Jedną z wielu Warszawskich uliczek oświetlało światło księżyca. Było już grubo po północy. Na wielkim murze siedział pewien chłopak. Blondyn, który mimo tego, że praktycznie nie mógł oddychać, miał na sobie maseczkę. Musiał być anonimowy. To, co popełnia każdej nocy to już wandalizm. Za każdym razem przychodzi pod ten sam mur i robi na nim graffiti. Obowiązkowo bierze ze sobą puszki z kolorowymi sprejami. Ewentualnie są to farby, ale jest to dla niego tak drogi biznes, że czasami sobie odpuszcza. Poza ozdabianiem wielkiego muru, lubi sobie po prostu usiąść i zapalić. Świadomość dymu w płucach sprawia mu radość. Również to, że powoli siebie zabija. Powoli, ale skutecznie. Kto powiedział, że ten plan zawiedzie? Zawsze w kieszeni trzymał ukradzione swojej mamie papierosy. Nie mógł ich sobie sam kupić. Przecież ma tylko szesnaście lat. Jak ten świat może tak bardzo ograniczać młodzież? Przecież to tylko uzależnienie. Nic wielkiego. Pomaga światu. Pomaga światu, zabijając siebie. I tak nikt by za nim nie tęsknił. Nic go tu nie trzyma. Chcę po prostu uciec do lepszego świata, gdzie barwy są jaśniejsze i jaskrawsze. Gdzie kolory płomienia nigdy nie gasną. Czemu muszą mu to tak utrudniać? Chłopak zrzucił opałek na ziemię i popatrzył jak powoli gaśnie. Jak z płomienia robi się pustka. Tylko marny popiół. Zeskoczył z muru. Mur był wysoki, to prawda, ale dla Dominika zejście czy wejście na niego nie było żadną sztuką. Nie dawało już takiej adrenaliny jak kiedyś. Po ogólnym rozejrzeniu się, śmiało stwierdził, że może przystąpić do działania. Nie chciał zbędnych kłopotów u stróży prawa. Wyciągnął parę spreji i w końcu mógł się odprężyć. Zaczął kreślić, malować i pisać nimi po powierzchni muru. Co prawda robił to od jakiegoś miesiąca, trzeba też podkreślić, że prawie codziennie, a mur nie był nawet w jednej czwartej zapełniony. Nie wiadomo czy to oszczędność miejsca, czy świadomość, że jeśli będzie to robił to w tak wielkich ilościach, straci to miejsce. No bo co go tu trzyma? Jedynie świadomość chwilowego odprężenia. Ekstazy. Całkiem jak po narkotykach. Odpływasz na chwilę do lepszego miejsca. Nie żeby jarał! Nic z tych rzeczy. Ustalił sobie, że nie będzie jarał tego gówna, papierosy ewidentnie mu wystarczą. Jednakże nie jednokrotnie widział takie osoby. Widział jak daje im to chwilę błogosławieństwa. Jednak to już poważna sprawa. Kręcenie z dilerami to nie jest robota dla niego. Stawką tutaj jest ludzkie życie. Chociaż nie zrobi to większej różnicy. Czy umrze on czy ktoś inny. Przynajmniej jedna osoba odejdzie od tej "bezpiecznej strefy", która ogranicza. Odejdzie w lepsze miejsce. I tego się trzymajmy. Z rozmyśleń, które ewidentnie zaszły za daleko, wyrwała go pusta puszka spreju. Ugh, znowu trzeba będzie zajść do sklepu i spotkać się z tymi dziwnymi spojrzeniami.
- Co za cholerstwo - mruknął do siebie i wyrzucił pustą puszkę. Ta odbiła się od betonowego podłoża i wydała głośny dźwięk. Dominik skarcił się za to w myślach.
- Wiem, ja też tego nienawidzę.