednej suki. Nie zamierzałem się nawet ukrywać: byłem tak wściekły na Scott'a, że miałem ochotę go zabić. No bo ja... Wciąż coś czułem do Courtney. Owszem, była wredną suką, ale łatwe laski nigdy mnie nie interesowały. Gdy kobieta ma pazur, jest bardziej interesująca.

-To chyba gdzieś w krzakach...Sprawdzę.-mruknął farmer, podczas gdy ja spokojnie stałem w miejscu, oczekując na chłopaka. Z nudów wyjąłem swój scyzoryk i zacząłem ryć czaszkę na jednej ze ścian.-Ej!

Uśmiechnąłem się pod nosem zdając sobie sprawę, że zostałem zauważony.

-Coś nie tak, rudzielcu?-spytałem z uśmiechem na ustach, na co chłopak podszedł do mnie i kazał mi się wynosić. Jego krzyki usłyszała Courtney, która także wyszła zobaczyć co się dzieje.

-Scott, czy wszystko w po-...-piegowata przerwała, gdy mnie zobaczyła.-Duncan?

-We własnej osobie, księżniczko.-odparłem, kłaniając się. Wiedziałem, że Scott dostanie szału, kiedy to zobaczy. I miałem rację.

-Zostaw moją dziewczynę!-krzyknął, po czym ruszył na mnie. Z łatwością uniknąłem jego ciosu, a chłopak upadł. Przerażona Court podbiegła do niego.

-Scott? Nic ci nie jest?!-odpowiedziała z troską, choć doskonale wiedziałem, że gówno ją to obchodzi. Prychnąłem pod nosem na samą myśl, jaka z niej cudna aktorka, na co dziewczyna spojrzała na mnie zła.-Jesteś po prostu zazdrosny!

Słysząc to, nie mogłem się powstrzymać i zaśmiałem się.

-Zazdrosny? Chyba żartujesz. Jesteś najwredniejszą laską, jaką spotkałem.

Słysząc to, Scott natychmiast się podniósł i chciał mi przywalić, ale złapałem go i założyłem mu "dźwignię", z trudem powstrzymując się od śmiechu: on był żałosny.

Totalna Porażka: One-ShortsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz