16.

1.3K 81 21
                                    

Pov. Reader.

Moje oczy zaszły czernią, a sama ja zemdlałam opadając w animatronicznego niedźwiedzia Obudziłam się dopiero wtedy kiedy poczułam jak maleńkie rączki klepią mnie delikatnie po policzkach. Spojrzałam dookoła i ujrzałam swojego rodzaju piękną polane. Przedemną znajdowała się dziewczynka, około siedmiu - ośmiu lat. Uśmiechnęła się ciepło i uciekła troszeczkę do tyłu robiąc mi odrobinę przestrzeni. Stanęła w rządku z innymi dziećmi. Zmarszczyłam brwi nic nie rozumiejąc. Dopiero co byłam w pizzeri, otoczona robotami - zabójcami, a teraz siedzę na polanie otoczona gromadką dzieci.

Podszedł do mnie chłopak w czarnej koszulce i ciemnych spodenkach. Jego włosy były idealnie ułożone na bok, w pięknym czekoladowym odcieniu. Wyglądał na najstarszego ze wszystkich.

- Dzień Dobry [T/I] - spojrzał na mnie swoimi błękitnymi oczyma i wystawił rękę aby pomóc mi wstać. Przyjęłam jego pomoc przyglądając się mu dokładniej. Miał tak na oko piętnaście lat i był niewiele wyższy odemnie.
- Witaj! - krzyknęli pozostali. Stali równo obok siebie. Dziewczynka miała urocze blond loczki, sięgające lekko do pasa. Jej kolor oczu zdawał się być fiołkowy. Obok niej stał wyższy chłopak o niebiesko - fioletowych włosach z opadającą grzywką na jedno z rubinowych oczu. Powiedziałabym, że na pierwszy rzut oka wyglądał na czternaście - trzynaście lat. Obok niego " stał " chłopiec o mocno czerwonych włosach. Skakał w miejscu, co lekko mnie rozbawiło. Małego, piegowatego rudzielca roznosiła energia, a czerwonooki gromił go tylko wzrokiem.
- Zapewne nie wiesz co się teraz dzieje. Śpieszę z tłumaczeniem. - Mruknął cicho brązowowłosy.
- Nie podlizuj się tak Freddy. Ostatnio to ty ją próbowałeś złapać. A jak widać ci nie wyszło. - odpowiedział uszczypliwie niebieskowłosy. Freddy? O co tu chodzi?
- Musicie się kłócić? - zapytała dziewczynka, próbując jakoś załagodzić ich sytuacje. Spojrzałam w miejsce gdzie stał mały wulkan energii ale nie było po nim śladu. Śmignęło mi coś czerwonego przed oczami, a chwile potem poczułam delikatny uścisk w pasie. Chłopczyk bez pytania, czy uprzedzenia, wtulił się mocno we mnie.
- Zawsze chciałem to zrobić. - uśmiechnął się rozbrajająco.
- Chodź tu Foxy. Nie mamy czasu. On już tu pewnie idzie! - krzyknęła dziewczynka chowając się za, już wcześniej wymienionego, Freddy'ego.
- Musimy cię ostrzec. Jesteś za dobra na to miejsce, a on Cię wyniszczy. - rzucił szybko fioletowowłosy.
- Kto? Kim wy jesteście? O czym ty mówisz? - zapytałam nie rozumiejąc sytuacji. Głaskałam wolno, jak myślę, Foxy'ego po puchatych włosach.
- O NIM mówimy. Tym fioletowowłosym zwyrolu. - kontynuował. - My jesteśmy duszami z tych, jak to określił, "jebanych tosterów".
- Freddy! Nie wolno tak mówić. - pisnęła dziewczynka.
- Chicka ależ ja tylko cytuje. - popatrzył na dziecko, głaszcząc je lekko po włosach.
- Pachniesz jak moja mama. - spojrzał na mnie złotymi oczkami rudzielec. Uśmiechnęłam się lekko na to.
- Do rzeczy bo nie rozumiem dzieciaki. Wy jesteście?
- Duszami w animatronikach. Noc w noc próbujących zabić tego, który odebrał nam prawo do życia. - powiedział znudzony rubinooki.
- Kto? Kto to był? - zapytałam, na co wszystkie dzieci spojrzały na mnie pusto.
- Vincent. - powiedziały równo. Przełknęłam głośno ślinę.
- Dla własnej przyjemności to zrobił. On jest chory, a leczenie nic mu nie da. Obrał sobie ciebie jako cel. Uważaj. - wciąż mówiły jednym głosem. Foxy puścił mnie i stanął obok reszty. Po chwili z blondyneczki zaczeła wpływać krew. Na jej brzuchu pojawiła się wielka rana, jak po toporze.
- On tu juz jest...- powiedziała ze łzami w oczach i upadła na kolana. Foxy warknął cicho i przytulił dziewczynkę, padając po chwili jakby dotknięty paralizatorem.
- Bonnie! Łap go! - krzyknął niebieskooki, na co fioletowowłosy się zerwał. Złapał piegowaty wulkan i ułożył ostrożnie na ziemi.  Sam złapał się za szczękę, która nie naturalnie się otworzyła i upadł na ziemię ze łzami w oczach.
- Uważaj abyś nie skończyła tak jak MY. - powiedział do mnie chłopak patrząc prosto w moje oczy. Po chwili coś wykręciło jego głowę, a on sam padł jakby martwy na ziemię. Trawę przyozdobił szkarłat krwi dzieci, a ja padłam na kolana dławiąc się swoimi łzami. Co się tu dzieje do jasnej cholery.

Ohayo! Oto dla wad 627 słów pisane o 01:23. Śmieszna ta godzina hahaha. Miłej/ego nocy/dnia.

Fioletowa Misja ||Five Night's At Freddy's (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz