I. Spotkanie po latach

1.1K 24 30
                                    

Ship: Aleduncan (Alejandro x Duncan).

Osoba która zamawiała: Blomet


Duncan

Siedziałem w zimnej, więziennej celi, wpatrując się w sufit: mam czego chciałem. Jednak nie opłacało się być bad boy'em. Ostatnimi czasy dużo myślałem nad swoim życiem i doszedłem do wniosku, że jestem totalnym przegrywem: młodość spędziłem w poprawczaku, zraniłem dwie dziewczyny na których mi zależało i jestem sam jak palec. Chciałbym dostać szansę by to naprawić, nawet nie obchodzi mnie to, co inni o tym pomyślą; chciałem spotkać się z kimkolwiek poza więziennym strażnikiem i matką, która raz w tygodniu mnie odwiedzała i której odkąd trafiłem do pierdla nie spojrzałem w oczy.

Przez całe życie myślałem, że jestem sam, bo tak lubię, ale ostatni sezon uświadomił mnie, że jestem sam, bo na to zasłużyłem: to nie był mój wybór tylko kara od życia za bycie skończonym dupkiem. Chciałbym dostać drugą szansę, by wszystko naprawić. Chciałbym wyjść stąd, pobiec do mamy i krzyknąć:

'Mamo, to ja! Twój urwis!".

Ona na pewno uścisnęłaby mnie, a potem zrobiła pyszne babeczki z czekoladą, które tak uwielbiałem. Mama piekła je odkąd pamiętam i raz nawet próbowałem dać jedną z nich mojemu psu, ale na szczęście mama mnie powstrzymała. Parę miesięcy później mój czworonożny przyjaciel zaginął...


-Duncan Johnson! Telefon!-krzyknął nagle strażnik wyrywając mnie z zamyślenia, a ja zdziwiony wstałem i usiadłem na pryczy. Potrzebowałem jeszcze chwili, by dotarła do mnie ta informacja, jednak gdy już zrozumiałem sens słów faceta w mundurze, wstałem. Po chwili do celi wszedł strażnik, zakuł mnie i ruszyliśmy w stronę, gdzie znajdowały się telefony. Nie wiedziałem kto do mnie dzwonił, ani czego mam się spodziewać.

-Halo?- spytałem, w głębi serca licząc na to, że to Courtney: na pewno zaczęła już studiować prawo i jeśli dobrze bym to rozegrał, to może mnie stąd wyciągnie. Ale po chwili zdałem sobie sprawę, że to niemożliwe. O Gwen nawet nie pomyślałem, bo mnie nienawidziła, ale miała do tego prawo. Więc kto?

-Hola, amigo.-usłyszawszy aksamitny głos po drugiej stronie słuchawki, przez który dziewczyny mdlały, poczułem się zmieszany. Byłem pewien, że to właśnie osoba która dzwoni stała za moją eliminacją w Afryce. Ale to do cholery było 2 lata temu!

-A-Alejandro...?-zająkałem się zszokowany. Moja reakcja bardzo go rozbawiła, bo usłyszałem jego śmiech.

-Oczywiście, a któżby inny? Chciałem cię zapytać, czy też pojawisz się na zjeździe gwiazd "Totalnej Porażki" w przyszłym tygodniu?-spytał, a ja poczerwieniałem ze złości.

-Jak śmiesz? Jestem pewien, że to ty stoisz za moją eliminacją, a teraz dzwonisz do mnie jak gdyby nigdy nic?! Po tym, co zrobiłeś tym wszystkim dziewczynom, co zrobiłeś Courtney...?-krzyknąłem, robiąc się cały czerwony. Nie usłyszałem jednak odpowiedzi; widocznie latynoski podrywacz spodziewał się mojej reakcji.

-Skończyłeś?- spytał, co jeszcze bardziej mnie zirytowało. Zacząłem krzyczeć jeszcze głośniej:

-Ty idioto, jak cię dorwę w swoje ręce, to...-krzyczałem, ale słowa które padły z jego ust wprawiły mnie w osłupienie.

-Mogę ci pomóc, amigo.-odparł, a ja stanąłem jak wryty: czy to kolejna z jego podstępnych gierek? Sądziłem, że stosuje je tylko w przypadku dziewczyn.

Totalna Porażka: One-ShortsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz