Six

142 19 2
                                    

Jeszcze tego samego dnia Dominik próbował wrócić do muru. Nie wiem czemu tak często nazywam to miejsce "murem". Robi się to już nudne. Po prostu próbował wrócić do uliczki. Brzmi chyba znacznie lepiej. Co prawda jutro rano miał szkołę, a znowu dochodziła północ, ale pieprzyć to. Kawa i korektor powinny zrobić robotę. Przecież dawka kofeiny nikomu nie zaszkodzi. Skoro trujemy się już nikotyną, czemu by nie powiększyć naszej kolekcji? Szybciej trafimy do lepszego miejsca. Mijało się to z celem. Niby chciał się zabić, powolnie, katując się. Doprowadzając się do stanu z którego nikt ani nic go nie uratuję. Z drugiej zaś, ciągle powiększał liczbę rzeczy, które rzecz biorąc coraz szybciej wpędzają go do grobu. Ciekawe. Niestety chyba naszą kolekcję trzeba będzie powiększyć trochę bardziej. Rupiński zawsze bardzo starał się skupić uwagę na drodze. W Warszawie roi się od innych uliczek w których ludzie na pewno nie są mili. W paru nawet znajdziemy narkomanów, dilerów czy też samobójców. I właśnie to jest piękne. W każdej uliczce znajdują się inne osoby. Z kompletnie inną historią do opowiedzenia. Albo też ci zamknięci, którzy nie chcą się podzielić swoją historią. Swoim wewnętrznym pięknem.  Chyba trochę za daleko zaszłam, więc wróćmy do pierwotnego tematu. Dominik pierwszy raz od dawna pomylił uliczki. Gdy chciał już odłożyć torbę i zacząć malować, ale coś mu przeszkodziło. 
- Chyba ci się coś pomyliło, Młody - usłyszał zza pleców. Głos należał do starszego mężczyzny. Na oko miał dwadzieścia parę lat, lekki zarost, a jego oczy wyglądały jakby przed chwilą ćpał. Jak już mówiłam roi się tu od narkomanów, możliwe też było, że mężczyzna był dilerem. 
- Uh, przepraszam - odparł. Mówił to kompletnie bez emocji, jakby nie zależało mu na swoim późniejszym losie. 
- Takie przepraszam to sobie w dupę wsadź. Ktoś mnie mógł zdemaskować - przyparł go do ściany budynku. Był to jakiś sklep, ale mniejsza z tym. 
- I co zamierzasz z tym faktem zrobić? - nadal udawał twardego, ale w środku był prawdziwym kłębkiem nerwów. Jego towarzysz może być niebezpieczny, szczególnie po zażyciu TYCH środków. 
- Możesz nie być takim chojrakiem? Próbuję ugodowo rozwiązać tą sprawę - warknął i jeszcze bardziej przycisnął blondyna do ściany. 
- Odśwież sobie definicję słowa "ugodowo", bo chyba żyjemy nie w tych czasach. 
- O ty mały gnojku! - i zadał cios. Z nosa blondyna poleciała krew - A teraz grzecznie stąd pójdziesz i nikomu o tym nie wspomnisz. 
Puścił Rupińskiego, a ten uciekł. Tym razem uważnie przyjrzał się swojej drodze żeby następnym razem uniknąć zbędnych zdarzeń. Takich typu tego przed chwilą. Spokojnie wrócił pod mur. Tym razem odmówił sobie zapalenia. Szok. Delikatnie dotknął swojego nosa. Dobrze, czego można się spodziewać w takiej sytuacji? Krew. Czerwony płyn. Dominik nienawidził tego koloru. Oparł się ręką o mur. Nie zauważył, że przypadkiem umazał krwią malowidło nieznajomego. 

Fire colors ~ DR x FKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz