jeśli będziemy się cofać musimy zacząć biec
Minęło kolejnych siedem dni.
To był mój szesnasty dzień w dżungli. Wiedziałem to, ponieważ wszystko skrupulatnie zapisywałem swoim ołówkiem na jednej z drewnianych desek.
Wszystkie dni wyglądały niemal tak samo. Moje noce wciąż były niespokojne i niemal w całości nieprzespane. Jednak pomimo tego, rano wstawałem z energią, którą dotąd wciąż trudno było mi pojąć. Podnosiłem się, widząc Harry'ego w tym samym pomieszczeniu, bo opuszczał swój hamak każdego dnia wraz ze wschodem słońca, a ponieważ nigdy nie chciał mnie budzić, po prostu czekał, aż sam to zrobię. Więc zastawałem go, leżącego lub siedzącego na posadzce i czytającego jedną ze swoich totalnie średniowiecznych książek, bądź piszącego coś w swoich zupełnie renesansowych notesach. Mimi najczęściej biegała gdzieś wokół jego nóg, stale zmieniając pozycję i sprawiając, że Harry co chwilę odrywał się od swojej pracy, obserwując ją z małym uśmiechem. Jednak małpka nie zbliżała się do mnie w ogóle, aż sam ją do siebie zawołałem lub dałem znak, że to w porządku, ponieważ jestem wybudzony. Miałem wrażenie, że to Harry jakimś swoim tajnym sposobem ją tego nauczył, jednak nie wgłębiałem się w te rozważania, wiedząc podświadomie, że mniemane odpowiedzi pochłonęłyby ze mnie zbyt wiele energii.
Kiedy wstawałem z łóżka, wyruszaliśmy na poranny spacer po owocowe śniadanie, które zjadaliśmy w drodze nad rzekę. Tam kąpaliśmy się i chwilę przyglądaliśmy się słońcu z przymkniętymi powiekami. Tym co mnie zaskakiwało był fakt, że z każdym kolejnym dniem, w istocie coraz bardziej zaczynałem czuć mniemaną energię kosmosu, o której wspominał Harry.
Potem wędrowaliśmy przez dżunglę różnymi, dotąd zupełnie nieznanymi mi ścieżkami. Kiedy wracaliśmy do domku, zazwyczaj obiad już na nas czekał. Jedliśmy go całą piątką, co dało mi okazję do poczucia się nieco bardziej komfortowo w gronie tak zgranej i kochającej się nawzajem grupy. Mimi biegała wokół nas, bez pytania podjadając z naszych talerzy i łatwo sprawiając, że uśmiech nie opuszczał mnie przez większość dnia.
Potem Harry miał w zwyczaju opowiadać mi o rzeczach, którymi się pasjonował albo uczył mnie różnych ręcznych robótek. Ale przy tym drugim najczęściej poddawałem się już na początku, zmieniając temat naszych rozmów i niejako zmuszając Harry'ego do porzucenia obecnie wykonywanej czynności i wgłębienia się w rozmowę ze mną lub pokazania mi w dżungli czegoś, czego pokazania łaknąłem. W większości były to tylko wymówki przed czynnościami, których nie chciałem wykonywać, jednak Harry nie mógł się tak po prostu oprzeć okazji pokazania albo nauczenia mnie czegokolwiek nowego.
Wieczorami piliśmy różne soki, bądź napary, najczęściej yerba mate – coś w rodzaju trawiastej herbaty, która, według Harry'ego, znacznie pomagała w zwalczaniu bezsenności. I, choć nadmienił to tylko raz, a ja sam nigdy nie wspominałem mu o moich kłopotach ze snem, nie miał nic przeciwko temu, że – choć napój smakował mi średniawo – prosiłem o niego niemal codziennie. Ostatecznie, nie pomagał zbyt wiele, co zaczynało mnie już trochę martwić. Czułem, że mój organizm dłużej nie wytrzyma, śpiąc jedynie po trzy godziny na dobę, jednak postanowiłem nie dzielić się tym problemem z nikim innym. Byłem pewien, że powodem dla takiego stanu rzeczy była najzwyklejsza zmiana klimatu, dlatego postanowiłem zbyć te zmartwienia.
Oprócz tego, jedliśmy placki z manioku, bądź bananów, ryż, kartofle, albo fasolę. Wszystko to, wciąż zdawało się być zupełnie bezsmakowe dla mojego podniebienia, jednak nie miałem innego wyboru, niż jeść, ponieważ – choć zawsze pragnąłem schudnąć choć trochę – skala mojego chudnięcia w pierwszych dniach w dżungli, przeraziła mnie na tyle, że postanowiłem wziąć się w garść.
CZYTASZ
Amazonia | larry
FanficStudent londyńskiej uczelni, Louis, z racji swoich osiągnięć - które paradoksalnie z dżunglą nie mają zbyt wiele wspólnego - trafia do serca Amazonii jako członek ekspedycji naukowej. Podczas pieszej wędrówki, feralnie gubi się wśród dżungli, jednak...