- Voila - odparł brunet, gdy otworzył drzwi do swojego mieszkania.
Jak mówił, nie było ono za duże, ale można było wyczuć miłą atmosferę.
- Ładnie tu - przyznał po chwili blondyn i się uśmiechnął. Może pod maseczką nie było tego za bardzo widać, ale jego uśmiech był pełen serdeczności. No właśnie, maseczki... Niestety nadal obowiązywał ich ten "pakt". O ile można to tak nazwać, jednak mam nadzieję, że użyłam właściwego określenia.
- Jak to mówią, ciasne, ale własne - zaśmiał się, przechodząc z małego przedpokoju kierując się do naprawdę skromnego salonu połączonego z kuchnią. Można powiedzieć, że to mieszkanie to nie była jakaś ekskluzywna villa, ale jak na to, że brunet urządził i zarobił na nie sam prezentowała się naprawdę nieźle. Lepsze to niż mieszkanie pod mostem, prawda?
- Kawy? Herbaty? - zapytał Filip, który chciał zaprezentować się w roli jak najmilszego gospodarza. Wiecie, coś w stylu tych pań domu, które organizują popołudniowe herbatki wraz z koleżankami z pobliskiego osiedla. Ale takie rzeczy to tylko w jakiś amerykańskich komediach. Właśnie! Jak już wspomniałam o komediach, to tak przytoczę tylko, że jednym z trafniejszych synonimów tego słowa jest "Polska", ale bądźmy przez chwilę uprzejmi.
- Nie, naprawdę - odpowiedział blondyn, na co brązowooki tylko westchnął. Tak naprawdę Dominikowi suszyło w ustach jak na jakiejś pustyni (ja naprawdę daje za dużo porównań), ale samo to, że Filip go przygarnął na chwilę było już wystarczającą pomocą.
- Czyli jedna kawa dla mnie, a dla ciebie jakaś dobra herbata - odparł po chwili brunet, a Dominik się lekko zarumienił. Nie wiedział czy to z hojności jaką dosłownie Kłoda kipiał, czy przez to, że brunet tak na niego działa. W tym momencie Bogu dziękował, że ma na sobie tą zasraną maseczkę i tego nie widać, bo nie wiadomo co Filip by sobie o tym pomyślał. Dominik nawet nie zwrócił uwagi, że jego rozmyślenia trwały aż tak długo, przez co zdziwił się gdy na małym stoliku przed nim pojawiła się parująca herbata. Na oko można było stwierdzić, że jest różana, ale nie jest on jakimś specjalistą żeby to stwierdzić. Zaraz obok pojawiła się czarna kawa. I to dosłownie czarna jak węgiel.
- Słodzisz? Bo nie wiedziałem - spytał Kłoda.
- Jedna łyżeczka - odparł Rupiński na co jego znajomy odwrócił się w popłochu łapiąc herbatę, cudem jej nie rozlewając i nasypał do niej łyżeczkę cukru. Albo kokainy. W sumie to nie wiadomo czego się po nim spodziewać.
- Teraz sobie usiądziemy, wypijemy napoje w akompaniamencie jakiegoś teleturnieju, a potem ugotuje nam dobry obiad.
Od razu po tym w pokoju rozbiegły się dźwięki wstępu do nowego odcinka Familiady.10 gwiazdek = następny rozdział.