19.

1.2K 79 57
                                    

Pov. Reader

Od całej imprezy firmowej minął około miesiąc. Czuję się teraz niezręcznie trochę przy Vincu. Jakby cały jego urok i czar prysł jak bańka mydlana. Nie bałam się jego  wbrew pozorom. Po prostu bałam się o ludzi, co ważniejsze dzieci, z mojego otoczenia. On powinien brać jakieś leki, tak myślę. Unikałam fioletowowłosego jak tylko się dało. Zmiana razem? Zamienię się z Mike'm. Wspólne wyjście gdzieś z nim i Scotty'm? Symulacja choroby.

Aktualnie siedziałam na przyjęciu, na dziennej zmianie i pilnowałam dzieci. Planowo miałam być z Jeremy'm na ale chłopak spóźniał się już 45 minut i nie powiadomił mnie jeszcze i takowym spoźnieniu. Dziwne. Uśmiechałam się serdecznie do każdego dziecka. Nie ważne czy był to przedszkolak czy kaszojad. Wstałam z krzesła i zaczęłam liczyć dzieci po sali. Ostatnio ze Scottem wymyśliliśmy prostu sposób na liczenie dużej ilości przemieszczających się małych demonów. Każde z nich miało inną czapeczkę urodzinową. Jedno np. fioletową z żółtymi kropkami, inne żółtą z fioletowymi i tym podobne. Zmarszczyłam brwi kiedy zauważyłam, że brakuje mi 2 dzieci.  Godzinę temu jak liczyłam były wszystkie. Rozejrzałam się i złapałam za walkie takie.

- Chłopaki, nie wiem który jest ze mną na zmianie skoro nie ma Jeremy'ego ale wychodzę z sali. Brakuję 2 dzieci. Boję się o nie. Ktoś może przyjść i mnie  zamienić? - puściłam przycisk i czekałam na odpowiedź. Ku mojemu zdziwieniu odezwała się osoba, którą najmniej chciałam usłyszeć.

- Jak to ci kochanie brakuję dzieciaczków. Niemożliwościowe. - odezwał się sarkastycznie zdyszany Vincent. Dlaczego akurat on. - Może zostań na sali cukiereczku, a ja ich poszukam hm?

- Co to, to nie. Gdzie ty jesteś co? Skoro ty jesteś ze mną, w zastępstwie to dlaczego nic nie powiedziałeś? Jesteś naprawdę pojebany Valentine. - warknełam do chłopaka zirytowana.

- Ależ skarbeczku. Poprostu mnie unikasz. To dlaczego miałem mówić, że siedzę w składziku i go porządkuje. Uciekła byś zaraz, a ja się stęskniłem. - Vincent wymruczał do radia. Nie odpowiadałam już dłużej na jego zaczepki. Poszłam szukać zaginionych dzieci.

Pov. Vincent.
Byłem zły. Cholernie wściekły. Zauważyłem jak [T/I] mnie unika. Zawsze jak dowiadywała się o zmianach ze mną, była szczęśliwa. Czasami nawet zamieniała się z chłopakami aby móc pracować razem ze mną. A teraz? Odrazu ucieka odemnie wzrokiem, a potem rzuca klasyczne
" Scott mogę na słówko." I to wszystko przez te gazety u okularnika w biurze. Ona miała być moja, na zawsze moja, a teraz wszystko się posypało jak domek z kart.

Tak, to ja "porwałem" te dzieci. Tak naprawdę same ze mną poszły. Napatoczyła się poprostu dobra okazja aby chociaż trochę się wyładować. Obiecywałem Scottowi, że tamte były ostatnie ale skoro tamte zabójstwa uszły mi na sucho, to dlaczego i te miały by nie? Włożyłem ciała dzieci do skrzynek, które potem palimy w piecu i złapałem za mopa. Myłem powoli podłogę z lekkim uśmiechem. Miałem rację, ulżyło mi i uspokoiłem się. Nie pozwolę aby ona atencjowała bardziej coś takiego niż mnie. Jestem sto razy bardziej ciekawszy. Spojrzałem po chwili na drzwi, za które ktoś pociągnął.

- Wiem, że tam jesteś Vincent! Otwietaj ale już! - wykrzyczała kobieta w złości. Oj, chyba mam przejebane.  Spojrzałem po sobie. Mój mundur pracownika był cały w krwi. O cie panie. Co ja zrobię. Tu jest za małe okno aby uciec. Podszedłem i otworzyłem wychylając tylko głowę.

- Słucham ciebie skarbeńku najukochańszy? Tęskniłaś? - wyszczerzyłem się jak głupi do sera.
Dziewczyną pchnęła mnie mocno, czego się nie spodziewałem. Odsunąłem się mimowolnie i ta weszła do środka.

- Co tu się działo?! Coś ty zrobił?! Gdzie są dzieci?! Doskonale wiem, że to ty! - złapała mnie mocno za koszulę, ściągając odrazu do swojego wzrostu. Biegałem wzrokiem po kantorku. Dobry Vincent się już skończył. Ona za dużo wie, zaraz zadzwoni na policję. Muszę coś z tym zrobić. Złapałem ją za ramiona i przyparłem mocno do ściany. Wyjąłem drżącą ręką nóż z kieszeni spodni.

- K-Kochanie ja nie chcę tego robić... Proszę cię..Tak bardzo cię kocham, a ty mnie unikałaś. Ja tęskniłem. - spojrzałem w jej oczy. Nie widziała już we mnie tego samego faceta, co kiedyś, tylko potwora.   Kiedy spuściłem wzrok dostałem mocno z pięści w prawy policzek. Odrzuciło mnie to na pewną odległość. Dziewczyna uciekła szybko.

Wybiegłem za nią z lekkim opuźnieniem. Po tym uderzeniu poczułem jak coś we mnie pękło, a żądza mordu wzrosła. Nie chce jej zabić. Ale jak delikatnie ją uszkodzę, to już mi nie ucieknie. Próbowałem po chwili dogonić [T/I] ale dzieliła nas za duża odległość. Rzuciłem celnie nożem w jej łydkę, przez co krzyknęła z bólu. Jednak nie zdążyłem. Kobieta zamknęła się na sali razem z dziećmi i zaczęła barykadować drzwi stołami. Patrzyłem na nią z bólem przez niewielkie, okrągłe okienko w drzwiach. To nie może się tak skończyć.

Pov.Reader

Bałam się go. Bałam się o swoje życie i życie gromadki, która, do momentu aż wbiegłam, bawiła się wesoło na sali. Wiele z nich przestraszyło się rany w mojej nodze. Kiedy upewniłam się, że na jakiś czas jesteśmy bezpieczni poszłam, ciągnąc nogę delikatnie za sobą. Trafił idealnie, co wciąż mnie przerażało. To on zabił te dzieci pare lat temu kiedy wybuchł ten skandal związany z pizzerią. Złapałam za apteczkę na końcu pokoju i opatrzyłam cicho sycząc nogę. Nie mogłam teraz ani krzyczeć ani płakać. Dzieci były już wystarczająco przestraszone. Będą miały traume przez niego. Czułam jak serce mi pękło i rozsypało się na miliony kawałeczków. To kiedś był mój kochany i idealny Vini. Teraz zachowywał się jak nie on, jak w jakimś szale. Zaczęłam uspokajać dzieci i dzwoniłam w miedzy czasie na policję. Innego wyjścia już nie było. Nie ważne czy go kocham czy nie. Zabił dzieci i musi za to odpowiedzieć.

Fioletowa Misja ||Five Night's At Freddy's (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz