choćbyśmy mogli się nawet stać uczonymi uczonością drugich, mądrzy możemy być jedynie własną mądrością
Obudziłem się razem ze wschodem słońca. Oznaczało to, że leżałem w łóżku już przez co najmniej piętnaście godzin. To wcale nie znaczy, że spałem. Otóż, nie spałem prawie w ogóle. Nawet jeśli postrach otaczającej puszczy i wypełniający mnie ból były ku temu wystarczającą zachętą. Łóżko było mokre tak samo, jak spodenki i koszulka, które na sobie miałem. Czułem smród pochodzący z mojego ciała, które obficie zlane było potem tak, jakbym dopiero co wyszedł spod prysznica, którego – o ironio – nawet tutaj nie było. Zapragnąłem zmyć z siebie każdą kropelkę słonej cieczy, ale nie minęło długo, nim uświadomiłem sobie, że położenie nóg na ziemi oznaczało przeraźliwy, niemal elektryzujący moje ciało, ból. Wydobyłem z siebie głośny krzyk, nim znów opadłem na zapocone posłanie, a przed oczami mignęła mi czarna plama na udzie. Nie mogłem uwierzyć, że przez tą pieprzoną tarantulę nie mogłem nawet chodzić.
- Spokojnie, już jestem – usłyszałem nadzwyczaj łagodny głos Harry'ego. Ale tym razem nie poczułem ulgi. Poczułem złość, ogarniającą moje ciało i wzmagającą we mnie chęć wydostania się z tego miejsca.
- Wcale nie będę, kurwa, spokojny dzięki tobie – wysyczałem po raz kolejny próbując wydostać się z łóżka, ale kończąc jedynie z cichym przekleństwem pod nosem jako jedną z reakcji na rozchodzący ból w mojej nodze. – Nie mogę chodzić. Nie mogę się nawet, kurwa, umyć. Wszystko to przez ciebie. Wszystko przez ciebie – powtórzyłem ciszej, próbując powstrzymać łzy cisnące się do moich oczu. Ten ból był nie do zniesienia.
- Pokaż mi swoją nogę, spróbuję ci pomóc – zaproponował tak samo spokojny, jak wcześniej, podchodząc bliżej i powoli siadając na łóżku obok. Zażenowany zgodziłem się kiwnięciem głowy, ponieważ będąc szczerym nic innego nie mógłbym zrobić, kiedy wokół nie było nikogo innego zdolnego mi pomóc. Harry podwinął nogawkę moich spodenek, uważnie obserwując obrzęk na moim udzie. – To dość duża opuchlizna – wymamrotał pod nosem, powracając swoim spojrzeniem do mojej twarzy. – Mogę nasmarować twoją skórę maścią?
- A mam jakiś wybór? – sapnąłem przeciągle, wciąż głęboko dysząc z powodu bolesnych wstrząsów, które napadły moje ciało jeszcze chwilę temu.
- Świetnie, poczekaj chwilę. – Niespodziewanie wstał z łóżka, dlatego bez wyrzutów sumienia, na nowo przymknąłem swoje powieki ze zmęczenia. Moja skóra lepiąca się do wszystkiego wokół, nie była jednym z najprzyjemniejszych uczuć. Czułem każdą najmniejszą drobinkę kurzu przylepiającą się mojej skóry, wszędzie była wilgoć, ta pieprzona wilgoć, której już dłużej nie mogłem znieść. Ten dyskomfort sprawił, że nie zauważyłem nawet kiedy Harry był znów obok. Tym razem jego smukła dłoń wędrowała lekko po mojej skórze w okolicach rany, najprawdopodobniej sprawdzając granicę mojego bólu. – Jest dobrze?
- Nie jestem małą dziewczynką, smaruj to w końcu. Chcę się już stąd wydostać – wysapałem, sycząc przeciągle chwilę potem, kiedy Harry, w celu osuszenia mojej skóry z potu, przejechał materiałem po moim udzie nie będąc nawet w połowie tak ostrożnym, jak wcześniej.
- To, kurwa, bolało!
- Myślałem, że nie jesteś małą dziewczynką – odparł z małym uśmiechem tańczącym na jego wargach. Po raz pierwszy zobaczyłem w nim wtedy tego małego diabła, który w przyszłości miał mnie jeszcze zahipnotyzować. Do tej pory nie znałem go od tej strony. Z perspektywy czasu wiem, że ta wersja jego charakteru podświadomie mnie ekscytowała. Nigdy bym się jednak do tego nie przyznał. Zwłaszcza, że w tamtym momencie jego „niewinny" żart spowodował jedynie, że w moich oczach na nowo zagościły łzy spowodowane bólem.

CZYTASZ
Amazonia | larry
FanficStudent londyńskiej uczelni, Louis, z racji swoich osiągnięć - które paradoksalnie z dżunglą nie mają zbyt wiele wspólnego - trafia do serca Amazonii jako członek ekspedycji naukowej. Podczas pieszej wędrówki, feralnie gubi się wśród dżungli, jednak...