- Mam takie jedno zasadnicze pytanie - wypalił blondwłosy gdy jego kolega zaczął serwować obiad.
- Słucham - mruknął, wracając się do kuchni po dwa widelce, których nie zdołał zabrać ze sobą. Czasami zastanawiał się jak kelnerzy tych wszystkich restauracji dają radę brać po cztery talerze na raz. Magia.
- Jak my to zjemy? - zapytał. Dla innych może to pytanie było oczywiste, jednakże nie zapomnijmy o "pakcie", który nadal ich obowiązuje.
- No jak to "jak"? Nor... Aa - Filip dopiero po paru chwilach zrozumiał, że pytanie które zadał mu towarzysz nie było wcale takie głupie jakie wydawało się na początku.
- Może po prostu odwrócimy się od siebie? - zaproponował blondyn - To chyba dobry pomysł.
Kłoda, słysząc propozycję niebieskookiego od razu podał mu talerz wraz z widelcem i odwrócił się do niego plecami. Dominik nie wiele myśląc też się odwrócił, nie chcąc patrzeć na plecy Filipa.
Między tą dwójką zapadła cisza, która rozchodziła się po pokoju w akompaniamencie szurania widelcami o talerze. Nie była ona w jakikolwiek sposób miła. Nie taka jak podczas oglądania Familiady, było niezręcznie.
Dominik po raz kolejny miał czas na odpłynięcie do krainy swoich myśli. Szczerze? Zaprzątały się tylko wokół jednego. Chciał pójść w cholerę z tymi maseczkami, chciał móc zobaczyć twarz nieznajomego. Sam do końca nie wiedział jak określić tą relację. Mniejsza. Chciał po prostu być jak każdy normalny, a nie musieć chronić się przed prawem. Chociaż on nigdy nie był i nie będzie normalny.
- Bardzo smaczne - mruknął Dominik, chcąc chociaż trochę odwrócić swoją uwagę od denerwujących myśli w jego głowie.
- Dziękuję, starałem się - odparł brunet, gdy nagle jego telefon zaczął dzwonić. Muszę rzec, że strach w oczach Kłody nawet głupi by zauważył. W końcu odebrał, nie przedłużając słuchania denerwującego już dzwonka.
- Witaj, Filipie - to jedyne co zdążył usłyszeć Dominik, ponieważ jego towarzysz migiem udał się do innego pokoju, tak żeby rozmowa nie została podsłuchana. Dominik mógł stwierdzić, że głos, który usłyszał nie należał do najprzyjemniejszych. Był szorstki i stanowczy.
- A więc ma na imię Filip - pomyślał, od razu karcąc się za swój cholernie dobry słuch i umiejętność podsłuchiwania. Wiedział, że dowiadywanie się coraz większej ilości informacji o (nie) znajomym wplątuje go w coraz większe bagno.