tego co tu wspominam dokładne masz odbicie
patrząc dookoła siebie i obserwując życie
spojrzysz więc kiedy słońce blask swój złotopromienny
wdarłszy się złotą szparą rozsypie w domu ciemnym
ujrzysz w płomiennej wiązce mnóstwo drobinek różnych
jak na mnogie sposoby mieszają się z sobą w próżni
Lukrecjusz
Platon twierdził, że miłość umożliwia rozpoznanie idei dobra i piękna. Coelho mawiał, że nie istnieje wcale żaden konkretny powód do miłości. Dante Alighieri stwierdził, że miłość jest pierwszą wśród nieśmiertelnych rzeczy. Natomiast, według Junga miłość pozwala zachować więź ego z jaźnią. Każdy z nich miał zapewne rację. To, o czym żaden nie wydaje się dosłownie wspominać to to, że miłość jest także przedziwnym rozwiązaniem problemu ludzkiej egzystencji.
Istnieje pewna zadziwiająca mnie właściwość dżungli oraz jej powiązania z miłością. Od samego początku nie chodziło jej bowiem o to, by kochać ją samą w sobie. To, o co chodziło naprawdę było to, by kochać to, co natura stworzyła. Moment, w którym przestałem doświadczać fizycznych krzywd ze strony dżungli, nie zdarzył się wtedy, gdy po prostu zacząłem kochać ją. Zdarzył się wtedy, gdy nieświadomie, ale prawdziwie, zacząłem kochać człowieka, którego ona stworzyła. Ponieważ, naturę kochasz od zawsze – ona wszczepia ci tę miłość wraz z chwilą poczęcia. Ale by ją wygrzebać ze swojego serca, odnaleźć, czasem w głębokich czeluściach, których powodem jest wyniszczenie harmonii duszy, musisz pokochać jej wytwór – ludzi, których ona stworzyła. Właśnie dlatego nie chodziło o to, by pokochać dżunglę. Ona była wpisana w moje serce od zawsze. Od początku chodziło o to, by pokochać Harry'ego.
A po tych kilku miesiącach spędzonych z Harrym, w sposób niemal całkowity, nieprzerwany i we wszystkich znaczeniach tego słowa – autentyczny, mógłbym stwierdzić, że go poznałem. Że poznałem go na tyle, by móc spodziewać się po nim konkretnych zachowań, a inne zupełnie odrzucić w kontekście jego osoby. Ale po kilku takich cichych stwierdzeniach w moich myślach, które pojawiały się na przestrzeni kilku ostatnich tygodni, zorientowałem się, że to niemożliwe. Zacząłem pytać samego siebie: czy kiedykolwiek można naprawdę poznać drugiego człowieka? Czy w ogóle istnieją jakieś względnie moralne kryteria, wedle których byłoby możliwe scharakteryzowanie kogoś jako poznanego? Lub, co ważniejsze, czy w ogóle warto go poznawać? Czy jeśli w jakiś tajemniczy sposób nagle zostanie przez nas poznany, to czy nie zatraci wtedy całej tej magii, którą swoją osobą w naszych oczach tworzy? Gdybym znał każdy kolejny ruch Harry'ego, każde jego słowo i reakcję, nic nie byłoby już ekscytujące między nami. Utknęlibyśmy w marazmie, w którym jakikolwiek występek od oczekiwań, stałby się niewybaczalnym błędem.
To pomogło mi też zrozumieć, że coś, co robi Harry – mimo że nie jest tym, co znam – jest nim. Jest nim samym, którego jeszcze nie poznałem, ale ponieważ jeszcze tego nie poznałem w kontekście jego osoby, nie mam prawa określać tego jako złe. Nic więc nie jest złe. Dopiero rozpoznane w danym kontekście, może zostać za takie uznane. To trochę tak, jak twierdził Sokrates. Każde zło jest jedynie niewiedzą na temat dobra lub czyimś brakiem świadomości. Człowiek z natury jest bowiem stworzony do czynienia dobra.
Dlatego nasze kłótnie nie były, tak naprawdę, nigdy kłótniami. Były zlepkiem szeptów, przeprosin, wytłumaczeń i cichych łez, które od razu były scałowywane, a nasze dusze nigdy nie pozostawały skłócone – bywały jedynie smutne, zawiedzione, bądź zagubione. Nigdy skłócone. I może dlatego mam obecnie przeczucie, że mimo iż nigdy nie poznam jego duszy całkowicie, to ona nie pozostanie mi obca. Zawsze będzie zbliżać się do tej mojej i mimo że nigdy nie dosięgną siebie nawzajem (co jak już wcześniej wytłumaczyłem – byłoby katastrofą), tworzą pozór jedności, która jest wystarczająca do tego, by kochać absolutnie i prawdziwie.

CZYTASZ
Amazonia | larry
FanfictionStudent londyńskiej uczelni, Louis, z racji swoich osiągnięć - które paradoksalnie z dżunglą nie mają zbyt wiele wspólnego - trafia do serca Amazonii jako członek ekspedycji naukowej. Podczas pieszej wędrówki, feralnie gubi się wśród dżungli, jednak...